Zamówienie płynące z serca

Czasami wystarczy zacząć mówić o problemie, aby związane z nim lęki i traumy zaczęły się kruszyć i zanikać, uważa reżyser spektaklu d o w n_u s, Dariusz Starczewski.

materiały prasowe

Izabela Grelowska: Sztuka d o w n_u s  podejmuje dosyć trudny temat. Czy nie łatwiej było zrobić komedię?

Dariusz Starczewski: - Do teatru można pójść po różne rzeczy:  czasem po ubaw, czasem po coś poważniejszego. To nie znaczy, że taki temat ma być przedstawiony ciężko, grobowo i z namaszczeniem. Jeśli tak się dzieje to nie jest to zbyt dobry teatr. Myślę, że w teatrze, tak jak w życiu, to co trudne  przeplata się z humorem. Czasem im gorzej tym śmieszniej .

Widz będzie się śmiał i płakał?

- Tak i to jest dopiero prawda o życiu.   Dobra sztuka powinna zawierać szczyptę powagi i szczyptę humoru. Balansować między dramatem a dowcipem. Im trudniejszy temat, tym bardziej potrzebny jest dystans, uśmiech, po to, aby ten trudny temat jakoś obłaskawić . W życiu robimy to w sposób zupełnie automatyczny, śmiejemy się, płaczemy, czasem kiedy już nie wystarcza łez, pojawia się uśmiech. I to jest prawdziwa reakcja.

 Wiele osób musiało się spotkać,  żeby doszło do wystawienia tego spektaklu... Jak to było?

- Przy okazji pewnej akcji związanej z profilaktyką antyrakową spotkałem Magdę Chaszczyńską, moją koleżankę ze studiów, z okresu, kiedy studiowałem na wydziale prawa. Ja nie związałem swojej przyszłości z prawem, i kiedy po latach wspólnie prowadziliśmy licytację,  Magda sporo mi opowiedziała o tym, czym się zajmuje, jak sobie radzi. Mówiła o swojej działalności prawniczej i społecznej.

Później wziąłem udział w warsztatach stowarzyszenia Graal, jako prowadzący. I ta działalność mnie zachwyciła.

A kiedy pojawił się pomysł wystawienia d o w n_u s a?

- Magda, która zawsze interesowała się sztuką , wpadała na pomysł nakręcenia  filmu, który opowiedziałby historię, mającą pewien związek z jej życiem. Oczywiście nie jest to związek dosłowny, a jedynie inspiracja. Chodzi o to, jak czasami można być zaskoczonym tym, co przynosi życie i jak później sobie z tym człowiek radzi.

Poszliśmy tym tropem. Ja znałem młodego scenarzystę filmowego,  który napisał sztukę teatralną.  Bo jednak realizacja spektaklu jest dużo łatwiejsza.  Żeby nakręcić film, potrzeba kilku milionów, żeby wystawić sztukę potrzeba jednak mniej. Znałem też środowisko, wiedziałem, jak się za to zabrać.

I tak powstał tekst,  zebrało się aktorów. Od słowa do słowa, od człowieka do człowieka, pojawiały różne możliwości, otwierały się nowe drzwi. Okazało się, że życzliwości w ludziach jest całkiem sporo .

Były problemy z przekonaniem kogoś?

- Nie. Problemem było raczej to, że kiedy tekst był gotowy , pojawiło się pytanie, czy to, co robimy to teatr czy profilaktyka.  Ale przecież teatr zawsze porusza również jakiś problem.

W tym przypadku jest to sztuka na zamówienie, ale to jest zamówienie wewnętrzne, dobre zamówienie.  Nie robimy tego, bo są pieniądze, bo dawno nic nie robiliśmy, albo dlatego że aktor musi grać, a reżyser reżyserować.  Robimy to z autentycznej potrzeby.

I jak odpowiedzieliście sobie na to pytanie? Sztuka będzie miała charakter uniwersalny czy będzie to profilaktyka?

- Myślę, że to jest zdecydowanie kierunek uniwersalny. Poruszamy tu cały szereg problemów i jednym z nich to, jak słaba jest komunikacja społeczeństwa ze światem osób niepełnosprawnych.

Tak na prawdę mamy problem z niepełnosprawnością, która wciąż stygmatyzuje.  Chociaż osoba niepełnosprawna  może wykonywać dziesiątki prac zupełnie swobodnie i w pełnej wydajności, a jednak powstaje problem, kiedy stykamy się z kimś, kto funkcjonuje inaczej niż my.

Ale sztuka niesie też bardzo uniwersalne przesłanie dotyczące tego, jak ulotne są nasze plany, jak łatwo może je zniweczyć jakieś zdarzenie losowe.  To jak w tym popularnym żarcie "opowiedz bogu o swoich planach".  Można oczywiście opowiadać,  ale w ciągu sekundy wszystko może się zmienić .

Taką okolicznością mogą być narodziny dziecka, ale może to być też coś zupełnie innego.

Ważna jest też konfrontacja z pewnym społecznym tabu. Wydaje mi się, że wiele lęków i obaw, można obłaskawić konfrontując się z nimi, mówiąc o nich. Bo dopóki nie porusza się tych tematów nic się nie zmienia. I zawsze jest lepiej jeśli ta konfrontacja odbywa się w płaszczu metafory i rozrywki, bez pouczania.  To najmniej inwazyjny sposób.

A czy warsztaty prowadzone w stowarzyszeniu Graal  wpłynęły na pracę nad sztuką?

- Myślę, że tak bo ten problem przestał być dla mnie abstrakcyjny.  To nie jest tak, że coś o tym przeczytałem, ale za bardzo nie wiem, o co chodzi . Wszedłem w to środowisko, zmierzyłem się ze swoimi wyobrażeniami, z własnymi lękami. Moje dzieciństwo to jest czas komuny, czyli czas kiedy niepełnosprawność w ogóle nie istniała w społecznym odbiorze. Ludzie kalecy, dzieci z porażeniem mózgowym, dzieci z zespołem downa to  byli ludzie zamknięci w  gettach takich, jak szkoła specjalna lub dosłownie ukryci w domach. Panował  wstyd, udawanie, że nie ma takich ludzi. Izolacja z kolei wywoływała  strach i lęk.

Obserwuję jaką łatwość mają małe i większe dzieci  w kontaktach z dziećmi z zespołem downa .  To znaczy, że tak naprawdę mamy zdolność komunikacyjną. Wystarczy po prostu nie robić z tego problemu, nie budować barier i ścian. Okazuje się też,  że dzieci z zespołem downa różnią się od siebie. Mają różne charaktery, różne osobowości.

Stowarzyszenie Graal jest też jednym z organizatorów sztuki. Na czym polega jego działalność?

- Działalność Graala to działalność, która każdego dnia wykuwa jakieś możliwości.  Walczy o byt każdego z tych dzieci, każdego z tych rodziców.  Usiłuje uświadamiać ludzi w szkołach, budować klasy integracyjne. Organizuje warsztaty,  które czasami miałem okazję prowadzić, gdzie razem uczestniczą dzieci zdrowe i niepełnosprawne. To naprawdę, przynosi efekty, przełamuje lody, zmusza do kontaktu i okazuje się, że to wcale nie jest takie trudne.

Kolejny organizator to Sztuka na wynos...

- Sztuka na wynos to instytucja, która została powołana całkiem niedawno, a której ideą jest wychodzenie ze sztuką do ludzi. Nie chcemy aby działo się to w sposób chałturniczy, albo pompatyczny i nadęty.  Odwołujemy się do takiej pierwotnej misyjności. Efekty -  down_us - będzie można zobaczyć w najbliższym czasie.

Z Dariuszem Starczewskim rozmawiała Izabela Grelowska

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas