Ojciec Józef Witko: Widziałem Jezusa w białej szacie
Jest charyzmatykiem. Na odprawiane przez niego msze św. o uwolnienie i uzdrowienie ściągają tłumy. Miał kilkanaście lat, gdy w jego życiu zaczęły się dziać rzeczy niewytłumaczalne. Dziś, za pośrednictwem franciszkanina, doświadczają tego inni.
Kiedyś przyszli do niego rodzice 7-miesięcznego dziecka, które miało w sercu dziurę wielkości 7,5 mm. Miało być operowane. Ojciec Józef Witko modlił się nad nim. Jeszcze tego samego dnia chłopca zawieziono do szpitala na zabieg.
Zdumieni lekarze orzekli: "Operacja nie jest potrzebna, ubytek wynosi zaledwie 1,5 mm". Rodzice płakali ze szczęścia. Po kolejnej modlitwie franciszkanina dziura zniknęła zupełnie. Duchowny niezwykły działania Stwórcy zaczął doświadczać już jako nastolatek. W snach przychodziły do niego dusze czyśćcowe z prośbą o pomoc.
- Byłem budzony w nocy i przynaglany do modlitwy za zmarłych i tych, którzy umierali w danej chwili - wspomina.
Doświadczał też obecności złego ducha. I miał wizję, co się dzieje z człowiekiem, który popełnia grzech śmiertelny. - Moje ciało zaczęło się zmieniać. Straciłem ludzkie cechy i zacząłem przybierać wygląd zwierzęcia - mówi. Niewidzialna siła unosiła go w górę, nie mógł wydobyć z siebie głosu. Czuł, że jest zgubiony. Wtedy Bóg wskazał mu ratunek. - Zanurzony w wodach rzeki symbolizują- cej chrzest święty, zostałem uwolniony i wróciłem do ludzkiej postaci... - opowiada. Nikomu nie mówił o tych dziwnych doświadczeniach. Dojrzewało w nim powołanie. Miał 16 lat, gdy wstąpił do franciszkanów.
Słychać ryki, jęki, warczenie
W kazaniach chciał nie tylko opowiadać o Jezusie. Pragnął, by ludzie doświadczali Go żywego. Członkowie charyzmatycznej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym W mszach o uzdrowienie odprawianych przez ojca Witko uczestniczy wiele osób, które liczą na pozbycie się choroby. Duchowny podkreśla jednak, że ich głównym celem jest uzdrowienie duchowe, a nie cielesne.
Największy cud, jakiego możemy doświadczyć, polega na odkryciu, że Bóg nas prowadzi. - Wtedy nie jest ważne, czy zostanę uleczony, czy pozbędę się nałogów. Nawet jeśli to jest zło, Bóg wyprowadzi z niego dobro - tłumaczy o. Witko. On sam działania Stwórcy zaczął doświadczać już jako nastolatek. W snach przychodziły do niego dusze czyśćcowe z prośbą o pomoc. - Byłem budzony w nocy i przynaglany do modlitwy za zmarłych i tych, którzy umierali w danej chwili - wspomina.
Doświadczał też obecności złego ducha. I miał wizję, co się dzieje z człowiekiem, który popełnia grzech śmiertelny. - Moje ciało zaczęło się zmieniać. Straciłem ludzkie cechy i zacząłem przybierać wygląd zwierzęcia - mówi. Niewidzialna siła unosiła go w górę, nie mógł wydobyć z siebie głosu. Czuł, że jest zgubiony. Wtedy Bóg wskazał mu ratunek.
- Zanurzony w wodach rzeki symbolizującej chrzest święty, zostałem uwolniony i wróciłem do ludzkiej postaci... - opowiada. Nikomu nie mówił o tych dziwnych doświadczeniach. Dojrzewało w nim powołanie. Miał 16 lat, gdy wstąpił do franciszkanów.
Słychać ryki, jęki, warczenie
W kazaniach chciał nie tylko opowiadać o Jezusie. Pragnął, by ludzie doświadczali Go żywego. Członkowie charyzmatycznej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym przeprowadzili nad nim modlitwę o Jego wylanie. - Oczekiwałem, że doświadczę spotkania z Trzecią Osobą Boską, ale czułem tylko spokój i radość - wspomina. Nie wydarzyło się nic spektakularnego, lecz to właśnie wtedy zapragnął odprawiać msze za chorych - o ich uzdrowienie i uwolnienie.
Na takich nabożeństwach, w czasie modlitwy wstawienniczej, ludzie podchodzą pod ołtarz, a kapłan kładzie dłoń na głowie każdego. Niektórzy padają na podłogę. - To spoczynek w Duchu Świętym, dotknięcie przez Boga. Człowiek doświadcza takiego błogiego stanu, poruszenia, że upada i otwiera się na działanie łaski - wyjaśnia o. Witko. Czuje się wówczas bezpieczny, jego ciało jest rozluźnione. Gdy upada, nie doznaje urazów.
U osób opętanych jest inaczej - napinają mięśnie, kurczą się, zwijają w kłębek. Zamykają się na Bożą łaskę. Ale wystarczy zrobić im krzyżyk na czole, by mięśnie się rozluźniły. Czasem zły duch manifestuje swą obecność: słychać płacze, krzyki, buczenie, warczenie. Zakonnik podkreśla, że coś, co wygląda jak spoczynek, też może pochodzić od szatana. On nie chce, by zniewolonej przez niego osobie pomogła modlitwa, dlatego ją z niej "wyłącza". Jak to rozpoznać?
Ktoś, na kogo działa Duch Święty, ani na chwilę nie traci świadomości, a osoba, która jest pod wpływem szatana, potem nie pamięta, co się z nią działo.
Paszcza węża stała się ogromna
Ojciec Witko kiedyś miał niecodzienny sen. - Zobaczyłem węża na pustynnym piasku. Nagle jego paszcza zaczęła urastać do ogromnych rozmiarów. Wydobył się z niej przeraźliwy ryk - opowiada. Ale już po chwili wąż zaczął pełznąć w stronę pustyni, a jego paszcza zmalała. - Wtedy usłyszałem głos: "Zobacz, on tylko tyle może". Wierzę, że był to proroczy sen - zapewnia. Szatan nie zdoła nic wskórać, gdy jesteśmy złączeni z Jezusem. A to zapewni nam częste przystępowanie do Eucharystii, życie w zgodzie z przykazaniami, lektura Biblii. Ważna jest szczera miłość bliźniego i umiejętność przebaczania, niechowanie urazy, żalu, gniewu.
- Gdy jakaś choroba nie chce ustąpić, powinniśmy przeanalizować nasze życie pod kątem braku przebaczenia - radzi zakonnik. To niszczy zdrowie i nie pozwala zbliżyć się do Boga. - Widziałem kiedyś, jak podczas mszy w kościele zjawił się Jezus. Ubrany w białe szaty zbliżał się do ołtarza. Nikt nie zwrócił na Niego uwagi. Chrystus obecny jest w każdej Eucharystii. Chciejmy się z Nim spotkać - zachęca zakonnik.