Prawie każdy marzy o wygranej na loterii. Niewielu wie, jak to się kończy
Wielu z nas marzy o trafieniu "szóstki" w Lotto. Planujemy, na co wydamy wygrane pieniądze i oczami wyobraźni widzimy, jak zmieni się wtedy nasze życie. Oczywiście na lepsze. Niestety, statystyki nie pozostawiają złudzeń - szanse na to, że szybko roztrwonimy cały majątek, są ogromne i rosną wprost proporcjonalnie do wysokości wygranej. Dlaczego tak się dzieje i czy można zapobiec zgubnym skutkom nagłego napływu gotówki? Zapytaliśmy o to specjalistkę psychologii pieniędzy, dr hab. Agatę Gąsiorowską, prof. Uniwersytetu SWPS.
Iwona Wcisło, Interia: Znalazłam wyniki badań, z których wynika, że co 10. zwycięzca loterii w ciągu pięciu lat roztrwania pieniądze, a ryzyko bankructwa zwiększa się wraz z wysokością wygranej. Czy rzeczywiście tak jest?
Dr hab. Agata Gąsiorowska: - Zaskakujące, że według tych badań tylko 10 proc. wygranych bankrutuje. Zastanawia mnie, co badacze uznali za bankructwo? Bo jeśli osoby zachłyśnięte myślą, że są teraz bardzo zamożne, roztrwaniają nie tylko wygraną, ale też cały swój majątek, czyli w sensie dosłownym bankrutują i ogłaszają upadłość konsumencką, to pewnie ta liczba nie jest jakoś bardzo zaniżona. Ale gdybyśmy policzyli ludzi, którzy roztrwaniają "jedynie" wygraną, to myślę, że ten odsetek byłby znacznie większy.
Dlaczego tak się dzieje?
- Ekonomiści twierdzą zwykle, że wszystkie pieniądze są takie same. Niezależnie od tego, czy pochodzą z wygranej, czy je zarobiliśmy, czy mamy je w gotówce, czy może trzymamy na koncie - wszystkie powinniśmy traktować tak samo. Jednak badania w psychologii i ekonomii behawioralnej, pokazują, że tak nie jest. Ludzie traktują pieniądze w różny sposób, w zależności od kilku czynników. Mogą to być czynniki zewnętrzne, czyli dotyczące samych pieniędzy, lub wewnętrzne, dotyczące ludzi.
- Mniej więcej od lat 90. zeszłego wieku prowadzone są badania nad zjawiskiem księgowania umysłowego, które zostało opisane przez noblistę Richarda Thalera. Jego podstawowym założeniem jest to, że ludzie przypisują sobie pieniądze do różnych kont mentalnych w głowie - jak do kont w księgowości. I traktują je różnie, w zależności od tego, do jakiego konta zostały przypisane. Jednym ze sposobów przypisywania pieniędzy na te konta jest ich pochodzenie, czyli to, czy zostały zarobione, czy wygrane.
Jak zatem traktujemy takie niespodziewane pieniądze, z wygranej lub otrzymane w spadku?
- Pieniądze z wygranej a pieniądze ze spadku to często są dwie zupełnie różne rzeczy.
Zostańmy w takim razie przy wygranej.
Badania pokazują, że jeśli pieniądze zostały oznaczone w naszym umyśle jako "wygrana losowa", to traktujemy je w myśl zasady "łatwo przyszło, łatwo poszło".
- Zaś im więcej wysiłku wkładamy w ich pozyskanie, tym bardziej traktujemy je jako takie nasze i naprawdę istotne. Wtedy jest nam trudniej je beztrosko wydawać. Badania wykazały coś jeszcze - pieniądze z wygranej o wiele częściej przeznaczamy na hedonistyczne wydatki, mające na celu dostarczenie nam przyjemności, niż na takie, które spełniają jakieś konkretne funkcje użytkowe. Dajemy sobie przyzwolenie, żeby je najzwyczajniej w świecie przepuścić. I jest to zjawisko w miarę uniwersalne.
Załóżmy, że "szóstkę" w Lotto trafia osoba, która nie ma doświadczenia w obracaniu dużą sumą pieniędzy. Jaki scenariusz może się wydarzyć?
- Użyła pani sformułowania "nie ma doświadczenia", a ja bym powiedziała dobitniej: nie potrafi. Z jednej strony, taka osoba może nie mieć umiejętności związanych z długoterminowym planowaniem swojego budżetu, ponieważ do tej pory mógł on być na tyle mały, że żyła od pierwszego do pierwszego. Nie posiada też żadnych sięgających dalej planów finansowych i oszczędności. Z drugiej strony, wielu ludziom brakuje podstawowej wiedzy finansowej, nawet tej dotyczącej zarządzania comiesięcznym budżetem czy rozumienia podstawowych pojęć finansowych. W związku z tym taka osoba nie ma po prostu kompetencji, które pozwoliłyby jej wyobrazić sobie, jak taką kwotą można zarządzać, ani w jaki sposób będzie ona znikać, gdy zacznie ją wydawać.
Brak kompetencji finansowych to jeden z powodów bankructw zwycięzców loterii.
Niektóre kwoty są wręcz niewyobrażalnie duże. Pod koniec lutego w Lotto padła wygrana ponad 21 mln złotych.
- Dla osoby, która zarabia 4 tys. zł netto miesięcznie, nawet wygrana w wysokości 500 tys. zł jest niewyobrażalna. Dla niej jest to dziesięcioletnie wynagrodzenie. I tu dochodzimy do kolejnej przyczyny szybkiego roztrwaniania wygranych.
Wielkie kwoty wydają nam się tak duże, że traktujemy je niczym studnię bez dna.
- Uznajemy, że możemy te pieniądze wydawać, wydawać i wydawać. A to niestety tylko wrażenie, bo prędzej czy później się skończą.
- Gdy połączymy te dwa czynniki: brak wiedzy ekonomicznej i kwotę, która wydaje się komuś olbrzymia, pojawia się bezrefleksyjne wydawanie pieniędzy. Przypuśćmy, że marzy nam się nowy dom. Gdy działamy przy ograniczonym budżecie albo bierzemy kredyt, to na ogół wybór tego właściwego zajmuje nam sporo czasu. Szukamy informacji, porównujemy oferty itd. Kiedy jednak otrzymamy nagły zastrzyk gotówki, jest dużo bardziej prawdopodobne, że kupimy pierwszy dom, który nam się spodoba. I że nie będziemy się przy tym zbyt długo zastanawiać, czy jest on wart tych pieniędzy ani czy spełnia wszystkie nasze oczekiwania.
- Taka duża wygrana wprawia ludzi w pozytywny nastrój. W takim stanie o wiele częściej podejmujemy decyzje bezrefleksyjnie. Nie przetwarzamy wtedy informacji zbyt głęboko i dokładnie, tylko opieramy się na powierzchownych przesłankach.
Skoro o emocjach mowa - czy zwycięzcy odczuwają również te negatywne?
- Wachlarz emocji, jaki może się pojawić w przypadku wygranej, jest ogromny. Z jednej strony pojawiają się emocje pozytywne. Wydaje nam się, że tak duża kwota sprawi, że będziemy bardziej szczęśliwi. Wyobrażamy sobie, co kupimy za te wszystkie pieniądze i jak to wpłynie na nasze życie. Jak to wygląda w praktyce? Wygrywamy na loterii, kupujemy sobie nowe rzeczy, które chwilowo podnoszą nam nastrój, co jest naturalne. Ten efekt nie jest jednak trwały, a pieniądze i zakupy w dłuższej perspektywie nie sprawiają, że stajemy się szczęśliwsi, choć przecież na to liczyliśmy. Pojawiają się więc negatywne emocje, między innymi frustracja.
- W 1971 roku Brickman i Campbell zaproponowali określenie "kierat hedonistyczny", wskazując, że różne pozytywne doświadczenia mają jedynie przejściowy wpływ na nasz pozytywny nastrój, ale nie przekładają się na długofalowe szczęście. Inaczej mówiąc, ludziom się wydaje, że gdy będą mieli nowe rzeczy, staną się bardziej szczęśliwi. W związku z tym kupują je, ale ich poziom szczęścia się nie zmienia. Wtedy myślą, że muszą kupować coraz to nowe, lepsze rzeczy, goniąc za szczęściem jak chomik w kołowrotku albo właśnie koń w kieracie - a to szczęście nigdy nie przychodzi.
- Kiedy wygrywamy duże pieniądze, pojawiają się też różnego rodzaju obawy. Martwimy się, jak inni ludzie będą na nas patrzeć, czy znajomi będą nas traktowali tak jak wcześniej, czy nie pojawią się ludzie, którzy będą chcieli się z nami zaprzyjaźnić tylko dla pieniędzy itd. To wszystko dodatkowo może nasilać przeżywany stres. Tak więc wielkie pieniądze wywołują w nas mieszankę różnych emocji - pozytywnych i negatywnych, a to z dużym prawdopodobieństwem nie może skończyć się dobrze.
Czyli pieniądze jednak szczęścia nie dają?
- Trzeba mocno podkreślić problem, jakim jest już samo myślenie o pieniądzach przez pryzmat tego, co one mogą zrobić dla mnie, co fajnego stanie się w moim życiu, gdy będę je miał? Pieniądze to są tylko pieniądze, czyli pewna konwencja ekonomiczna, którą płaci się nam za pracę i którą my płacimy w sklepie. Nie powinny kojarzyć się ze szczęściem, bo wtedy będą raczej wywoływać nieszczęścia. Na przykład, kiedy ich zabraknie, albo nie będziemy wiedzieć, czy mamy ich wystarczająco dużo - wtedy będziemy czuć się nieszczęśliwi.
- Pieniądze oczywiście ponoszą jakość funkcjonowania oraz nasz dobrostan fizyczny i psychiczny, ale tylko wtedy, kiedy na samym początku jesteśmy bardzo, bardzo biedni. Wtedy niespodziewany przypływ gotówki wydamy najprawdopodobniej na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Jeśli ktoś ma tylko jedną starą parę butów i dzięki temu kupi sobie drugą, nową, to jego komfort życiowy się zwiększy. Ale gdy ktoś ma już mieszkanie i samochód, zaś wygrana spowoduje, że kupi sobie drugi, droższy samochód, to czy jego komfort życiowy i bezpieczeństwo się zwiększą? W takiej sytuacji poczucie szczęścia nie ma prawa szczególnie się zmienić.
Ludzie charakteryzują się różnymi postawami wobec pieniędzy. Czy mają one wpływ na to, jak poradzą sobie z wygraną?
- Oczywiście. Ogólnie rzecz biorąc postawy wobec pieniędzy można opisać w dwóch wymiarach. Jeden jest czysto instrumentalny, ekonomiczny i pokazuje, czy potrafimy zarządzać pieniędzmi. Mamy ludzi, których pieniądze się nie trzymają, są rozrzutni, a z drugiej strony takich, którzy są skrupulatni, planują, budżetują itd. Drugim wymiar mówi o tym, czy kojarzymy pieniądze z różnego rodzaju emocjami - zarówno pozytywnymi, jak i negatywnymi. Jeżeli jesteśmy przekonani, że pieniądze dają władzę i szczęście, automatycznie uznajemy, że jeśli ich zabraknie, to będziemy nieszczęśliwi. Wtedy właśnie cały czas się obawiamy, że nie mamy ich wystarczająco dużo, by na przykład inni nas szanowali. Tu z jednej strony mamy ludzi przekonanych, że pieniądze mają takie właściwości psychologiczne, a po drugiej znajdziemy takich, którzy traktują je czysto ekonomicznie i nie przywiązują do nich żadnych emocji.
- Kiedy te dwa wymiary skrzyżujemy ze sobą, otrzymamy cztery typy ludzi. Pierwszy potrafi zarządzać pieniędzmi i przywiązuje do nich wartość emocjonalną, drugi również potrafi zarządzać pieniędzmi, ale nie wywołują w nim one żadnych emocji, trzeci nie potrafi zarządzać pieniędzmi, ale się nimi nie przejmuje i czwarty, który nie potrafi zarządzać pieniędzmi, lecz bardzo się nimi przejmuje.
Który typ najlepiej poradzi sobie z duża wygraną, a który najgorzej?
Jeśli chodzi o wszystkie nasze zachowania finansowe, w tym również te dotyczącej wygranych pieniężnych, to najgorzej radzą sobie ci, którzy nie potrafią zarządzać pieniędzmi, a na dodatek bardzo się nimi przejmują.
- Oni najboleśniej odczują, że wygrały dużą kwotę. Najlepiej zaś poradzą sobie osoby, które potrafią zarządzać pieniędzmi, ale nie nadają im żadnego emocjonalnego znaczenia.
Co zatem pani radzi zwycięzcom, zwłaszcza tym, którzy nie potrafią zarządzać pieniędzmi i się nimi przejmują?
- Moja rada odnośnie aspektu emocjonalnego jest taka, że powinni się zastanowić, dlaczego tak bardzo przejmują się pieniędzmi. Według mnie to kluczowa sprawa. Często jest tak, że ludzie przejmują się nadmiernie pieniędzmi, ponieważ, na przykład, mają niską samoocenę, czują się niepewnie, są lękowi i dzięki pieniądzom oraz rzeczom materialnym próbują podbudować swoją samoocenę i zbudować wizerunek człowieka godnego szacunku. Warto by się zastanowili, dlaczego uważają, że pieniądze dadzą im takie zyski psychologiczne, jakie braki mają im zrekompensować, i spróbowali nad nimi popracować - sami lub z pomocą terapeuty.
- Jeśli zaś chodzi o aspekt instrumentalny, to jeśli taka osoba wie, że nie potrafi zarządzać pieniędzmi, powinna skorzystać z instrumentów finansowych, które ograniczą jej do nich dostęp. Niech nie trzyma ich na zwykłym koncie, tylko skorzysta z innych, bezpiecznych opcji, czyli takich, przy których nie ryzykuje utraty pieniędzy, a jednocześnie nie będzie mieć do nich łatwego dostępu. W innej sytuacji ekonomicznej poleciłabym lokatę długoterminową, ale w tej chwili ich oprocentowanie jest tak niskie, że mija się to z celem. Choć z drugiej strony, zablokowanie pieniędzy nawet na nisko oprocentowanej lokacie może być lepszym rozwiązaniem, niż posiadanie do nich nieograniczonego dostępu, bo wtedy szybko zostaną roztrwonione na głupoty.
Wcześniej wspomniała pani, że spadek traktujemy inaczej niż wygraną na loterii. Na czym polega różnica?
- Różnica wynika przede wszystkim ze źródła pochodzenia pieniędzy. Jeżeli dostajemy je od osoby, która była nam bliska, którą kochaliśmy, szanowaliśmy czy lubiliśmy, to w naszej głowie zostaną one oznaczone niejako cechami tej osoby. I bardzo często jest tak, że ludzie nie roztrwaniają spadku, jeśli otrzymują go od osoby, która była im bliska, i która nie pochwalałaby takiego zachowania. A jeżeli dostajemy nieoczekiwanie spadek na przykład od wujka, którego nigdy w życiu nie spotkaliśmy, to jest bardziej prawdopodobne, że będziemy go traktować jak wygraną. I włączą nam się wszystkie te mechanizmy, o których wcześniej rozmawiałyśmy.
Jaki jest najciekawszy pani zdaniem eksperyment z pieniędzmi w roli głównej?
- Może wrócę do eksperymentu z lat 60., dotyczącego kieratu hedonistycznego. Wspomniani już Brickman i Campbell przebadali osoby, które wygrały dużą kwotę na loterii typu naszego "Lotto", oraz osoby, które zostały sparaliżowane w wyniku wypadku. Oczywiście była również grupa kontrolna osób, które nie doświadczyły ani nic wyjątkowo pozytywnego, ani negatywnego. Badacze chcieli sprawdzić, jak wygląda poczucie szczęścia tych ludzi. Co się okazało? Zaraz po pozytywnym lub negatywnym zdarzeniu badani bardzo różnili się między sobą pod tym względem. Ci, którzy wygrali pieniądze, deklarowali, że są bardzo szczęśliwi, a ci, którzy wyszli z uszczerbkiem na zdrowiu z wypadku - że są bardzo nieszczęśliwi. Kiedy jednak badacze wrócili do nich po roku, okazało się, że między tymi trzema grupami nie było absolutnie żadnych różnic.
- Inne badania pokazują, że duża część naszego poczucia szczęścia jest zdeterminowana genetycznie. Nie większość, ale duża część. W pewnym sensie więc jesteśmy szczęśliwi albo nieszczęśliwi, tak "sami z siebie". Oczywiście różne zdarzenia, które nas spotykają, zarówno pozytywne, jak i negatywne, są w stanie chwilowo zmienić nasze poczucie szczęścia, ale nie spowodują, że w dłuższej perspektywie czasu staniemy się bardziej szczęśliwymi lub nieszczęśliwymi ludźmi. Do jednego lub drugiego stanu po prostu się przyzwyczaimy.
Stefan Kisielewski powiedział kiedyś, że pieniądze szczęścia nie dają, ale każdy chciałby to sprawdzić osobiście.
- To jest właśnie takie nasze złudzenie, którego nie potrafimy się pozbyć, mimo że wszystkie eksperymenty pokazują czarno na białym, że pieniądze szczęścia nie dają. Co jest efektem kieratu hedonistycznego. Zachowujemy się trochę jak chomiki biegające w kołowrotku.
Wydaje nam się, że gdy będziemy mieć więcej pieniędzy i kupować sobie coraz to nowe rzeczy, to staniemy się bardziej szczęśliwi. W związku z tym gonimy za tym, ale kiedy zaczynamy więcej zarabiać i kupować, okazuje się, że nie daje nam to tyle szczęścia, ile nam się wcześniej wydawało.
- Niestety, nie robimy wtedy korekty i nie dochodzimy do wniosku, że pieniądze szczęścia nie dają, tylko uznajemy, że mamy ich po prostu za mało i potrzebujemy więcej, aby osiągnąć wymarzone szczęście. I chcemy mieć coraz więcej i więcej, nie pozwalając sobie na refleksję, że szczęścia w ten sposób nie osiągniemy.
To smutne.
- Z jednej strony smutne, ale z drugiej daje nadzieję. Bo jeśli zdamy sobie sprawę, że to jest nie do osiągnięcia i powiemy sobie stop...
To możemy wysiąść z kołowrotka.
- Tak, wtedy możemy wysiąść z kołowrotka.
***
Zobacz również: