Wigilijny karp to zaprzeczanie tradycji. Co jest autentycznym staropolskim obyczajem?
W szczycie przedświątecznej gorączki zewsząd atakują nas reklamy z barszczem, choinką i karpiem, który urasta niemal do rangi symbolu gwiazdki. Tymczasem, wbrew temu, co próbują nam od lat wcisnąć marketingowcy, karp na wigilijnym stole jest stosunkowo młodym wynalazkiem.
To, co nam wydaje się tak głęboko zakorzenione w tradycji polskich świąt Bożego Narodzenia i wręcz nieodzowne, dla naszych babć nie był wcale związane z jakkolwiek rozumianą tradycją!
Niezaprzeczalnym królem dzisiejszych stołów wigilijnych w Polsce jest karp królewski. Odmianę, która stała się tak popularna, wyhodowano jednak dopiero w XIX wieku.
Choć już przed II wojną światową w wielu chrześcijańskich domach spożywano karpie, to jednak ryby te kojarzono głównie z kuchnią żydowską. Z okazji świąt jedzono sandacze, szczupaki, a w biedniejszych rodzinach malutkie stynki i różne inne ryby przyrządzane na wszelkie sposoby. Czy pojawiał się wówczas także karp?
Maria Gruszecka w swojej słynnej książce "365 obiadów. Praktyczna książka kucharska" z 1930 roku istotnie wymieniała karpia jako danie wigilijne (obok barszczu z uszkami, zupy migdałowej, pasztecików z ryby, jarmużu z kasztanami, groszku zielonego z grzankami, pieczonego szczupaka, sandacza z jajami, klusek ze śliwkami, kruchych pierożków, leguminy makowej, budyniu z szodonem i tortów), jednak zdecydowanie nie był on w jej ujęciu głównym bohaterem wieczerzy.
Ogółem karp przed wojną występował jako jedna z wielu potraw podawanych w ten szczególny wieczór. A przy tym: jako jedna z kilku ryb wigilijnych, nie zaś jedyna.
Najczęściej przyjmował postać "karpia po polsku": w lekko słodkawym sosie, który swój smak zawdzięczał tartemu piernikowi, piwu, rodzynkom i odrobinie miodu.
Zdekomunizować karpia!
Grube panierowanie karpia i podawanie go na jednej kolacji na tysiąc sposobów to moda powojenna. Zatem gdybyśmy poddali wigilijne menu tak modnej współcześnie dekomunizacji, karp prawdopodobnie by się nie obronił. Za jego popularyzacją stoi bowiem zaangażowany działacz PZPR, członek KC, ekonomista i minister gospodarki Hilary Minc.
Tekę objął już 1 grudnia 1944 roku i sprawował funkcję do 1949 roku, czyli wówczas gdy Polska była w kompletnej ruinie i powoli wstawała z kolan po wojnie. Minc postanowił wykorzystać karpia jako narzędzie propagandy. Hoduje się go stosunkowo łatwo, nie wymaga rozbudowanej floty kutrów do połowu i zwyczajnie jest tani.
W ówczesnych realiach niemożliwe było dostarczenie na polskie stoły różnorodnych ryb. Sklepy Zjednoczenia Przedsiębiorstw "Centrala rybna", które zajmowały się rozprowadzaniem polskich połowów morskich i lądowych nie mogły przed świętami zapewnić Polakom tradycyjnego, przedwojennego wyboru.
Zanim nastały ciężkie wojenne i powojenne czasy, nasi dziadkowie lubili jadać ryby. Nie był to wyłącznie karp na Boże Narodzenie oraz makrela i śledź przez resztę roku! Książki kucharskie z tamtego okresu pełne są przepisów na najróżniejsze ryby morskie i słodkowodne. Patrząc tylko na wigilijne jadłospisy widzimy wiele gatunków, których zaserwowanie 24 grudnia dziś uznano by za pewną ekstrawagancję.
Jedna z najpłodniejszych i najbardziej znanych kucharek międzywojnia, Elżbieta Kiewnarska, na stałe publikująca w "Bluszczu", na potrzeby tego wydawnictwa stworzyła książeczkę z przepisami wigilijnymi i jadłospisami na uroczystą kolację pogrupowanymi w zależności od zasobności portfela. Wśród potraw proponowanych na "Wilije najskromniejsze" karp nie pojawia się ani razu, są za to śledzie, sandacz, czy karasie.
W czterech jadłospisach "Wilije skromne" karp pojawia się zaledwie dwa razy (raz smażony, raz w sosie), a oprócz niego smażony sandacz, leszcz w galarecie, sielawy smażone z cytryną, lin w sosie cebulowym, śledzie wędzone faszerowane, jazgarze, szczupak i leszcz pieczony. "Wilije wystawniejsze" składać się mają z jeszcze większej liczby gatunków ryb (oprócz wymienionych wcześniej jeszcze łosoś, śledzie-uliki, węgorz, miętus, sardynki i okoń).
Takiej różnorodności "Centrala rybna" działająca w warunkach ciągłej odbudowy kraju nijak nie mogła zapewnić. Aby przykryć jakoś te niedobory zaczęto trąbić wszem i wobec, że oto uda się dowieźć karpia na święta, a ludzie cieszyli się, że będzie przynajmniej on. Co więcej, zamiast premii w zakładach pracy także... dostawali karpia.
W efekcie dzisiaj stanowi on połowę wszystkich odławianych w Polsce ryb słodkowodnych. Warto zatem pamiętać o tym, że osoby, które w Wigilię próbują wprowadzać na stół mniej typowe gatunki ryb nie tyle podważają staropolski obyczaj podawania w ten dzień karpia, ile przywracają prawdziwą polską tradycję!
Poznaj kulinarną historię przedwojennej Polski dzięki książce Aleksandry Zaprutko-Janickiej "Dwudziestolecie od kuchni". Kliknij i kup z rabatem w księgarni wydawcy
Zainteresował cię ten tekst? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o najbardziej bezczelnych oszustwach przedwojennych sklepikarzy
Aleksandra Zaprutko-Janicka - krakowska historyczka i publicystka, współzałożycielka "Ciekawostek historycznych". Autorka ponad 200 artykułów popularnonaukowych. Autorka "Okupacji od kuchni" i "Piękna bez konserwantów". W 2017 roku ukazała się jej najnowsza książka "Dwudziestolecie od kuchni. Kulinarna historia przedwojennej Polski".