W Kaliningradzie bieda i złość. Mają dość wojny Putina
Frustracja Rosjan mieszkających na terenie Kaliningradu rośnie z dnia na dzień. Eksklawa została praktycznie odcięta od świata przez kolejne sankcje nakładane na Moskwę w związku z agresją Putina na Ukrainę. Gubernator regionu twierdzi, iż jest gotowy na wszystko, ale obywatele są innego zdania.
Sankcje nałożone na Federację Rosyjską po napaści na Ukrainę uderzają nie tylko w centralną część kraju, ale także w terytorium odcięte od matecznika.
Jak zostało to ujęte w oficjalnym komunikacie, kraje członkowskie Unii Europejskiej nałożyły na Rosję szereg obostrzeń, aby "osłabić zdolności Kremla do finansowania wojny" oraz "spowodować wyraźne koszty gospodarczo-polityczne dla rosyjskiej elity politycznej odpowiedzialnej za inwazję".
Czy koszty rzeczywiście ponosi elita polityczna, nie wiadomo. Zza żelaznej kurtyny docierają za to sygnały, że tuż za naszą granicą skutki ograniczeń odczuwają zwykli obywatele. Coraz głośniej mówią o tym, że mają dość wojny Putina.
W propagandę sukcesu i siły nie wierzy już nikt
Pierwsze oznaki niepokoju pojawiły się tuż po tym, jak Polska i kraje bałtyckie zamknęły swoją przestrzeń powietrzną dla przewoźników z Rosji, a ta odpowiedziała podobnym ruchem. Transport lotniczy jest bowiem bardzo ważny dla obwodu, który nie ma lądowego połączenia z terytorium Federacji.
Jak podaje portal Olsztyn.com.pl, władze regionu, w tym gubernator Anton Alichanow, utrzymywały, że były na to przygotowane i zapewniały, iż Kaliningrad jest w stanie funkcjonować "w trybie niezależności energetycznej".
Stabilność energetyczna jest od lat największą bolączką eksklawy, choć ostatnio zaczęło brakować nawet podstawowych produktów. Włodarze zarzekali się, że ewentualne problemy z dostawami zostaną rozwiązane dzięki połączeniu promowemu z Sankt Petersburgiem i możliwości skorzystania z korytarza powietrznego nad Bałtykiem.
- Do tej pory nie brakuje towarów, zwłaszcza żywności - mówiła Irina Grakova, wiceminister rozwoju gospodarczego, przemysłu i handlu obwodu kaliningradzkiego. - Zarówno władze regionalne, jak i nasze największe sieci robią wszystko, co możliwe, aby zapewnić, że mamy zarówno zapasy na dużą liczbę dni żywności, jak i pełną ekspozycję na półkach sklepów sieciowych".
Rosyjską propagandę sukcesu uprawianą w klasycznym stylu weryfikuje jednak rzeczywistość i prawdziwa sytuacja mieszkańców. Obwód Kaliningradzki, oprócz bycia militarnym przysiółkiem Rosji i gigantycznym składem sprzętu wojskowego oraz pocisków balistycznych, jest również domem dla około miliona ludzi. Ludzi, którzy doświadczają postępującego spadku poziomu życia.
Kaliningrad: ceny rosną, sprzedawcy odmawiają sprzedaży
Według doniesień dziennika "Rzeczpospolita" już po rozpoczęciu agresji "Rosyjscy dostawcy ostrzegali sieci handlowe w obwodzie kaliningradzkim o nawet 30 procentowym wzroście cen". “Lokalni przedsiębiorcy nie mają wątpliwości, że ceny rosną i w najbliższym czasie nie zanosi się, aby ten trend uległ zmianie - podawała "Rz".
W górę poszły więc ceny żywności, w tym cukru, który uzyskał już niemal status symbolu rosyjskiego upadku gospodarczego, ale także nabiału czy mięsa. Spadek wartości rubla doprowadził również do tego, że przestano wydawać niektóre towary w sklepach budowlanych. Nawet jeśli dany produkt leży na półce, może być oznaczony jako "tymczasowo niedostępny" i nie można go kupić.
O tym, że sytuacja jest naprawdę zła, świadczyć może niedawny ruch ze strony władz (tych samych, które solennie zapewniają o braku przerw w dostawach i pełnym zaopatrzeniu), które zaproponowały obywatelom udostępnienie publicznych gruntów po to, by ci mogli... sadzić na nich ziemniaki i dzięki temu stać się samowystarczalnymi.
Odizolowani i sfrustrowani
Ostatecznym ciosem miała być blokada wydawania wiz ze strony polskiego konsulatu. W praktyce oznacza to bowiem dla wielu mieszkańców obwodu całkowite zamknięcie na terenie eksklawy. Nie są w stanie wydostać się drogą lądową.
Obecnie jedyna możliwość to wyjazd przez granicę z Litwą, ale tamtejsi celnicy opóźniają odprawy tak, że na przejściach formują się ogromne kolejki. Bilety lotnicze natomiast podrożały tak, że mało kogo na nie stać.
Jak ustaliła "Wirtualna Polska" na kanałach związanych z Obwodem Kaliningradzkim w aplikacji Telegram pojawiają się informacje, zdjęcia i nagrania z osobami, które jawnie, w miejscach publicznych wyrażają swoją złość w związku z brakiem towaru w sklepach i rosnącymi cenami.
Coraz częściej dochodzi do dantejskich scen, przypadków kradzieży czy dewastowania samochodów, będących własnością Rosjan popierających putinowskie zbrodnie na Ukrainie. Źli są także majętni obywatele Obwodu, którzy zostali pozbawieni możliwości wyjazdu na zagraniczne wakacje.
To nie pierwszy przejaw niezadowolenia mieszkańców Kaliningradu z polityki prowadzonej przez Kreml w ostatnich latach. W 2010 przez region przetoczyła się fala protestów, gigantyczna jak na warunki rosyjskie.
Mówiło się wtedy nawet o 12 tys. uczestników demonstracji antyputinowskich. Rozruchy trwały kilka dni, zanim służby bezpieczeństwa, przeważnie przygotowane i natychmiast rozbijające wszelkie przejawy demokracji obywatelskiej, stłumiły protesty.
Przeczytaj także: