Nina Witkiewiczowa i Witkacy: Historia burzliwego związku
Kobiety kryjące się za dziełami wielkich mistrzów często były nie mniej fascynujące od płócien, na których je utrwalono. Ekscentryczna Dora Maar, niezależna Victorine Meurent, tajemnicza Lisa del Giocondo czy twardo stąpająca po ziemi Catherine Bolnes – to tylko niektóre z nich. Przeczytaj fragment książki "Kobiety z obrazów", w którym Małgorzata Czyńska opisuje burzliwe małżeństwo Witkacego i Jadwigi von Unrug.
"Woda na młyn Stasia" - myślała pewnie Jadwiga Witkiewiczowa, wkładając papieros do cygarniczki i zaciągając się głęboko dymem. Niewiele jadła, najwyżej jajko czy kawałek twarogu. Była coraz słabsza, coraz chudsza, coraz bardziej schorowana. Dolegało jej serce, przyduszała astma. Papierosów jednak nie mogła sobie odmówić. "Nie wiesz, co robisz, że palisz" - zrzędził Witkacy w listach albo: "Od tego, jak sobie pomyślę, co Ty ze sobą robisz, to mi się zimno robi. To jest po prostu samobójstwo. Cała depresja i brak sił stąd".
Tyle lat minęło, a słowa nieżyjącego męża wciąż do niej wracały. "Chcesz, to giń, psiakrew - palenie jest czymś okropnym, zwalającym z nóg byki" - grzmiał w odpowiedzi na żądanie, żeby się odczepił od jej palenia. Namawiał, żeby chociaż ograniczyła nałóg: "Na moją cześć spróbuj trzy dni" - prosił. On sam co raz to rzucał papierosy i wciąż ją o tym informował. Wiele listów do żony zaczynał od zdania: "Jutro definitywnie przestaję palić". (...)
Obiecała mu, że tę korespondencję zachowa tylko dla siebie, że ustrzeże się od ekshibicjonizmu wdów po wielkich mężach. "A - jeśli tak, to nie mogę o tym pisać, ponieważ nie chcesz spalić moich listów - zarzekał się Witkacy już w liście z 25 lipca 1925 roku. - A jeśli komu po śmierci mojej do rąk wpadną, będę skompromitowany (i Ty także), że o takich rzeczach musiałem pisać do Żony (!)".
Listów nie spaliła, a po wojnie cały jego dorobek skrzętnie porządkowała i przepisywała. Do końca życia pozostała pod wpływem Stasia. Powtarzała stare dowcipy i powiedzonka, jak mało kto rozumiała jego twórczość, tragizm i poczucie humoru. (...)
A ona przecież w swoich wspomnieniach o związku ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem napisała rozbrajająco otwarcie: "Małżeństwo nasze nie było szczęśliwe". "Wariat z Krupówek" - demoniczny Witkacy, czyli przystojny i utalentowany Stanisław Ignacy Witkiewicz, był prawdziwą atrakcją i ozdobą Zakopanego. Zjeżdżający do zimowej stolicy Polski aktorzy, pisarze, sportowcy i gruźlicy wypatrywali Witkacego. W dwudziestoleciu międzywojennym przedstawiciele elity zamawiali u niego portrety. Z wybrańcami pił wódkę, eksperymentował z narkotykami, robił teatr (...).
W Jadwidze von Unrug spodobały mu się zgrabne nogi, demonicznie rude włosy i drzewo genealogiczne sięgające IX wieku. "Ja jestem z domu von und zu, a to tak imponowało mu" - śpiewa księżna w Szewcach Witkacego. Jadwiga mówiła, że to o nich. "O, mój Witkacy, zakochałam się" - śpiewała Nina na nutę Rozmarynu, jadąc saniami przez zaśnieżone Zakopane. Był wieczór 7 lutego 1923 roku.
Tak naprawdę nie zakochała się - jeszcze nie wtedy, ale była pod silnym urokiem przystojnego artysty. Jadwiga Unrużanka, zwana przez wszystkich Niną, przyjechała do Zakopanego jesienią 1922 roku na leczenie płuc. Mieszkała w pensjonacie matki swojej znajomej Wandy Kosseckiej, która prowadziła wytwórnię artystycznych kilimów.
Na spotkania u Wandy schodziła się cała tutejsza banda: Tymon Niesiołowski, August Zamoyski, Karol Szymanowski, Karol i Zofi a Stryjeńscy. Nina spotykała się też ze swoją kuzynką Marią z Kossaków Pawlikowską, która po ślubie zamieszkała w rodzinnym domu męża, w Willi pod Jedlami na Kozińcu. Chodziła na kolacje zakrapiane wódką i na góralskie wesela. I tylko Witkacy był niedostępny.
"Pokazywano mi go - pisała po latach - ale jakoś był nieosiągalny i nawet mnie to korciło, że nie mogę go poznać jako jedną z większych osobliwości Zakopanego". W końcu jednak spotkali się na jakimś podwieczorku. Towarzystwo od razu zauważyło, jak wielkie wrażenie wywarła na Witkacym dumna, choć uboga arystokratka. (...)
Zaprosił ją do willi Tatry na Chramcówkach, gdzie mieszkał. Poprosił, żeby mu pozowała do obrazu. "Byłam niezmiernie dumna i zadowolona z tej zaszczytnej propozycji - wspominała - ale Staś się jakoś nie pokazywał, a ja musiałam wyjechać z wielkim żalem, że opuszczam Zakopane i tak ciekawych ludzi".
Wróciła w lutym następnego roku i niemal natychmiast spotkała Witkacego. Trzy dni później byli po słowie. Była cudowna, wyiskrzona gwiazdami noc - taka, jakie tylko w Zakopanem bywają - notowała we wspomnieniach Nina. - Staś zaproponował mi spacer i poszliśmy w kierunku Kuźnic; pierwsze słowa, które Staś wypowiedział, były: Czy pani zechciałaby zostać moją żoną?, a po mojej przychylnej odpowiedzi dziękował mi najczulej i zaraz zapytał, czy mi bardzo zależy na tym, aby mieć dzieci, bo on wolałby ich nie mieć, z obawy, że nie byłyby udane, jako że oboje do pewnego stopnia jesteśmy degeneraci.
Odgrywał narzeczonego: zabierał Ninę na kolacje, orgietki i do kina. Uczył ją jeździć na nartach. Przedstawił matce i ciotkom. Matce zresztą już kilka miesięcy wcześniej, zaraz po poznaniu Jadwigi, powiedział, że chętnie by się z tą panną ożenił. Dzień po oświadczynach na pytanie Niny, czy wytrzeźwiawszy, nadal obstaje przy propozycji małżeństwa, Witkacy powiedział poważnie: "Klamka zapadła". Chciał się żenić, ustatkować, zmienić coś w życiu. (...)
"Moja narzeczona jest nie b. ładna, ale b. sympatyczna" - pisał do Bronisława Malinowskiego. "Nie kocha mnie wcale, a nawet jej się specjalnie nie podobam. Ale mniejsza o to. Nie posiada żadnych dóbr materialnych, ale rozumie, co to jest fantastyczność w życiu i poza życiem. [...] Nie myśl, że dostałem bezika (sic!). Jestem zupełnie przytomny, ale ślub myślę wziąć po pijanemu albo pod narkozą." (...)
* Więcej o książce "Kobiety z obrazów" przeczytasz TUTAJ.
"Powtarzam Ci po raz ostatni, że Cię kocham" - pisał do niej jeszcze w okresie krótkiego narzeczeństwa. W mieszkaniach w Zakopanem i Warszawie wisiały portrety Niny malowane przez męża. Pastele na kartonach, niektóre szkicowe, szalone, powstałe pod wpływem używek.
Ten najpiękniejszy portret, dbały o detale, na którym Nina siedzi w fotelu na tle egzotycznego pejzażu, Witkacy namalował w czerwcu 1925 roku. Portret w typie A, czyli w skali Witkacego najbardziej "wylizany", to wierny wizerunek żony, niemal fotograficzny, bez żadnych deformacji. Nina, ubrana w elegancką suknię z białym kołnierzem, z różowymi mankietami i lamówką, wygląda poważnie i smutno. Obraz pochodzi z okresu, kiedy między małżonkami nie działo się już dobrze. Od kilku miesięcy nie mieszkali razem. Nina wróciła na Bracką i od tej pory jej przyjazdy do Zakopanego poprzedzane były wieloma listami i szczegółowym ustalaniem terminu. Jeśli kiedykolwiek była między nimi jakaś sielanka, to trwała krótko.
Początkowo nawet było nieźle - wspominała Nina. - Staś chodził rozpromieniony i opowiadał wszystkim, że mnie piekielnie kocha, a ja go zaledwie znoszę, i bawiło go to, bo była to zupełnie nowa sytuacja. A ja - o ile poznawszy Stasia, byłam nim oczarowana, to potem, pod wpływem tych drobnych nieporozumień, trochę się nie tyle rozczarowałam, bo dumna byłam, że taki właśnie człowiek mnie wybrał za żonę, ile byłam zmęczona i nie nadążałam za tym piekielnie intensywnym życiem, jakie Staś prowadził.
Była jeszcze bardzo ważna przeszkoda w osiągnięciu harmonii w naszym małżeństwie - dodaje Nina. - Staś był erotomanem, i więcej niż erotomanem, uważał przeżycie seksualne z osobą kochaną za coś bardzo pięknego i istotnego. Ja, niestety, mimo pozorów "wampa", byłam pozbawioną temperamentu i o ile lubiłam bardzo całować się i pieścić, że tak powiem "niewinnie", o tyle te poważne sprawy nudziły mnie i męczyły i znajdowałam w nich mało przyjemności, a nie chciałam udawać, że coś odczuwam. Staś wyobrażał sobie - zupełnie niesłusznie, bo z najbardziej ukochanym człowiekiem w moim życiu nie zaznałam prawdziwej rozkoszy fizycznej - że dlatego nic nie odczuwam, bo nie kocham go, i że gdyby na jego miejscu znalazł się jakiś Savoya lub Wittelsbach, byłoby inaczej. Nie mogłam go przekonać, że tak nie jest, i dopiero po wielu latach uwierzył, że nie jestem w ogóle 100% kobietą.
"Oziębłość erotyczna" żony stała się dla Witkacego pretekstem do licznych zdrad, choć pewnie zdradzałby ją i tak, bo fizyczną wierność miał za nic. Wiedziała, że wokół niego zawsze były kobiety, "wydry i wampy", jak choćby aktorka Irena Solska, z którą Witkacego łączył młodzieńczy burzliwy romans. Małżeństwo z Niną niczego nie zmieniło, bo Staś nie dawał sobie "nałożyć kagańca". (...)
Jego romanse są często udokumentowane licznymi portretami wybranek. Trudno wyliczyć wszystkie nazwiska, bo lista jest długa, a kończy się na Marii Zarotyńskiej, ślicznej manikiurzystce młodszej o trzydzieści cztery lata, którą Witkacy odbił zakopiańskiemu fryzjerowi.
Kiedy odkryłam, że Staś mnie zdradza, byłam w rozpaczy - pisała szczerze Nina - i zaraz powiedziałam mu o tym, że wiem i że wobec tego trzeba będzie się rozstać, bo nasze małżeństwo może mieć sens jakiś jedynie przy wzajemnej miłości, wobec tego, że nie mamy ani własnego domu, ani dzieci - tych ogólnie wiążących okoliczności. Długo rozmawialiśmy, płacząc oboje, skończyło się na tym, że Staś obiecał mi wierność, bylebym tylko nie opuszczała go, bo - jak się wyraził - żyć beze mnie nie może. Jakiś czas był spokój, ale wkrótce rozpoczęło się wszystko na nowo. [...] I tak to trwało, ale coraz więcej było kobiet w jego życiu, aż wreszcie przestaliśmy być małżeństwem, tylko dobrymi przyjaciółmi.
Między nimi narastały pretensje i żale, "symfonia ponurości, która nas otacza", według słów Witkacego. W 1925 roku Nina pomna przedmałżeńskiej umowy poddała się aborcji. Bolała nad tym do końca życia i miała żal do męża, że nie pozwolił jej na dziecko. Do zupełnego ochłodzenia stosunków z jej strony doszło w 1929 roku, kiedy Staś zakochał się szaleńczo w urzędniczce z Warszawy, Czesławie Oknińskiej-Korzeniowskiej. Odtąd widywali się trzy, cztery razy do roku. Witkacy zjeżdżał do stolicy w związku z działalnością słynnej Firmy Portretowej, bo portrety malowane na zamówienie stały się głównym źródłem jego utrzymania. Nina spędzała pod Giewontem letnie lub zimowe wakacje.
Okresy separacji z Niną sprawiały Witkacemu przykrość. Wiedział, że z dumą ukrywała swój ból, choć w listach czasami nie taiła smutku. Witkacy nazywał ją "męczennicą miłości" i wciąż zapewniał: "Wiedz, że nie kocham nikogo prócz Ciebie, a reszta to zabawa" albo "Nineczko Ty jedna, a poza tym dupy i ofszem, ale to nie to", "Ty jednak jesteś jedna jedyna i na to nie ma rady". I jeszcze: "Nie opuszczaj mnie, bo się zabiję albo zwariuję". Nie wystąpiła o rozwód, zgodziła się na małżeństwo na jego zasadach i sama zresztą też miewała związki z mężczyznami, między innymi z Franciszkiem Radziwiłłem, którego Staś nazywał Pierwszym Faworytem Cesarzowej Zjednoczonej Witkacji. (...)
Ostatecznie to katastroficzna wizja historii i strach przed Sowietami doprowadziły go do tragicznego końca. Rankiem 18 września 1939 roku, na wieść o wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski, Witkacy popełnił samobójstwo, podcinając sobie żyły. Doświadczenia I wojny światowej, bitew i pobytu w Rosji podczas wybuchu rewolucji październikowej odcisnęły na nim zbyt silne piętno. Nina mówiła z przekonaniem, że gdyby była przy nim w tych ostatnich godzinach, toby go uratowała, nie zgodziłaby się jak towarzysząca Witkacemu Czesia na wspólne samobójstwo, nie pozwoliłaby odejść "najwybitniejszemu człowiekowi w Polsce". Może miała rację, w końcu przez kilkanaście lat małżeństwa ciągle go ratowała z depresji. (...)
* Więcej o książce "Kobiety z obrazów" przeczytasz TUTAJ.
***
Wielka loteria na 20-lecie Interii!
ZAGŁOSUJ i wygraj ponad 20 000 złotych - kliknij!
Zapraszamy do udziału w wielkiej . W tym roku świętujemy swoje 20-lecie i mamy dla ciebie niespodziankę. Możesz wygrać gotówkę! Z okazji 20-lecia Interii zapraszamy do Multiloterii. Codziennie do wygrania minimum 20 000 złotych, a w finale nagroda, która z każdym Waszym zgłoszeniem rośnie! Zawalcz o duże pieniądze już teraz!