Swatka Anna: Dla tych ludzi jestem ostatnią deską ratunku

Odkąd pamięta, łączy ludzi w pary. Od ośmiu lat zajmuje się tym zawodowo i ma na swoim koncie wiele sukcesów. Nie narzeka na brak klientów, a pandemia sprawiła, że jeszcze więcej osób zapukało do jej drzwi. Dla wielu z nich jest ostatnią deską ratunku. Kto w dzisiejszych czasach korzysta z usług swatki? W czym jej biuro bije na głowę popularne serwisy randkowe? Ile kosztuje miłość? O tajnikach swojej pracy w rozmowie z Interią opowiedziała swatka Anna Guzior-Rutyna.

Anna Guzior-Rutyna od ośmiu lat swata ludzi zawodowo
Anna Guzior-Rutyna od ośmiu lat swata ludzi zawodowoAnna Bojdaarchiwum prywatne

Iwona Wcisło, Interia: Kto w XXI wieku, kiedy portale randkowe typu Tinder czy Badoo mamy na wyciagnięcie ręki, korzysta z usług swatki?

Anna Guzior-Rutyna: - Ludzie, którzy mają po dziurki w nosie takich portali. Ale też tacy, którzy ze względu na wykonywany zawód czy status społeczny nie mogą sobie pozwolić na założenie konta na Tinderze. Boją się, że ktoś ich rozpozna albo padną ofiarą oszusta matrymonialnego. Dzięki mnie mogą tego uniknąć. To osoby z pierwszych stron gazet, politycy, osoby publiczne, ale też lekarze, prawnicy, biznesmeni i nauczycielki.

Nauczycielki?

- Tak. One mają ogromne problemy ze znalezieniem drugiej połówki i dlatego tak wiele z nich do mnie trafia.

Czyżby mężczyźni bali się nauczycielek?

- I to jak! Panowie stereotypowo postrzegają je jako przemądrzałe i znerwicowane. Uważają, że za bardzo matkują, rządzą się i wywyższają. Wielu ma też uraz z dzieciństwa, bo mieli w szkole nauczycielkę, której nie znosili. A jeśli ktoś ma nauczycielkę w rodzinie, to już nawet nie chce słyszeć o kobiecie, która wykonuje taki zawód. Podobnie, gdy była nią pierwsza żona. Na początku śmiałam się z tych stereotypów, ale panowie naprawdę się ich boją. Jakby tego było mało, nauczycielki nie mogą sobie po prostu założyć konta na portalu randkowym, bo mógłby je tam zobaczyć na przykład jakiś rodzic. U mnie mają zapewnioną dyskrecję i staram się im wszystkim pomóc.

Jakie inne zawody znajdują się na "czarnej liście"?

- Panie bardzo boją się policjantów, ponieważ uważają, że oni piją i biją. Unikają też instruktorów nauki jazdy, bo twierdzą, że zdradzają. To może się wydawać śmieszne, ale kiedy mam łączyć tych ludzi w pary, to często muszę się bardzo nagimnastykować z powodu uprzedzeń i stereotypów.

- Miałam kiedyś klientkę, której przesyłałam wiele ofert, ale ona z nikim nie chciała się spotkać. W końcu wyszło na jaw, że to z powodu ciemnych oczu. Jej były ciemnooki partner źle ją potraktował, dlatego unikała takich mężczyzn. Przegadałam z nią ten temat i umówiłam na randkę z Markiem. Są ze sobą do dziś, mimo że on ma ciemne oczy. Gdybym nie wpadła na to, w czym tkwi problem, mogłaby ją ominąć taka szansa. Inny przykład: wysyłam klientowi ofertę, w której wszystko się zgadza i wiem, że do siebie pasują. Ale ona ma na imię Grażyna, a on ma siostrę o takim imieniu i jej nie lubi, dlatego nie chce żadnej Grażyny. I co ja w takiej sytuacji mogę zrobić?

Kto jeszcze jest pani klientem?

Trafiają do mnie ludzie, dla których jestem ostatnią deską ratunku. Szukali już w wielu miejscach, również na portalach randkowych, ale wciąż są sami.

- Wierzę, że w tego typu miejscach można spotkać miłość, ale dużo osób szuka tam jedynie seksu. Niektórzy zdradzają albo chcą się dowartościować czyimś kosztem. A druga strona tylko marnuje swój czas i naraża się na cierpienie. Wiele z moich klientek to, jak je żartobliwie nazywam, "ryczące czterdziestki", czyli kobiety, które dopiero w dojrzałym wieku zapragnęły założyć rodzinę i mieć dzieci. I niekoniecznie z tego powodu, że poświęciły młode lata na robienie kariery. Wiele z nich latami było zwodzone przez partnera, który ostatecznie nie zdecydował się na poważny związek. Sporą grupę stanowią też rozwodnicy i rozwódki oraz wdowcy i wdowy.

Podsumowując, do swatki zgłaszają się osoby, które wypróbowały już wszystkie dostępne opcje, takie, które chcą sobie ułożyć życie po rozwodzie lub śmierci partnera, oraz takie, którym zależy na dyskrecji?

- Tak, ale jest też grupa osób, którym po prostu imponuje fakt, że zajmuje się nimi ekspert. Wierzą w moją intuicję oraz doświadczenie. W branży działam już osiem lat, napisałam pięć poradników, a do tego sama od 15 lat jestem w szczęśliwym związku, w tym 13 lat po ślubie. To moje drugie małżeństwo, ale dzięki temu lepiej rozumiem rozwódki i rozwodników. Swoim życiem udowadniam, że warto spróbować jeszcze raz.

- W biurze mam również osoby niepełnosprawne, którym trudniej jest znaleźć partnera. Z moją pomocą często to się udaje. W takich przypadkach działam jednak nieco inaczej. Nie zaczynam od przedstawiania im kandydatów, tylko odwrotnie - najpierw pytam innych klientów, czy są zainteresowani taką ofertą, informując o sytuacji i chorobie. I dopiero, kiedy ktoś wyrazi zainteresowanie, przesyłam jego ofertę niepełnosprawnej osobie. Dzięki temu nie narażam jej na przeżywanie odmowy.

W jakim wieku są pani klienci i klientki?

- W biurze mam oferty osób w wieku od 22 do 87 lat, ale największa grupa moich klientów, to ludzie z przedziału 30-55 lat. Osiem lat temu najwięcej miałam emerytów, ale to dlatego, że zaczynałam pracę w roli swatki od organizowania wieczorków zapoznawczych. Przyjeżdżali na nie ludzie z całej Polski, głównie starsi. Dziś ten przedział wiekowy jest inny.

Czym swatka wygrywa z portalami randkowymi?

Przede wszystkim pozwalam zaoszczędzić czas, a często też uniknąć rozczarowania. To ja robię pierwszą selekcję i weryfikuję pewne rzeczy.

- Na randce z portalu musimy wierzyć w to, co mówi druga osoba i jej zaufać. Nie mamy pewności kim jest, ani czy rzeczywiście jest nami zainteresowana. A jeśli ktoś korzysta z moich usług, to mogę to łatwo sprawdzić. Przed przyjęciem oferty do biura każdy jest weryfikowany, a po randce dzwonię do każdej ze stron i badam sytuację. Kobieta może być zachwycona po spotkaniu i robić sobie nadzieję, bo on się do niej uśmiechał. Ale kiedy taki klient prosi mnie o kolejne oferty, to wiem, że nic z tego nie będzie i delikatnie mówię jej, że szukamy dalej. Dzięki temu kobieta nie traci czasu.

Tak sobie myślę, że na pierwszej randce nie o wszystko wypada pytać, a swatka może nas w tym wyręczyć.

- Ma pani rację. Na pierwszej randce nie pyta się przecież o chęć posiadania dzieci czy wiarę, a ja nie muszę być taka taktowna, kiedy przeprowadzam wywiad z klientem. To ważne sprawy, w których trudno o kompromis, dlatego staram się łączyć ludzi o podobnych oczekiwaniach. Dla wielu osób ważny jest również ślub kościelny, a dla innych znalezienie kogoś z tego samego miasta, bo przeprowadzka nie wchodzi w grę.

- Kiedy pytam klientów o wymagania, to często zdarza mi się sprowadzać ich na ziemię. Jeśli dajmy na to kobieta o wzroście 158 cm, szuka mężczyzny, który musi mieć dokładnie 182 cm, to czasem podsuwam jej mężczyznę, który ma 179 cm. Bo z tych paru centymetrów naprawdę możemy zrezygnować - w końcu biuro matrymonialne to nie sklep.

A co jeśli w bazie nie ma odpowiedniej osoby?

- Oczywiście w pierwszej kolejności korzystam z bazy, która stale się rozrasta, bo przychodzą nowi klienci. Ale też sporo rozmawiam z różnymi ludźmi i jeśli gdzieś spotykam mężczyznę, który pasuje do mojej klientki, to przechodzę do działania. Wiem, dokąd się udać, gdy muszę znaleźć lekarza, a dokąd, gdy potrzebny jest prawnik. Mam swoje metody, ale nie chcę ich zdradzać.

Przez stereotypy nauczycielkom trudniej jest znaleźć miłość
Przez stereotypy nauczycielkom trudniej jest znaleźć miłość123RF/PICSEL

Wyobraźmy sobie, że szukam drugiej połówki. Jak wyglądałaby moja pierwsza wizyta u swatki Anny?

- Jeśli wybierze pani wizytę w biurze, bo możemy też umówić się na rozmowę online, to spotykamy się z zachowaniem wszystkich zasad bezpieczeństwa, przedstawiam pani pakiety i podpisujemy umowę.

Jakie pakiety mam do wyboru?

- Najtańszy jest pakiet indywidualny, którego cena zaczyna się od 500 zł za pół roku i daje gwarancję minimum sześciu kontaktów, czyli sześciu propozycji randek za zgodą obu stron. W tym pakiecie moja rola ogranicza się do przesyłania ofert - nie ma tu dodatkowej opieki. Kolejny jest pakiet Komfort, za który trzeba zapłacić od 1100 zł za pół roku z gwarancją minimum 18 kontaktów. Tu zapewniona jest większa dyskrecja i anonimowość, ponieważ zdjęcie udostępniane jest tylko wybranym osobom. Usługi VIP, kiedy jako swatka opiekuję się klientem, zaczynają się od 5 tys. zł za rok i obejmują minimum 36 kontaktów. To właśnie z tego pakietu korzystają osoby publiczne oraz prawnicy czy lekarze.

- Staram się, aby regulamin moich usług był korzystny dla obu stron - dlatego w każdej umowie jest określona liczba kontaktów. Zdarza się, że kontrakt się kończy, a ja bezpłatnie nadal opiekuję się klientem, dopóki nie wywiąże się ze swoich zobowiązań. Ja łatwo się nie poddaję i walczę do końca - pod warunkiem, że klient mi na to pozwoli.

Rozumiem. Wróćmy zatem do naszego spotkania.

- Po wybraniu pakietu i podpisaniu umowy, przychodzi czas na wypełnienie ankiety, którą wspólnie omawiamy. Pytam o przeszłość, dlaczego jest pani sama, a jeśli była pani w związku, to dlaczego on się rozpadł. Wypytuję o zawód, zainteresowania i ulubione formy spędzania wolnego czasu. Ważne są również pani oczekiwania wobec partnera - tu być może sprowadzam panią trochę na ziemię (śmiech). Jeśli usłyszę, że tylko wyższe wykształcenie wchodzi w grę, to dopytuję, czy ewentualnie możemy brać pod uwagę również średnie. Nikogo do niczego nie zmuszam, tylko nie chcę komuś dawać złudnej nadziei, że uda mi się znaleźć dokładnie taką osobę. Jeśli ktoś ma wysokie wymagania i nie chce iść na kompromis, to musi liczyć się z tym, że dłużej poczeka.

Czy pyta pani również o bardziej intymne sprawy, takie jak seks?

- Pytam, ponieważ uważam, że nie kupuje się kota w worku i o pewnych sprawach trzeba porozmawiać wcześniej. Ludzie powinni być dopasowani również pod kątem temperamentu seksualnego.

Tylko czy klienci są szczerzy? W końcu to dość intymna i wrażliwa sfera.

- Ja za bardzo nie wchodzę w intymne szczegóły. Najbardziej interesuje mnie, czy ktoś jest sprawny seksualnie i jakie ma w tym obszarze potrzeby. Z mojego doświadczenia wynika, że ci którzy mają problemy, przyznają się do nich. Ta wiedza jest tylko dla mnie i nie zdradzam jej innym klientom. W tym wszystkim chodzi po prostu o to, żeby zaoszczędzić ludziom nieporozumień, jakie mogą się pojawić, gdy na przykład pan z problemami trafi na panią o dużych potrzebach.

Na kolejnej stronie dowiesz się wszystkiego o klientach VIP >>

"Mała Polonia": Jadwiga Paździerz - randkaPolsat
Dzięki swatce każdy ma szansę na miłość
Dzięki swatce każdy ma szansę na miłość123RF/PICSEL

Co się dzieje po zakończeniu takiej rozmowy?

- Na jej podstawie układam sobie w głowie pani obraz i wypełniam ankietę. Do przygotowania oferty potrzebne mi jest również zdjęcie - może je pani dostarczyć osobiście lub wysłać mailowo. Mam również możliwość zrobienia go na miejscu.

Kiedy mogę liczyć na pierwsze oferty?

- W biurze lubię działać na konkretach, dlatego od razu wyciągam moje papierowe katalogi i pokazuję kandydatów, którzy według mnie najbardziej do pani pasują. Bo choć wszyscy mówią, że liczy się nie wygląd, a wnętrze, to zarówno panie, jak i panowie kłamią. To widać od razu, jak tylko zaczynam pokazywać zdjęcia. Na podstawie mojej oceny oraz zdjęć wybieramy kilku kandydatów. Każdego z nich pytam, czy jest zainteresowany, wysyłam mu pani zdjęcie - oczywiście bez danych osobowych. I jeśli jest obopólna zgoda, to już sami umawiacie się na randkę. No chyba że jest to najdroższy pakiet VIP za 15 tys., to wtedy ja organizuję takie spotkanie i zupełnie inaczej to wygląda. Nie dostajecie do siebie telefonów, tylko przychodzicie na randkę zorganizowaną przeze mnie w apartamencie.

A może pani opowiedzieć trochę więcej o klientach VIP?

- To są bardzo wymagający klienci, często z pierwszych stron gazet i wysoko postawieni. Wcześniej jeździłam do ich domów i konsultowałam wszystko na miejscu, ale teraz taka opcja jest dostępna tylko w najdroższym pakiecie.

Czyli pakietów VIP również jest kilka rodzajów?

- Tak. Mam w ofercie zwykły pakiet VIP za 5-5,5 tys. zł na rok - w zależności od miejsca zawarcia umowy, przez internet jest taniej niż osobiście, oraz pakiet VIP Priorytet za 6-6,5 tys. zł. Są między nimi niewielkie różnice, ale w żadnym z nich nie dojeżdżam do klienta. W obu w pierwszej kolejności łączę VIP-a z VIP-em, jest pełna dyskrecja, ale gdy klienci już dostaną do siebie numery telefonów, to sami się umawiają.

- Natomiast "90 dni do Twojej miłości" to mój nowy autorski program, w którym dojeżdżam pod wskazany adres i prowadzę kompleksową obsługę. To najdroższy pakiet, za który trzeba zapłacić nawet 15 tys. zł, ale obejmuje moją osobistą opiekę na każdym etapie umowy. Na ile to możliwe, wchodzę w buty klienta, by jak najlepiej go poznać. Chcę zobaczyć, jak mieszka, jak wygląda jego dzień i jak spędza wolny czas. Co je na obiad, a co na kolację, o czym marzy. Wszystko po to, by znaleźć dla tej osoby odpowiedniego partnera. Po mojej stronie jest również analiza oraz doradztwo, wiele rzeczy wspólnie przegadujemy. Na kolejnym etapie organizuję randkę, klienci dostają swoje zdjęcia, ale nie numery telefonów. Ich jedynym zadaniem jest dotarcie na miejsce spotkania. Najczęściej jest to wynajęty apartament, bo taki klient nie chce być rozpoznany w miejscu publicznym. No i trochę nas zmusza do tego pandemia.

- Co ciekawe, te osoby nie chcą być traktowane jak pan czy pani prezes. A taki błąd często popełniają inne biura matrymonialne. One chcą być traktowane jak zwykli ludzie, którzy szukają miłości. I u mnie to dostają.

Jakiej kobiety szukają bogaci mężczyźni?

- Zdziwi się pani, ale wysoko postawieni mężczyźni po 50-tce nie szukają wyłącznie 20-letnich, atrakcyjnych kobiet. To stereotyp. Oni tak naprawdę szukają ciepłej, inteligentnej kobiety, która pokocha ich takimi, jakimi są - niezależnie od zawartości portfela. Na co dzień trudno im oddzielić jedno od drugiego, bo wszyscy wokół widzą tylko pana prezesa.

A za kim rozglądają się kobiety z pakietem VIP?

- Najczęściej szukają silnego i zaradnego faceta. To nie mogą być "ciepłe kluchy". One na co dzień prowadzą wielkie firmy, w których rządzą, dlatego chciałyby mieć kogoś, kto odciąży je w domu. Kobiety mają zdecydowanie wyższe wymagania. Mężczyzna musi być też ciepły i dobrze usytuowany. Nie chodzi o to, żeby zarabiał nie wiadomo ile. Ma być na podobnym poziomie finansowym, żeby ona nie musiała go utrzymywać. Do tego powinien być inteligentny, dobrze wykształcony i aktywny. Te kobiety nie chcą kanapowca.

Hmm... Proszę mi powiedzieć, jak takiego znaleźć?

- (Śmiech) Proszę mi wierzyć, że to możliwe - naprawdę istnieją tacy mężczyźni.

Czy przy tak wyśrubowanych wymaganiach jest pani w stanie pomóc każdemu?

- Nie jestem. Ale, tak jak wcześniej wspomniałam, należę do osób, które walczą do samego końca. Klient musi mi tylko na to pozwolić. Gdy wymagania są za bardzo wyśrubowane, to mówię wprost, co o tym myślę. Jeśli jednak ktoś się upiera i mówi, że to jego marzenie - uczciwie go uprzedzam, że to może długo potrwać.

Praca swatki to spora odpowiedzialność za innych ludzi. Czy zdarzyła się pani nieprzyjemna sytuacja, wpadka, która źle się skończyła?

- Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, ale dwa razy zdarzyło mi się wyrzucić klienta z biura. Zanim zostałam swatką prowadziłam cztery biura kredytowe, więc u mnie dokumenty i regulaminy od zawsze musiały się zgadzać. To podstawa. Rozmawiam też z klientami o bezpieczeństwie na randkach i o tym, jak się na nich zachowywać. Kiedyś wymyśliłam sobie, że będę najlepsza w Polsce i mam nadzieję, że tak się stanie. Nieustannie pracuję nad swoją marką i nie mogę sobie pozwolić na narażanie klientów. Bardzo dbam o ich bezpieczeństwo, dlatego kiedy dostaję oferty współpracy z innych biur czy portali, to je odrzucam. Nie mogę brać odpowiedzialności za to, co robią inni. U siebie w biurze mam pełną kontrolę nad tym, kto z kim się spotyka.

Za co wyrzuciła pani tych klientów z biura?

- W pierwszym przypadku pan umówił się z panią na randkę, po czym ona nie chciała kontynuować znajomości. On zaczął wysyłać jej obraźliwe smsy, w których ją wyzywał i obrażał. Klientka zadzwoniła do mnie i przesłała mi te wiadomości. Od razu wyrzuciłam go z biura i zagroziłam mu, że zgłoszę sprawę na policję. Na szczęście to wystarczyło, by zdusić sprawę w zarodku.

- Drugi raz wyrzuciłam klienta, który bardzo ograniczał swoją partnerkę i ją źle traktował. Wtedy jeszcze prowadziłam wieczorki zapoznawcze i na jednym z nich zobaczyłam ich razem. Mężczyzna dziwnie się zachowywał i było sporo sygnałów, że coś tam jest nie tak. Wzięłam klientkę na bok i szczerze z nią porozmawiałam. Okazało się, że on był chorobliwe zazdrosny. Na szczęście ich związek się rozpadł. Mężczyzna chciał, żebym nadal kogoś dla niego szukała, ale się nie zgodziłam i usunęłam jego ofertę. A dla niej znalazłam pana Witka, z którym jest do dziś. Także historia miała szczęśliwy finał.

Czy prowadzi pani statystyki? Ile par udało się pani połączyć?

- Już jakiś czas temu przestałam liczyć, ale tych par jest około 350. Ktoś mi kiedyś zarzucił, że to mało, jak na osiem lat. Ale przecież nie będę kłamać, że są ich tysiące. Moje biuro to nie portal randkowy i do liczby klientów, jaką mam teraz, dochodziłam przez lata. Mam też na koncie 19 ślubów.

Któraś para szczególnie utkwiła pani w pamięci?

- Na pewno moja pierwsza para ślubna: Małgorzata i Hubert. Pani Małgosia wykupiła pakiet VIP, a pan Hubert... nie miał żadnego pakietu. Wyszukałam go dla niej indywidualnie, spoza biura, metodami, których nie zdradzę. Ta klientka trafiła do mnie w wieku 51 lat. Po rozwodzie długo była sama, prowadziła własny biznes i na tym głównie się skupiała. Była kobietą po przejściach, która postanowiła spróbować raz jeszcze. Szukałam jej partnera przez kilka miesięcy, aż znalazłam wdowca, pana Huberta. Byłam bardzo wzruszona, kiedy zaprosili mnie na swój ślub, a później podczas wesela na środek sali, gdzie podziękowali i wręczyli kosz kwiatów. Wszyscy klaskali, a mnie łzy spływały po policzkach. I to był taki przełom w mojej karierze swatki. Pomyślałam sobie wtedy, że naprawdę jestem w tym dobra.

- Jeszcze jedna para szczególnie zapadła mi w pamięć. Pani Izabela, stomatolog, wykupiła u mnie pakiet VIP. Miała wysokie wymagania, była też bardzo wysoka, co dodatkowo utrudniało mi zadanie. I choć sporo z nią dyskutowałam, to z niczego nie chciała zrezygnować. W końcu znalazłam jednak dla niej partnera, pana Wojtka, który trafił do mnie przez przypadek. W 2019 roku jeździłam po całej Polsce w ramach akcji "Swatka Anna w Twoim mieście" i tak trafiłam do Opola. Pan Wojtek akurat miał urlop i zobaczył w telewizji powtórkę programu "Nauka jazdy" ze mną w roli głównej. Wyszukał mnie w internecie i od razu zadzwonił. Spotkaliśmy się w restauracji i podpisaliśmy umowę. Już po naszej rozmowie wiedziałam, że pasuje do Izabeli, ale był pewien problem. Ona szukała kogoś wyższego do siebie, a on był dokładnie tego samego wzrostu, dlatego nie chciała się zgodzić na spotkanie. W końcu udało mi się ją przekonać. Po wszystkim dostałam od niej smsa: "Pani Aniu, bardzo panią lubię, ale nie chcę już pani więcej spotkać" (śmiech). Także i takie cuda się zdarzają.

Jak pandemia wpłynęła na pani pracę? Pomogła czy przeszkodziła?

Pandemia spowodowała, że mam jeszcze więcej klientów.

- Na początku sama nie wiedziałam, jak to będzie i podczas pierwszej fali zapisywałam klientów tylko przez wideorozmowy. Część osób nie chciała się spotykać i zawiesiła swoje profile, a część nadal randkowała. Miałam większy luz, dlatego pisałam wtedy książkę za książką. A potem przyszła druga fala i okazało się, że mam mnóstwo nowych klientów. Z jednej strony dzięki książkom zyskałam jako ekspert, a z drugiej ludzie zrozumieli, co tak naprawdę jest w życiu ważne. Trochę oswoili się z COVID-19 i doszli do wniosku, że bardziej boją się samotności niż wirusa. Dzięki temu trafiły do mnie osoby, które wcześniej nigdy by się nie zwróciły o pomoc do swatki.

Abstrahując od pandemii, czy u swatki zdarzają się gorące okresy?

- Takim najmocniejszym czasem jest jesień, kiedy dni robią się coraz krótsze, jest szaro, a przed nami pojawia się perspektywa zimy. Single źle znoszą również święta Bożego Narodzenia - o dziwo, o wiele gorzej niż Wielkanoc czy walentynki. Większe zainteresowanie pojawia się też wraz z nadejściem wiosny, kiedy ludzie zaczynają więcej spacerować i na każdym kroku mijają zakochane pary.

Według statystyk w Polsce mamy około 7,5 mln singli. Wygląda na to, że ma pani jeszcze wiele do zrobienia.

- To prawda. Dużo się mówi o tym, że single są szczęśliwi, ale ja w to do końca nie wierzę. To raczej szczęście na pokaz, bo potem płaczą do poduszki. Wie pani, co mówią moi klienci? Że jak tylko wchodzą do domu, to od razu włączają telewizor lub radio, żeby tylko kogoś słyszeć. Większość z nich nienawidzi weekendów, bo zostają wtedy sami w domu i nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Tym bardziej, że przez pandemię zabrakło "zapychaczy czasu", takich jak wyjścia na miasto, do kina czy restauracji. Kończy się na tym, że przez cały weekend nie są w stanie zwlec się z łóżka.

Zobacz również:

"Demakijaż": Trudne początki Tamary Arciuch i Bartka KasprzykowskiegoPolsat Cafe
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas