Siostra Anastazja: Gotowaniem mówi kocham
Talent kulinarny i powołanie zakonne wymodliła dla niej mama. Ale nie od rodzicielki uczyła się gotować. Jest specjalistką od prostych przepisów, które zawsze się udają, zwłaszcza gdy w pichcenie wkłada się serce.
Zakonnica, która jest autorką książek kulinarnych, wcale nie garnęła się do gotowania. Pierwszą potrawę w życiu przyrządziła dopiero w wieku 17 lat. Były to ziemniaki ze zsiadłym mlekiem.
Stanęła przy kuchni dzień po śmierci mamy
To ona zawsze przygotowywała posiłki. Tata Krysi (Anastazja to jej imię zakonne) od dawna nie żył, ona z bratem ciężko pracowali w polu. Gdy rodzicielki zabrakło, zostali sami. Musieli sobie radzić. Trochę pomagały sąsiadki i starsza, już samodzielna, siostra. Krysia zaczęła gotować. Piekła chleb, bo w sklepie oddalonym o 12 kilometrów nie zawsze można było go kupić.
Pierwszy bochenek spaliła na węgiel, drugi był niedopieczony, ale za trzecim razem się udało. Powoli doskonaliła się w sztuce kulinarnej. Przyrządzała proste dania, takie jakie jadało się na Podkarpaciu, gdzie mieszkała. Na wyszukane i tak nie byłoby ich stać. Bieda mocno im doskwierała. Kiedy brat się ożenił, Krysia wyjechała do Czechosłowacji, by trochę zarobić.
Pracowała przy produkcji kloszy do lamp i kineskopów. Harowała po 16 godzin. Z hali fabrycznej wychodziła mokra - od potu, bo panowała tam wysoka temperatura, i wody, którą myła kineskopy. Za pierwszą pensję kupiła bratu ubrania, a sama pół miesiąca głodowała. Ratowała się jabłkami, opadającymi z rosnącego nieopodal drzewa. Czasem pewna poznana w fabryce Czeszka, zapraszała ją na obiad. Koniecznie chciała wyswatać Krysię ze swoim synem.
Nic z tego nie wyszło, bo ona wtedy odkryła powołanie. Wcześniej nie myślała o tym, by iść do klasztoru. Wszystko się zmieniło, gdy słuchała opowieści o życiu w zakonie. Siostra koleżanki, z którą mieszkała w pokoju, była w Zgromadzeniu Córek Bożej Miłości. Zrozumiała, że i ona pragnie tak żyć. W liście do przełożonej napisała, iż chce wstąpić, o ile... nie jest to zakon kontemplacyjny.
Dostała zaproszenie i z radością wyruszyła do Krakowa. Nigdy nie miała wątpliwości, że podjęła dobrą decyzję, wkładając habit. Najtrudniej było, kiedy podczas modlitwy słyszała głos: "Porzuć to. To nie dla ciebie". Modliła się wówczas: "Idź precz ode mnie, diable". Po pewnym czasie natręt ucichł.
Gdy przełożona spytała ją, czym chce się zajmować, powiedziała: "gotowaniem"
Pracowała w kilku placówkach, przygotowywała posiłki dla chorych dzieci i kobiet. I czerpała z kulinarnego doświadczenia starszych zakonnic. Kiedy dostała przeniesienie do Krakowa i usłyszała, że ma gotować dla księży jezuitów, przeraziła się. Nigdy dotąd nie karmiła mężczyzn. - Jakoś wytrzymam - pocieszała się. Służyła tam osiemnaście lat. Kapłanom tak smakowały jej potrawy, że postanowili wydać książkę z przepisami siostry.
Po sukcesie pierwszej przyszły kolejne, bo Anastazja doskonaliła swoje receptury. Pracę w kuchni łączyła z modlitwą. - "Pod Twoją obronę" odmawiam szczególnie przed pieczeniem ciast - zdradziła. Teraz jest już na emeryturze, odpoczywa i oddaje się kontemplacji. Ma nadzieję, że jej książki pomogą ludziom nie tylko smacznie gotować, ale też pielęgnować zdrowe relacje. - Stół łączy rodzinę. Ważne, by wszyscy siadali do niego razem, odłożyli telefony, wyłączyli telewizory i zwyczajnie ze sobą porozmawiali - radzi.