Sekretne życie carycy Katarzyny II
Życie młodej carycy widziane oczyma pałacowego szpiega, dworskie intrygi i walka o władzę oraz wpływy, tajemnicze i budzące grozę imperium Rosyjskie rządzone upierścienionymi kobiecymi dłońmi - to wszystko można znaleźć w najnowszej książce Ewy Stachniak "Katarzyna Wielka. Gra o władzę".
Izabela Grelowska, INTERIA.PL: Dlaczego wybrała Pani carycę Katarzynę na temat swojej powieści?
Ewa Stachniak: - To była fascynująca osoba, która miała wiele oblicz: była i wielką carycą, i świetnym politykiem, była też namiętną kochanką. Jej życie uczuciowe było bogate, kochała wielu mężczyzn. Była doskonale wykształcona, dużo czytała i to zarówno filozofów, jak i książki historyczne, orientowała się w architekturze, zakładała przepiękne ogrody, kolekcjonowała sztukę.
Interesowałam się nią już od dawna. Katarzyna pojawiła się w mojej powieści "Ogród Afrodyty". Już wtedy przymierzałam się do tego tematu, czytałam jej pamiętniki. Ponieważ urodziłam się i wychowałam w Polsce, imię carycy Katarzyny miało dla mnie jednoznaczny wydźwięk - to była ta “wstrętna caryca" odpowiedzialna za wiele nieszczęść Polski. I rzeczywiście - jej roli w historii Polski nie sposób ocenić inaczej.
Ale z drugiej strony, jeśli spojrzeć na nią w kontekście feminizmu, to jest to osiemnastowieczna monarchini, nie będąca na tronie jedynie figurantem, ale rzeczywiście sprawująca władzę. To ewenement, niewiele było takich kobiet w historii, może Kleopatra i Elżbieta I.
Ważne było też to, że Katarzyna pozostawiła po sobie wiele dokumentów: pamiętniki, tysiące listów. Pisała o różnych rzeczach: o swoich wnukach, o przewrocie pałacowym, o swoich lekturach, o otaczających ją ludziach. Dzięki temu w mojej wyobraźni stopniowo powstawał jej portret. I chociaż w ciągu ostatniej dekady wydano kilka jej biografii, wciąż nie było powieści.
W Polsce Katarzyna jest postrzegana jest jako postać krwiożercza. Pani pokazuje młodą Katarzynę walczącą o swoje miejsce na dworze. Dziewczynę, której aż chce się kibicować. W momencie kiedy Katarzyna zasiada na tronie, akcja powieści się kończy. Czy chodziło o pokazanie Katarzyny od innej, lepszej strony?
- Proszę pamiętać, że młoda Katarzyna nie jest jeszcze tą carycą, którą my znamy. Jeszcze nie zrobiła niczego, za co moglibyśmy jej nie lubić. Polska jeszcze istnieje. W pierwszych latach w Rosji musiała przeżyć, musiała zdobyć władzę. Posadziła na polskim tronie swojego byłego kochanka, Stanisława Poniatowskiego, dla którego zresztą rola króla była osobistą tragedią. I tu kończy się narracja, ale to dopiero pierwsza część. A o późniejszej Katarzynie - carycy i polityku - piszę kolejną powieść, która jest już prawie ukończona.
W swoich pamiętnikach Katarzyna pisze o Piotrze, swoim mężu, że był on bardzo dziecinny i wielu rzeczy nie rozumiał. Tym samym daje do zrozumienia, że ona już jako młoda dziewczyna dobrze się orientowała w polityce, że nie była wcale naiwną panienką...
- Tak, ona z pewnością nie była naiwna. Oczywiście mając 14 lat nawet najbystrzejsza dziewczyna wciąż nie rozumie wielu spraw, ale ona miała doskonały instynkt polityczny, który jej pomagał. Miała świetne wyczucie ludzi, doskonale potrafiła ocenić, komu można zaufać a komu nie. Wiedziała od kogo może uzyskać ważne informacje, a kogo nie warto słuchać. Potrafiła wyłowić odpowiednie osoby i zjednać je sobie. Była bystra, chętnie nawiązywała kontakty. Miała wiele cech, które polityk powinien mieć.
A małżeństwo było dla niej przykre, ponieważ Piotr był nie tylko naiwny, ale także niedojrzały. Może gdyby Katarzyna była starsza, potrafiłaby tak postępować, aby załagodzić sytuację. Ale ona błyszczała, co drażniło Piotra i sprawiało, że łatwo było go nastawić przeciwko niej. Katarzyna w swoich pamiętnikach przedstawia go jako niebezpiecznego szaleńca.
Może chce uzasadnić to, co stało się z Piotrem po przewrocie pałacowym.
- Tak. Ona napisała te ostatnie pamiętniki bardzo późno i mają one pokazać, dlaczego Piotr musiał umrzeć. Katarzyna starała się wymazać w pamięci swoich poddanych wszystkie pozytywne wzmianki dotyczące męża. W końcu to ona była uzurpatorką, która przejęła należną mu koronę. To, że w Rosji takie rzeczy wielokrotnie się zdarzały, niczego nie zmienia. Katarzyna odczuwała presję i starała się przedstawić męża w jak najgorszym świetle.
W mojej powieści chciałam dać mu rolę troszeczkę lepszą od tej, którą wyznaczyła mu Katarzyna i opierałam się także na innych źródłach. Nawet Poniatowski, który nie miał powodów, aby lubić Piotra, pisał o nim, że wprawdzie był egzaltowany i kiedy wypił, to robił głupoty, ale w gruncie rzeczy był dobrym człowiekiem.
Piotr, podobnie jak Katarzyna, był złapany w sieć intryg, ale ona była do tego urodzona, a on nie. Piotr byłby naprawdę szczęśliwy jako książę Holsztynu lub generał armii pruskiej. Rosji ani nie lubił, ani nie rozumiał. Bez przerwy podkreślał wyższość Prus, naśmiewał się z religii. To nie była postawa monarchy, bo bez względu na to, co czuł, jako polityk nie powinien był takich uczuć okazywać.
Czasami mówi się, że gdyby kobiety rządziły światem, to wszystko byłoby inaczej. W Rosji przez wiele lat to kobiety sprawowały rządy. Czy można powiedzieć, że wypracowały kobiecy styl rządzenia, czy też raczej dostosowały się do obowiązujących standardów?
- Gra polityczna, w którą musiały wejść, toczyła się między mężczyznami. Gdyby na innych tronach siedziały same kobiety, być może byłoby inaczej. Była wprawdzie Maria Teresa, ale ona nie rządziła samodzielnie, zresztą nie lubiły się z Katarzyną.
Styl rządzenia caryc różnił się. Elżbieta bardzo dużo delegowała, zostawiała rządzenie swojemu kanclerzowi Bestużewowi, który prowadził całą politykę zagraniczną. Ona orientowała się tylko ogólnie, ale potrafiła dobrać odpowiednich ministrów.
Katarzyna sama sprawowała władzę. To były jej decyzje. Dużo pracowała, nad wszystkim chciała mieć kontrolę. Czy w tych rządach przejawiała się kobiecość? Może była bardziej taktowna. Chwaliła publicznie, ale ganiła tylko prywatnie, nie upokarzała nikogo publicznie. Miała kobiecą inteligencję socjalną - potrafiła rozpoznawać charaktery i dobierać je tak, by na siebie dobrze wpływały. Zachowały się jej zapiski dotyczące różnych osób. Pisała, że np. dana osoba jest bardzo dobra jeżeli chodzi o szczegóły, ale wizja polityczna szwankuje, więc bardzo dobrze by było, gdyby pracowała w zespole z osobą, która ma ciekawe pomysły, ale w ich realizacji jest chaotyczna.
Podjęła kilka inicjatyw takich jak założenie Instytutu Smolnego czy innych instytucji edukacyjnych. Zakładała też szpitale dla porzuconych dzieci i osób zarażonych chorobami wenerycznymi, w których nie trzeba było ujawniać tożsamości. Wprowadziła szczepienia przeciwko ospie. Ta socjalna strona była dla niej bardzo ważna.
W pani książce występują trzy główne postaci kobiece: Katarzyna, Barbara i Elżbieta. Różnią się one pochodzeniem, sytuacją. Jak by pani określiła pozycję społeczną kobiety w XVIII w. w Rosji?
- W momencie, który opisuję, historia emancypacji kobiet rosyjskich jest dosyć krótka. Elżbieta jest córką Piotra I, który po swoim przyjeździe z Zachodu zmusił kobiety z arystokracji do wyjścia z domowego odosobnienia i pełnienia takiej samej roli, jaką kobiety w pełniły zachodnich pałacach. Chciał, aby wydawały przyjęcia, przyjmowały gości, prowadziły konwersację, nosiły europejskie stroje. Ale już za czasów panowania cesarzowej Elżbiety te zmiany były dosyć głębokie - chociaż wciąż spotykały się ze sprzeciwem. Mężczyźni doskonale pamiętali czasy, kiedy kobiety żyły jedynie w sferze prywatnej i publicznie nie zabierały głosu. Za czasów Katarzyny księżna Daszkowa zostaje pierwszym dyrektorem Akademii Nauk - to pierwsza kobieta na takim stanowisku w Europie.
Prawnie kobiety rosyjskie były w dużo lepszej sytuacji niż kobiety na Zachodzie. Na przykład miały prawo do własnego majątku. XVIII-wieczni podróżnicy, którzy przybywali do Rosji, bardzo krytycznie odnoszą się do rosyjskich kobiet, uważając je za zbyt wyemancypowane. I nawet Charles Masson w swoich "Sekretnych wspomnieniach z petersburskiego dworu", pisał, że rosyjskie kobiety wynoszą się ponad mężczyzn i miał im to za złe. Natomiast kobiety z Zachodu, które przybywały do Rosji , tak jak siostry Wilmot, które gościły u księżny Daszkowej, nie uważały, że kobiety się wywyższają, ale że są pewne siebie. Np. księżna Daszkowa w swoim majątku potrafiła zbudować mur, zreperować zegarek, kontrolować rachunki, czyli o wiele więcej niż ich matka w Irlandii. Podkreślały większą niezależność rosyjskich kobiet.
Z tych trzech bohaterek najszczęśliwsze życie osobiste ma Barbara, pokojówka. Czy wysoka pozycja Katarzyny mogła być przeszkodą w osiągnięciu osobistego szczęścia?
- Katarzynie niewątpliwie przeszkodziła. Nie miała żadnej szansy być dobrą matką dla swoich dzieci. Pierwsze dziecko, Pawła, zabrano jej natychmiast po porodzie, nie miała nawet szansy go dotknąć. Później mogła go widywać bardzo rzadko i nie miała żadnego wpływu na jego wychowanie, aż do momentu przewrotu pałacowego. Paweł miał wtedy 8 lat. Wiedziała, że Elżbieta wychowuje to dziecko wbrew wszelkim jej zasadom. To odbiło się na późniejszych relacjach Katarzyny i Pawła, którzy się nienawidzili.
Córka, którą miała z poniatowskim i którą również zabrano zaraz po porodzie, umarła w wieku 18 miesięcy. Trzecie dziecko, które miała z Orłowem, narodziło się w tajemnicy i wtedy też nie było żadnej szansy na normalne macierzyństwo. Katarzyna była natomiast dobrą babką.
Elżbieta nie zdecydowała się wyjść za mąż i mieć dzieci. Jej sytuacja również była skomplikowana. Była wprawdzie księżniczką, ale ciążyło na niej piętno dziecka nieślubnego. Jej ojciec ożenił się z jej matką już po urodzeniu Elżbiety. Dlatego na rynku matrymonialnym nie była najwyżej ceniona. Tron objęła w wyniku przewrotu. Obu carycom pozycja przeszkodziła w osiągnięciu szczęścia osobistego.
O Katarzynie Wielkiej napisano już wiele książek, pani podjęła jeszcze raz ten temat, ale z punktu widzenia pokojówki. Dlaczego zdecydowała się pani na taką formę?
- Od samego początku wiedziałam, że napiszę o Katarzynie dwie książki. Pomyślałam, że pierwsza będzie o młodej Katarzynie, zdobywającej władzę. Kiedy Katarzyna przyjechała do Rosji, nie miała żadnego poparcia, nie miała przyjaciół. Musiała umieć oczarować ludzi, przekonać ich do siebie. Pomyślałam, że najlepszym sposobem na pokazanie jaki miała wpływ na otoczenie, to pokazać ją oczyma kogoś, kto jest pod tym wpływem, kto poznaje ją, kiedy ona nie ma jeszcze żadnej władzy i jest po prostu młodą dziewczyną, która przybyła na dwór. Kogoś kto ją obserwuje i jednocześnie włącza się w jej kampanię polityczną i osobistą. Kto jest jej przyjaciółką i szpiegiem.
Do stworzenia tej postaci zainspirowało mnie jedno zdanie z listu Katarzyny do Charlesa Williamsa, ambasadora Wielkiej Brytanii, w którym stwierdza, że ma w sypialni carycy trzy osoby, które nic o sobie nie wiedzą i donoszą jej o wszystkim, co się tam dzieje.
Katarzyna w swoich pamiętnikach wspomina o służących, które są jej przyjaciółkami ponieważ pomagają i informują ją o wielu rzeczach. Pomyślałam, że taka osoba byłaby wspaniałym przewodnikiem po tym świecie.
Pokazuje pani dwór Elżbiety i Katarzyny od kuchni. Dowiadujemy się, co się dzieje w garderobie, wśród pokojówek. Skąd pani czerpała te szczegóły?
- Czytałam bardzo dużo pamiętników i listów z tamtego okresu. Szczególnie cenne były obserwacje podróżników, którzy na wszystko patrzyli świeżym okiem i dostrzegali rzeczy, które dla Rosjan były oczywiste. Teraz w dobie internetu dostęp do tych materiałów jest o wiele prostszy. Jeżeli jakaś książka była wydana w XIX w i jest w 4 bibliotekach - to teraz na pewno jest zeskanowana i można ją ściągnąć w ciągu kilku minut. Nie trzeba jechać, starać się o specjalne pozwolenia, aby później w specjalnym pokoju w białych rękawiczkach przewracać stare kartki.
A jak poznała pani metody pracy szpiegów pałacowych? Też z pamiętników?
- Konsultowałam się z historykami, bo w pamiętnikach nie znalazłam wielu informacji na ten temat. Poznałam też metody szpiegowania stosowane we Francji, ponieważ wiedziałam, że te były one studiowane w Rosji. Francuskie raporty były nawet wysyłane do Rosji, jako materiały szkoleniowe.
Dobrymi źródłami byli też ambasadorowie. Ambasador brytyjski pisał o tym, jak dużo było w Petersburgu osób, które szpiegowały. Uważał, że każdy Rosjanin pracujący w jego ambasadzie szpieguje, łącznie z tymi, którzy przynoszą węgiel do pieca.
W Kanadzie pani książki są bestsellerami. Dla jakiego czytelnika pisała pani tę książkę? Czy myśli pani, że odbiór w Kanadzie i w Polsce będzie inny?
Zobacz również:
- Piszę po angielsku i nie zakładam, że mój czytelnik zna polską historię. Oczywiście lepiej jeśli zna, odczyta wtedy więcej niuansów. Kiedy na jednym ze spotkań z czytelnikami, wymieniłam nazwisko Poniatowskiego, okazało się, że czytelnicy anglojęzyczni nie tylko nie wiedzą jak je wymówić, ale w ogóle go nie odczytują. Wiedzą, że jest długie i na P. Jeśli pojawi się inne długie nazwisko na P. to dla nich będzie to ta sama osoba. Dlatego w wersji angielskiej trzeba więcej wyjaśniać. Ale dopiero z rozmów z polskimi czytelnikami i z ich komentarzy dowiem się, na ile jest to inny odbiór.