Pseudohodowle: Tutaj najwyższą cenę płacą zwierzęta

Pod koniec stycznia DIOZ, czyli Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt zamieścił na Instagramie post, w którym pokazał przerażające zdjęcia mopsów z pseudohodowli. Post wywołał burzę w sieci i po raz kolejny sprowokował dyskusję na temat zagrożeń, jakie niesie z sobą rozmnażanie modnych ras brachycefalicznych. To jednak zaledwie wierzchołek góry lodowej, bo problemem jest wciąż rosnąca ilość pseudohodowli wszystkich ras psów, kotów, a nawet gryzoni czy królików. Niektóre z nich to umieralnie, w innych liczy się tylko pieniądz, a najwyższą cenę płacą, jak zawsze, zwierzęta.

Pseudohodowcy rzadko kontrolują stan zdrowia zwierząt
Pseudohodowcy rzadko kontrolują stan zdrowia zwierząt East News

Na zdjęciach, które zamieścił DIOZ widać dwa małe, przestraszone pieski ze zdeformowanymi gałkami ocznymi i krzywą postawą ciała. Mopsy już na pierwszy rzut oka wyglądają na chore, a wpis DIOZ-u tylko potwierdził te przypuszczenia.

Przyjechały do nas dwa mopsy - ofiary pseudohodowli. Wyglądają jak genetycznie zmodyfikowane stwory - i niestety dużo w tym prawdy… Powykrzywiane i z chorymi gałkami ocznymi. Kolejny raz moda = okrucieństwo. Bo przecież musimy pokazać się z niby rasowym stworkiem na ulicy, bo posiadanie kundelka to dla niektórych wstyd. Szczególnie dla tych, którym z butów wystaje słoma… Zwierzaki zostały uratowane przez fundacjasosbokserom, która od kilku miesięcy walczyła z rażącymi zaniedbaniami oprawców

- napisali pracownicy Inspektoratu.

Godzimy się na okrucieństwo wobec zwierząt, idąc za modą i trendami. Kupujemy „niby” rasowe pieski od producentów żywego towaru, dla których najczęściej liczy się tylko KASA. Kogo nie stać na „luksusowego” psa z dobrymi papierami, kupuje „stwora” za kilka stówek, znajdując go na OLX. Stworki gdy są małe, są piękne, ale gdy chociaż trochę podrosną, zaczyna się lawina chorób. Ktoś, kto nie miał pieniędzy na zakup zdrowego psa z renomowanej hodowli, nie ma równie pieniędzy na leczenie swojego „stworka”. Nieleczony stworek cierpi, a właściciel wprost się nad nim znęca. Taka to polska rzeczywistość…

- napisali na Instagramie.

Apel pracowników DIOZ-u spotkał się z natychmiastową reakcją internautów, którzy w większości skrytykowali modę na rasy brachycefaliczne, do których należą m.in. wspomniane w poście mopsy. Niezależnie od tego, czy pochodzą one z renomowanych hodowli czy pseudohodowli są z góry skazane na cały szereg chorób takich jak:

  • alergie
  • wady zgryzu
  • choroby oczu i skóry 
  • choroby układu krążenia
  • zespół wad anatomicznych.

Hodowla ras brachycefalicznych wciąż budzi wiele emocji. Część osób przekonuje, że zakup zwierząt z renomowanych hodowli to "mniejsze zło", a właściwa opieka nad takimi psami czy kotami sprawia, że zwierzęta nie cierpią. Aktywiści prozwierzęcy, a nawet weterynarze, coraz częściej piętnują jednak tę modę, zachęcając do adopcji kundelków i piesków "w typie rasy".

Wszyscy są jednak zgodni co do jednego - pseudohodowle to już okrucieństwo i forma znęcania się nad zwierzętami. Jak odróżnić je od legalnych, profesjonalnych hodowli? 

Czym jest pseudohodowla?

Niestety, najwyższą cenę płacą eksploatowane zwierzęta, cierpiąc fizyczny i psychiczny ból, żyjąc często w skrajnie złych warunkach, a w najlepszym wypadku walcząc z problemami behawiorystycznymi. 

Smutna prawda o pseudohodowlach: Bród, smród i trupy w garażu

Jesienią 2022 roku Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami ze Środy Wielkopolskiej przeprowadziło kontrolę w jednej z pseudohodowli w gminie Środa Wlkp. Wolontariusze znaleźli 38 psów w różnym wieku, stan wszystkich opisano jako tragiczny. Suczki wyeksploatowane były do granic możliwości - chore, zapchlone, zarobaczone i wymagające natychmiastowego leczenia.

Wszystko wskazuje na to, że szczeniły się one nawet dwa razy w roku, co było dla nich ogromnym obciążeniem, zagrażało zdrowiu, a nawet życiu!

W styczniu tego roku Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Gnieźnie i Fundacja Ochrony Zwierząt „Pańska Łaska” odebrało z pseudohodowli kilkadziesiąt nowofunlandów w tragicznym stanie. Sąsiedzi zgłaszali, że psy mieszkają na zewnątrz, bez bud, bez ochrony przed zimnem i deszczem i nie wszystkie przeżywają. Na własne oczy przekonali się o tym pracownicy fundacji, którzy odnaleźli w garażu szkielety zwierząt pokryte resztką sierści. Sąsiedzi mówili także o dziesiątkach psów zakopanych w ogrodzie.

W Komendzie Powiatowej Policji w Inowrocławiu złożone już zostało zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa znęcania się nad zwierzętami.

W listopadzie 2022 roku głośno było także o interwencji w pseudohodowli w Boguszowicach, z której Pet Patrol Rybnik z pomocą innych fundacji odebrał kilkadziesiąt zwierząt. W większości chorych, zaniedbanych, z zaburzeniami behawioralnymi. Zwierzęta żyły we własnych odchodach, w ciemności i bez wentylacji...

To zaledwie kilka przykładów trudnych interwencji u pseudohodowców, które są codziennością dla pracowników organizacji i fundacji, walczących w naszym kraju o dobrostan zwierząt. Przypominają oni, że za cierpienie tych stworzeń odpowiedzialni są nie tylko ludzie, którzy przetrzymują je w skandalicznych warunkach, eksploatują, rozmnażają i nie leczą, ale także każdy, kto te zwierzęta kupuje. Zapewne większość z nas, widok wychudzonych, chorych psów i kotów, żyjących we własnych odchodach powstrzymałby od zakupu, ale warto pamiętać, że pseudohodowle mają jeszcze jedną, łagodniejszą na pozór twarz.

W niektórych pseudohodowlach zwierzęta mieszkają w dobrych warunkach, są odżywione i zadbane, ale w dalszym ciągu ich zakup niesie z sobą nie tylko dylemat etyczny, ale także niebezpieczeństwo pojawienia się u nich w przyszłości różnorakich chorób i zaburzeń. Legalni hodowcy, zrzeszeni w Międzynarodowej Federacji Kynologicznej FCI (w przypadku psów), WCF, TICA, FIFe w przypadku kotów i Związku Kynologicznym w Polsce ZKwP zobowiązani są do minimalizowania ryzyka wystąpienia wad i odpowiadają za dobór rodziców tak, by nie przekazywali oni ich swojemu potomstwu.

Po czym rozpoznać pseudohodowlę?

Pierwszym sygnałem ostrzegawczym, wskazującym na to, że mamy do czynienia z pseudohodowlą jest fakt, że nie jest ona zarejestrowana w polskim Związku Kynologicznym ZKwP, który, jako jedyna organizacja z Polski, jest członkiem FCI. Zakup psa z polskiej hodowli ZKwP jest więc dokładnie tym samym, co zakup psa z FCI.

W przypadku kotów wybór jest trochę większy. Członkiem FIFe jest Polska Federacja Felinologiczna „Felis Polonia” (FPL), do WCF należy natomiast Polski Związek Felinologiczny.

Kolejnym sygnałem ostrzegawczym powinna być dla nas po prostu cena zwierzaka. Dla przykładu, za mopsa z zarejestrowanej hodowli musimy zapłacić nawet 5, 7 tysięcy złotych. W sieci nie brakuje jednak ogłoszeń pseudohodowców, którzy sprzedają szczeniaki już za kilkaset złotych. Tę różnicę pseudohodowcy argumentują brakiem rodowodu, który jest według nich co najwyżej przepustką na wystawy, ale warto pamiętać, że jest to ważne świadectwo pochodzenia zwierzęcia. Dla osób decydujących się na rasowego psa jest też gwarancją tego, że jego wygląd i charakter będzie zgodny z cechami rasy. Brak rodowodu jest więc równoznaczny z brakiem informacji o przodkach psa oraz badań genetycznych, które wykluczają liczne choroby. Takie badania są sporą inwestycją, z której pseudohodowcy po prostu rezygnują.

Dość jasnym dowodem na to, że kupujemy psa z pseudohodowli jest także jego zły stan zdrowia. Naszą czujność powinny wzbudzić zwierzęta:

  • niedożywione
  • zapchlone
  • chore
  • zarobaczone
  • brudne
  • wyraźnie wycofane i przestraszone. 

Czerwona lampka powinna zapalić się nam także w sytuacji, kiedy hodowca nie chce zaprosić nas do domu i upiera się przy przekazaniu nam psa czy kota na neutralnym terenie np. już w samochodzie czy na stacji benzynowej. Możliwe, że w domu przetrzymuje w skrajnie złych warunkach wyeksploatowane suczki. Kupując szczeniaka lub małego kota, mamy jednak pełne prawo do zobaczenia jego matki - niechęć hodowcy do pokazania nam, w jakich warunkach żyje maluch i jego rodzice, to jasny dowód na to, że pozostawiają one wiele do życzenia.

Rasy brachycefaliczne, czyli niebezpieczna moda na pupila-inwalidę

Post pracowników DIOZ-u dotyczył mopsów - przedstawicieli grupy ras brachycefalicznych, u których występują takie zmiany jak m.in.:

  • skrócenie kości trzewioczaszki
  • przemieszczenie struktur nosa
  • nienaturalne ułożenie małżowin nosowych
  • poziome ułożenie kłów
  • anomalna budowa zatok czołowych i nosowych
  • zanik zatok czołowych (u buldogów i mopsów)
  • przerost podniebienia miękkiego.

Prowadzą one do wielu zaburzeń i chorób, z których do najłagodniejszych należą chrapanie i chroniczna ospałość, niechęć do ruchu, duszności już po lekkim wysiłku, bezdech, świsty, kichanie czy stany zapalne dolnych i górnych dróg oddechowych. 

To jednak nie wszystko, bo psy te cierpią często na nagłe omdlenia, wymioty, refluks, tachykardię i źle tolerują wysokie temperatury. Nie ma więc krzty przesady w opinii, że są to po prostu "psi inwalidzi", z góry skazani na cierpienie.

Osoby upierające się przy zakupie przedstawiciela tych ras tym bardziej powinny więc zdecydować się na psa z zarejestrowanej, kontrolowanej hodowli, gdzie hodowcy starają się minimalizować ryzyko wystąpienia wad i chorób. Z góry mogą jednak przygotować się na spore wydatki - ich pupil bez wątpienia będzie częściej chorował i wymagał regularnych wizyt u weterynarza.

Pozostaje jednak wciąż dylemat etyczny, bo jak wynika z komentarzy zamieszczonych pod postem DIOZ-u, kupowanie psiego lub kociego inwalidy w sytuacji, gdy w schroniskach i fundacjach na dom czekają miliony zwierząt, budzi w nas w większości sprzeciw. W zalewie smutnych wiadomości, serwowanych nam regularnie przez organizacje prozwierzęce, ta jedna daje nadzieję, że moda na kundelka i dachowca wciąż ma się dobrze.

Zobacz również:

Kojąca kocimiętka. Koty ją uwielbiają!Interia.tv
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas