Właściwy tor życia
Psychoterapeuta Robin Skynner i John Cleese - członek kabaretu Latający Cyrk Monty Pythona rozmawiają o tym, w jaki sposób można ukierunkować dziecko.
JOHN: Można obrać sobie w życiu jeden z dwu kierunków. Pierwszy to kierunek "otwarty, swobodny", a drugi "zamknięty, spięty". I to, na jakim torze się znajdziemy, w wielkim stopniu zależy od tego, jak my i nasze matki poradziliśmy sobie z procesem separacji, zachodzącym pomiędzy szóstym miesiącem a trzecim rokiem życia?
ROBIN: Tak właśnie uważam, chociaż ujmując to w ten sposób, chyba obciążasz matkę zbyt dużą odpowiedzialnością. Zobacz, przecież ona znalazła się na tym zamkniętym, spiętym torze dlatego, że taka była jej rodzina. I nic nie może na to poradzić. Wcale nie byłoby jej łatwo przestawić się i skierować dziecko na otwarty, swobodny tor.
JOHN: żeby to zrobić, potrzebowałaby znacznego wsparcia z zewnątrz. Na które ma niewielką szansę ze strony męża, ponieważ prawdopodobnie wybrała kogoś znajdującego się na tym samym torze co ona.
ROBIN: Racja. Niemniej koncepcja dwóch torów jest tak ważna dla uzmysłowienia sobie, na jakich dorosłych wyrastamy, że chciałbym przyjrzeć się relacji matka - dziecko na każdym z nich. Weźmy najpierw zdrowy tor. Oto matka - normalna, matka - zwana przez nas dostatecznie dobrą. Czy pamiętasz, czym się charakteryzuje?
JOHN: Potrafi zajmować się sobą. Zdaje sobie sprawę z własnych potrzeb i czuje się dobrze, zaspokajając je. Przekazuje więc opiekę nad dzieckiem komu innemu, kiedy jest jej potrzebna przerwa, i umie poprosić o miłość i wsparcie, kiedy tego potrzebuje.
ROBIN: Słusznie. A w efekcie posiada dostatecznie dużo miłości czy wsparcia emocjonalnego, czy luzu, czy pewności siebie, czy jak jeszcze zechcesz to nazwać. Ma to dwojaki skutek. Po pierwsze - może dostarczać dziecku niezbędnego wsparcia, skoro jej samej go nie brakuje. A po drugie - nie jest zależna od miłości i wsparcia, jakie może dostać od dziecka, bo wystarcza jej to, co ma. Może więc pozwolić mu odejść, kiedy będzie do tego gotowe.
JOHN: Czyli pozwoli mu mieć ten śmierdzący kawałek kocyka, da mu pluszowego misia. A ono dzięki temu będzie mógł oddzielić się od niej. Nie tylko dlatego, że kojarzy sobie te przedmioty z miłością matki, ale również dlatego, że ona aprobuje fakt ich posiadania. To pokazuje dziecku, że ona chce, żeby się od niej uwolniło, gdy przyjdzie na to czas.
ROBIN: Dzięki temu dziecko czuje się bezpieczniej, ma więcej odwagi i może z przyjemnością podejmować ryzyko. Nie potrzebuje spinać się, żeby się zamknąć przed nowymi doświadczeniami. Dlatego wszystko staje się weselsze. Łatwiej o radość życia. Dziecko szybciej zawiera przyjaźnie i w razie potrzeby może uzyskać wsparcie, nawet kiedy mamy i rodziny nie ma w pobliżu, żeby mu pomóc. Tak więc matka, a później rodzina jest mu mniej potrzebna. Co, nawiasem mówiąc, oznacza, że może bardziej się nimi cieszyć.
JOHN: Dlaczego?
ROBIN: Ponieważ kiedy z nim są, nie musi cały czas się bać, że mogą zniknąć. Zmartwienia tego typu nie będą mu psuć radości. Będzie o wiele bardziej zdolne do radzenia sobie zarówno ze zmianami, jak ze stratami i wszelkiego typu stresami. A jego życie nie tylko będzie bardziej pełne, ale będzie się stawało wciąż coraz bogatsze i bardziej urozmaicone.
JOHN: Więc to jest zdrowy tor. Natomiast matka na tym drugim torze nie potrafi być samolubna w taki zdrowy sposób? Nie umie zapewnić sobie tego, co jest jej potrzebne.
ROBIN: Nie. Sama będzie miała za mało, a skoro tak, to w jaki sposób może dawać? Dlatego dziecku od początku będzie brakowało wsparcia emocjonalnego. A z drugiej strony, jeśli matce go brakuje, będzie zależna od dziecka, potrzebując od niego miłości i wsparcia dla siebie. Będzie się go kurczowo trzymać, tak jak ono będzie lgnąć do niej. I nawet jeśli da mu misia albo królika, jej nastawienie do tej sprawy będzie zupełnie inne. Będzie zaborcza w stosunku do dziecka i niezadowolona z tego, że pluszowy miś skupia całą jego uwagę i staje się niemal tak samo ważny, jak ona. W jej oczach będzie czymś w rodzaju rywala!
JOHN: Czyli miś nie będzie mu przekazywał komunikatu: "Daję ci oparcie, żebyś mógł urosnąć i odejść", a dziecko nie nabierze dostatecznej pewności siebie, żeby spróbować to zrobić. Właściwie otrzyma wręcz odwrotny komunikat.
ROBIN: Masz rację. To jest jeden z możliwych kierunków rozwoju sytuacji na niezdrowym torze. Ale bywa też inaczej, jeśli matka nauczyła się zaprzeczać, że sama potrzebuje miłości i wsparcia.
JOHN: Jeżeli umieściła te potrzeby za kurtyną.
ROBIN: Wówczas będzie nieszczęśliwa w przypadku ujawnienia jakichkolwiek potrzeb, czy to swoich, czy też dziecka. Będzie usiłowała negować istnienie jednych i drugich i najczęściej będzie odpychać malucha, kiedy spróbuje przylgnąć do niej. I naturalnie będzie się wstydziła tego, że dziecko przytula się do pluszowego misia, zwłaszcza gdy trochę podrośnie, toteż będzie je zniechęcać do bawienia się nim.
JOHN: Zatem jeżeli matka jest na niezdrowym torze, dziecko tak czy inaczej dostanie negatywny komunikat na temat misia.
ROBIN: Tak, a ponieważ potrzebuje, żeby ona zaakceptowała misia - czyli swobodę odejścia, którą miś reprezentuje - zanim z jego pomocą zdoła dorosnąć i odejść od niej... cóż, wtedy ono zwyczajnie nie będzie w stanie tego zrobić. Będzie stało w miejscu, mocno trzymając się jej spódnicy, czepiając się jej kurczowo.
JOHN: Zostało "unieruchomione", gdyż nie może przerzucić się z matki na inne źródła wsparcia z zewnątrz.
ROBIN: Okazuje się, że dzieci, które trafiły na niezdrowy tor, nie odstępują matki czy innego źródła poczucia bezpieczeństwa, jakie udało się im znaleźć.
JOHN: I ciągle otrzymują od matki za mało. Więc nawet bycie z nią wcale nie zaspokaja ich potrzeb.
ROBIN: Nie. Te dzieci zawsze robią wrażenie, jakby czegoś chciały, na coś liczyły. I chyba rzeczywiście dostają niewiele. Więc nie czują się zbyt pewnie i nie są zbyt otwarte na nowe doświadczenia.
JOHN: Taki biedny maluch nie wie, co robić, prawda? Mam wrażenie, że najważniejszym uczuciem, jakie mu towarzyszy, nie jest smutek, lecz raczej zakłopotanie. A także pewne napięcie. Tak. Czuje się zamrożony, nie wiedząc dlaczego.
ROBIN: Oczywiście, to zakłopotanie komplikuje się jeszcze dodatkowo z powodu nastawienia świata zewnętrznego. Bo dość szybko inne dzieci przestają wołać "Wyjdź się pobawić!" i zaczynają wykrzykiwać inne rzeczy, zwłaszcza jeśli tamto dziecko jest chłopcem. Więc odczuwa jeszcze większe zakłopotanie i przykrość, bowiem teraz dostał polecenia odejścia od matki, a nie ma żadnego pomysłu, jak to zrobić. Inni krytykują go i śmieją się z tego, że utknął w takim miejscu.
JOHN: Gdyby jego i jego mamę pozostawiono samym sobie, mogliby przynajmniej trzymać się siebie kurczowo i trochę się wspierać, co - jak myślę - zgodnie z tradycją mogą robić dziewczynki, nie narażając się na taką krytykę. Mówi się o nich to tylko, że "lubią siedzieć w domu" albo że są "spokojne". Natomiast taki chłopiec to "ciamajda".
ROBIN: Co komplikuje jego sytuację, ponieważ teraz swoją niezaspokojoną potrzebę trzymania się matki musi zacząć wypychać za kurtynę z powodu całej tej dezaprobaty otoczenia.
JOHN: Więc musi zaprzeczyć nawet temu, że utknął w martwym punkcie! To co można zrobić dla człowieka w takiej sytuacji? Jak można przestawić go na inny tor - na bardziej swobodny, pewny siebie sposób funkcjonowania, który umożliwi mu rozwój?
ROBIN: Nie jest to łatwe. Skoro rodzina już raz ustawi się czy to na zdrowym, czy na niezdrowym torze, trudno jej będzie się przestawić. Oczywiście wspaniale jest być na "swobodnym" torze, natomiast ze "spiętego" prawdopodobnie nie da się przeskoczyć bez pomocy z zewnątrz.
JOHN: Członkowie jednej rodziny niewiele mogą pomóc sobie nawzajem, ponieważ wszyscy funkcjonują w ten sam sposób?
ROBIN: Tak. Głównie z tego powodu rodzice dobrali się ze sobą. I oczywiście wszystkie dzieci dorastały z tym samym nieświadomym nastawieniem. A więc cała rodzina jest skazana na pełne napięcia i lęku podejście do życia - w ten sposób funkcjonuje, taki jest system rodzinny.
JOHN: Im wszystkim trudno zdobyć się na zdrowy egoizm - zapewnienie sobie tego, czego potrzebują?
ROBIN: Tak. I jeśli jedno z rodziców nie potrafi samemu sobie poświęcić dostatecznie dużo uwagi czy miłości, wtedy wszyscy inni muszą być w pobliżu, żeby spróbować mu to wreszcie zapewnić.
JOHN: Zatem w rodzinach znajdujących się na niezdrowym torze wszyscy będą kurczowo trzymać się siebie nawzajem.
ROBIN: Oczywiście. Wszyscy będą jakby unieruchomieni. Jest też bardzo prawdopodobne, że z takich rodzin będą wywodzić się osoby cierpiące na drugą co do wielkości grupę chorób o podłożu emocjonalnym - na zaburzenia depresyjne.
JOHN: Jaka wobec tego była pierwsza grupa?
ROBIN: Zaburzenia związane z problemem nieostrych granic, w najpoważniejszych przypadkach autyzm i schizofrenia.
JOHN: W porządku. Jednak poczułem się trochę zdezorientowany. Pozwól mi spróbować to uporządkować. Zobaczyliśmy, na czym polega jedyna możliwość, żeby dziecko mogło urosnąć, stać się bardziej samodzielne: otóż dorastając, musi odłączyć się od matki. Jeśli matka jest normalna, "dostatecznie dobra", zaakceptuje tę konieczność. Da mu obiekt przejściowy do pomocy przy próbach radzenia sobie w pojedynkę. A dzięki jej pozytywnemu nastawieniu do tego obiektu dziecko poczuje, że dostaje wsparcie, kiedy zacznie uczyć się działania na własną rękę. To da mu pewność siebie, potrzebną do rezygnowania z poprzednich przywiązań i zaczynania nowych rzeczy, co oznacza, że dziecko znajdzie się na "zdrowym torze".
ROBIN: Jak dotąd bardzo dobrze.
JOHN: Dalej: jeżeli matka nie może zapewnić sobie tego, czego potrzebuje... No cóż, po pierwsze - dziecku zabraknie wsparcia, żeby mogło zacząć się usamodzielniać. A po drugie - matce będzie potrzebna jego miłość, więc gdzieś w głębi ducha nie będzie się jej podobała perspektywa uzyskania przez nie niezależności. Toteż jeżeli nawet da mu misia, nie będzie temu towarzyszył odpowiedni komunikat. W obydwu przypadkach dziecku nie uda się nabrać pewności siebie potrzebnej, żeby się uwolnić i pójść do przodu. W rezultacie będzie skazane na zahamowanie rozwoju, kurczowe trzymanie się matki i niezdolność do uniezależnienia się od niej. Trafiło na niezdrowy tor i ma wszelkie szanse, żeby wyrosnąć na dorosłego dotkniętego zaburzeniami depresyjnymi.
ROBIN: Wordsworth (czołowy angielski poeta romantyczny - przyp. red.) nie mógłby tego ująć lepiej.
JOHN: Poeta mieszkający we mnie czasami pragnie wyrazić siebie.
Materiał pochodzi z poradnika "Żyć w rodzinie i przetrwać"