Ostra jazda bez trzymanki
Danuta Hojarska, posłanka Samoobrony, opowiedziała w Sejmie o incydencie, który miał miejsce w jednej z warszawskich restauracji. Dziennikarz "Faktu" robił jej zdjęcia w toalecie, a potem się z nią szarpał. Na dowód pokazała sińce na ramieniu i udzie.
Redaktor naczelny "Faktu" stanął w obronie swojego pracownika na właściwym "Faktowi" poziomie: "Rewelacje pani Hojarskiej są śmiechu warte. Jeśli ona zarzuca, że została pobita, to jest to ewidentna głupota." W obronie Hojarskiej nikt nie stanął. Ale nie znaczy to, że ten absurdalny incydent, świadczący dramatycznie o upadku naszych obyczajów, niezależnie od tego, kto pierwszy zaczął szarpać kogo, nie był szeroko komentowany. Był. Lecz komentarze nie dotyczyły przekraczania granic prywatności. Wybitni satyrycy i felietoniści chwycili za pióro tylko po to, by szydzić z posłanki Hojarskiej, która poszła do toalety. W toalecie, wiadomo, trudno się obronić. Człowiek z natury rzeczy narażony jest na śmieszność. A jeszcze ktoś taki jak posłanka Hojarska! Kto lubi posłankę Hojarską? Nie widzę. No to można bezkarnie drzeć z niej łacha. Niech śmieją się nie tylko czytelnicy "Faktu", ale też "Polityki" i "Przekroju". Toż wszyscy mamy równe prawo do śmiechu z kobiety, która poszła do toalety, a potem jeszcze miała za złe, że robiono jej tam zdjęcia. A na dodatek pokazywała siniaki! Toż to ubaw na całą Polskę! Ogólnonarodowe śmiechowisko, w którym może wziąć udział czytelnik każdej gazety.
Zajrzyjmy do "Wprost". To, że Mazurek z Zalewskim wyżywają się na posłance, ile wlezie, nie dziwi. Chłopcy zazwyczaj idą po linii najmniejszego oporu i nie wzlatują wysoko. Tym razem poszli głębiej niż zwykle. Wgryźli się w duszę posłanki, by ujawnić ukryte motywy jej działań: "Naszło nas, że madame H. mogła sama pobić się w toalecie, a to wszystko po to, by móc na konferencji bezkarnie przed 23 udo pokazać." Choć całej sprawie szarmancko poświęcili dużo miejsca, nie znalazło się tam słowo krytyki pod adresem dziennikarza "Faktu".
W "Polityce" redaktor Sławomir Mizerski ubolewa, że nie może zobaczyć zdjęć posłanki na sedesie. Ale widział udo, które posłanka pokazała, demonstrując siniaka. "Cóż, spodziewaliśmy się, że sprawy wyglądają nie najlepiej, ale nie - że aż tak nieciekawie. Jedyna korzyść z całego zajścia jest taka, że zaraz po tym, jak telewizyjna publiczność obejrzała posłankę z zadartą spódnicą, zbiorowe podniecenie wywołane medialnym atakiem na nią gwałtownie opadło".
Ani lubieżny poseł Łyżwiński, ani nagi poseł Maksymiuk nie stali się obiektem tak ostrych ataków jak posłanka, której udo nie spełniło wymagań stawianych przez Mizerskiego ciału kobiety. Kuba Wojewódzki na łamach "Przekroju" też zajął się posłanką: "W kiblu jednej ze stołecznych restauracji dorwała fotoreportera brukowego i marzenia posłanki o zwarciu sięgnęły bruku. Niestety pojedynek nie został rozstrzygnięty, bo kiedy zawodniczka Samoobrony zobaczyła sprzęt sparingpartnera, zsiniała z zazdrości." Dowcipne? Nie bardzo. Ale czy musi być dowcipne? Wystarczy, że ośmiesza posłankę Hojarską.
Kiedyś felietoniści, publicyści, satyrycy używali lżejszego oręża. Sięgali po ironię, żart, aluzję, tkali cienką nić złośliwości i oplatali nią swoją ofiarę, pozostawiając zaciśnięcie pętli inteligencji czytelnika. Dziś w subtelności mało kto się bawi. Prościej osiągnąć cel, waląc na odlew. Nieważne nawet, w słusznej czy niesłusznej sprawie. Zresztą, kto by tam sprawę rozsądzał lub czekał na jej rozsądzenie. Co za różnica: okradł czy został okradziony? Ważne, że jest się z kogo pośmiać. A posłanka Hojarska jakby do śmiechu stworzona, co już od dawna udowadnia Szymon Majewski. Nic dziwnego, że poszli za nim inni. Wszak na pochyłe drzewo nawet koza wskoczy, a nasi satyrycy od kozy nie gorsi.
Hanna Samson