Panika na krakowskim osiedlu. "Zabierzcie tego stwora"
Inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami odebrali niepokojący telefon. Na drzewie na jednym z krakowskich osiedli miał siedzieć stwór przypominający legwana. Mieszkańcy wpadli w panikę.
Na biurku Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (KTOZ) rozdzwonił się telefon. Spanikowana kobieta prosiła o pilną interwencję. Na drzewie obok jej bloku siedział tajemniczy stwór, który od dwóch dni budził przerażenie mieszkańców. Niektórzy przestali otwierać okna. Nie chcieli ryzykować, że nieproszone i prawdopodobnie niebezpieczne zwierzę wtargnie do środka.
Inspektor Adam zrelacjonował całe zdarzenie na Facebooku:
"- Przyjedźcie i go zabierzcie! - w głosie dzwoniącej kobiety brzmi desperacja.
- Ale kogo, proszę pani? - pytam.
- Tego stwora!!! Od dwóch dni siedzi na drzewie naprzeciwko bloku! Ludzie okien nie otwierają, bo się boją, że im to do domu wejdzie!"
Kobieta była tak zdenerwowana, że inspektorowi zajęło chwilę ustalenie szczegółów.
"- Ale co to jest, proszę pani? Może jakiś chory drapieżny ptak? - próbuję naprowadzić kobietę, w której głosie zdaje się rosnąć histeria.
- Nie! To nie jest ptak!
- A jak to coś wygląda? - dopytuję, bo chciałbym wiedzieć, czego się spodziewać.
- Jest brązowe, siedzi na drzewie i to jest ten... noooo, ten.. lagun! - pani wykrzykuje zadowolona, że nareszcie przypomniała sobie właściwe słowo.
Z trudem utrzymuję powagę. Lagun? Co to może być?
- Może legwan? - rzucam okiem na kalendarz, ale dziś nie jest pierwszy kwietnia.
- Tak, legwan! Siedzi tu od dwóch dni i wszyscy się go boją! To kiedy po niego przyjedziecie?"
Sytuacja wyglądała na poważną. Choć spotkanie legwana w Polsce, zwłaszcza przy niskiej temperaturze, raczej graniczyło z cudem, inspektorzy przyjęli zgłoszenie i udali się na miejsce. Przeczesali okolicę, ale niestety - zwierzęcia nie udało się im namierzyć.
Po kolejnym telefonie do kobiety, która zgłosiła prośbę o interwencję, inspektorzy znaleźli delikwenta. Siedział sobie beztrosko na drzewie, nieświadomy paniki, jaką wywołał.
"Jego brązowa skóra pobłyskuje w słońcu, choć gdzieniegdzie widać jakieś zmatowienia. Przyglądamy się dokładniej - biedak nie ma nóg ani głowy" - relacjonuje pan Adam.
Chwilę później wszystko stało się jasne: "Już wiemy, że stworowi, legwanowi, a raczej jednak - lagunowi pomóc nie jesteśmy w stanie". Groźny stwór okazał się bowiem... croissantem. Francuskim rogalikiem, którego ktoś beztrosko porzucił na drzewie.
"Siedział tam sobie i całkiem ładnie wyglądał, uwalniał wyobraźnię, nabierał cech gadzich, już niemal się ruszał, już się szykował do inwazji, już zaczynał przypominać smocze dziecię, już drżały okoliczne dziewice..." - podsumował całą akcję inspektor.
Ale na koniec swojego wpisu umieścił ważne słowa: "Zaznaczamy jednak, że zawsze warto zgłaszać, jeśli coś Państwa zaniepokoi. Lepiej sprawdzić i się mile rozczarować, czasem (niestety bardzo rzadko) się pośmiać, niż nie zareagować, co nieraz może doprowadzić do tragedii."
***
Zobacz również: