Smog w uzdrowiskach. Jak niektóre gminy oszukują turystów
Czy polskie miejscowości uznawane za uzdrowiska to naprawdę oazy, gdzie można odetchnąć czystym, świeżym powietrzem? Działacze na rzecz walki ze smogiem od dawna mają odpowiedź na to pytanie: nie. Ostatni przykład Szczyrku, który przegrał sprawę o zasadność wprowadzenia opłaty klimatycznej, tylko potwierdza to stanowisko.
Kilka dni temu tysiące Polaków ruszyło do miejscowości turystycznych, aby spędzić święta w malowniczej scenerii. Jeszcze więcej osób będzie chciało wyjechać na sylwestra, a później na ferie. Wszyscy muszą liczyć się z niewielką opłatą klimatyczną, a właściwie miejscową lub uzdrowiskową, doliczaną do ceny noclegu.
Taksa ta może być pobierana jedynie w miejscowościach, które zgodnie z zapisem ustawy, posiadają między innymi "korzystne właściwości klimatyczne".
Same opłaty nie są zbyt wysokie. Według decyzji Ministerstwa Finansów w 2022 roku mogą wynieść maksymalnie 2,50 zł w przypadku opłaty miejscowej (3,52 zł w miejscowościach posiadających status obszaru ochrony uzdrowiskowej) i 4,83 zł za opłatę uzdrowiskową.
Jednak wystarczy spojrzeć na pomiary poziomu zanieczyszczenia powietrza w niektórych gminach, gdzie turyści muszą uiścić daninę, aby nabrać wątpliwości co do ich "korzystnych właściwości klimatycznych".
11 grudnia Naczelny Sąd Administracyjny prawomocnie uchylił uchwałę władz Szczyrku, według której osoby spoza miasta, przebywające w nim dłużej niż dobę miałyby płacić opłatę miejscową. Powód? Zła jakość powietrza.
To nie jedyna gmina teoretycznie uprawniona do nakładania taksy klimatycznej na turystów, która ma problem ze smogiem. Niedawno, ze względu na skargi, z opłat zrezygnowały władze Sandomierza.
Ciekawa sytuacja ma miejsce w zimowej stolicy Polski, gdzie turyści muszą płacić, pomimo wyroku sądu. W 2017 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie, a potem w 2018 roku NSA unieważniły uchwałę wprowadzającą opłatę miejscową w Zakopanem, ale miasto nadal pobiera daninę na podstawie wcześniejszych aktów, których nikt jak dotąd nie zakwestionował.
Problemem, jak mówią zarówno turyści i lokalni działacze, nie zawsze są pieniądze. Chodzi bardziej o uczciwość i walkę z absurdem - miejscowości borykające się ze smogiem, nie powinny mieć możliwości pobierania opłaty, sugerującej, że warunki klimatyczne w danym miejscu są dobre dla zdrowia.
W najnowszym rankingu najbardziej zanieczyszczonych miejscowości w Polsce, sporządzonym przez Polski Alarm Smogowy na podstawie danych za 2020 rok, w czołówce znalazły się chociażby Rabka-Zdrój czy Goczałkowice-Zdrój, gdzie jakość powietrza pozostawia wiele do życzenia. Mimo to obowiązują tam opłaty miejscowe i uzdrowiskowe.
Z drugiej strony należy zauważyć, że w wymienionych miejscowościach przynajmniej dokonuje się pomiarów stężenia zanieczyszczeń. Nie wszędzie jest tak dobrze. Według raportu sieci obywatelskiej Watchdog Polska z roku 2019 spośród 43 badanych gmin, pobierających opłatę klimatyczną, aż 15 nie prowadziło żadnej kontroli jakości powietrza. Tylko jedna, wspomniane Goczałkowice, zadeklarowała, iż część środków z taksy wykorzystuje w celu zmniejszenia emisji zanieczyszczeń.
Wybierając się na ferie zimowe do miejscowości uznawanych od lat jako takie, gdzie można odpocząć od miejskiego smrodu i odetchnąć pełną piersią, warto wcześniej sprawdzić, jak faktycznie wygląda tam sprawa jakości powietrza. O ile pomiary w ogóle są prowadzone.
Są bowiem takie miejsca, gdzie oprócz tego, że opłatę klimatyczną nalicza się niesłusznie, można nabawić się choroby spowodowanej zanieczyszczonym powietrzem.
Przeczytaj także:
Kraków zdetronizowany! Które miasto truje najbardziej?