Reklama

Erotematy słabnącego Erosa

Walka o życie, walka za sprawę Erosa, jest dzisiaj walką p o l i t y c z n ą - pisał wojowniczo Marcuse. Zarębskizapytany, czy rewolucja 1968 wpłynęła na jego sztukę, odpowiada spokojnie, że nie zastanawiał się nad tym. Nie będąc prostym odzwierciedleniem erotematów rewolucyjnej inteligencji, jego sztuka sprzyja przecież owym przewartościowaniom, choć niczego nie rozstrzyga, wbrew filozofom czy ideologom. Raczej otwiera nową strefę kontaktu z Erosem.

Wielu podejmowało tę grę w czasach, gdy ulegali seksualnej utopii Marcusego. Neomarksista nie podzielał irracjonalnego pesymizmu Freuda co do możliwości społeczeństwa bez przemocy. Byłaby to społeczność dogłębnie ludyczna, w której zabawa jest naturalną sferą wolności, dobrowolnym poddaniem się regułom. Te już nie ciążą, lecz tylko umożliwiają przyjemność. Sex Toys Zarębskiego, powstałe wedle równania rozumność = rozkosz, zdają się nie mieć tu granic. Erotemat rodzi kolejne pytanie, które zamiast odpowiedzi nasuwa nową niewiadomą - jeszcze bardziej podniecającą perspektywę w tej hedonistycznej tautologii i ślepej - pozbawionej transcendencji - wymianie libidalnej energii w oferujących rozkosz grach.

Reklama

Wczesne filmy z lat 1972-75 koncentrują się na ludycznym aspekcie seksualności, aranżując rozmaite strefy kontaktu. Niektóre sceny mają charakter odblokowywania i eksploatacji utajonego dziewczęcego narcyzmu, prowokując modelki nawet do quasi-lesbijskich zabaw z lustrem. Zarębski nigdy nie przekracza progu pornografii. Jeśli używa obrazów fallusa i waginy, odbiera im aurę obscenicznej penetracji. Nie potrafi, a może nie chce, być dosadnym. Bywa poetą, ogrodnikiem, fletnistą...

Przymierzalnia pasów cnoty

Kilka powojennych zdjęć ukazuje uroczego chłopca z mamą, na rowerze, po pierwszej komunii świętej, późniejsze nagiego zmęczonego młodzieńca (onanistę?) w wannie z fallicznym fetyszem z odkręconych kurków, podczas gdy najnowsze prezentują wyuzdanego klauna zaplątanego w damskie pończochy. Uzbrojony jest do tego w siekierę, która w kontakcie z dziewczęcą waginą modelki przywołuje grozę pomieszania libidalnych i destrukcyjnych popędów wyłonionych kiedyś z nieorganicznej materii. Można byłoby te zdjęcia analizować - jak Marcuse - jako świadectwa ontogenezy zrepresjonowanej jednostki, na którą nałożyła się filogeneza represyjnej cywilizacji. Patrząc na te prywatne pamiątki, pamiętamy o ich tle - o wojnie jako wielkiej orgii, o miłosnym uwiedzeniu mas, o systemie, którego aktem założycielskim był komunizm wojenny, kiedy to uwierzono bolszewikom, że wraz z wyzwoleniem proletariatu wyzwolą jego seksualność. W katolickiej Polsce wyzwolenie Erosa spacyfikował ponadto socjalistyczny wstyd. Lecz reminiscencji tych wiele nie znajdujemy w twórczości Zarębskiego. W latach 70. wystawił na ulicy imitację kaktusa-fallusa. Zrealizował publiczną Przymierzalnię pasów cnoty, zainspirowaną utworem Tadeusza Różewicza. Akurat w tym aspekcie wydaje się on dziewiczy i nieskażony przez refleksję jak bawiący się chłopiec, dotknięty nagle przez zło, zmuszony balansować pomiędzy pierwotnością amorficznego potwora a wykształconymi już pod wpływem powierzchniowej pracy libido strefami erogennymi. Zarębskiemu obca jest fascynacja totalitarną, sadystyczną orgią totalitaryzmu, skomentowaną niegdyś przez jego przyjaciela - Helmuta Kajzara (1941-1982): Tak zabija faszyzm i diabeł mszczący się za miłość. Pasolini kochał. Z jego filmów wyświetla się miłość. "Salo" jest filmem zrozpaczonego boga-człowieka. Jest obrazem realnej faszystowskiej jadalni-kloaki (sam padł jej ofiarą). Pasolini wiedział, że zabijanie jest konsumpcją. I pokazał to, że zabijanie przynosi zysk i bywa rozkoszą. Film kończy się obrazem tortur i gwałtów wprost - podniecających. Premier faszystów obserwuje skomponowaną przez siebie ubikacyjną egzekucję. Ogląda ją z dala przez okno i w zbliżeniu przez lornetkę. Tak jak i my, razem z nim. Oddzieleni jesteśmy od kloacznego teatru szybą i soczewkami. Premier przywołuje młodego strażnika. Daje mu lornetkę. Chłopak przygląda się scenie męczeństwa. Premier wkłada mu rękę do rozporka. Uśmiecha się. Stoi. Wszystko w porządku. Oblałem się rumieńcem wstydu.

Starzenie się Erosa

Gdy chłopiec podejmuje tę grę, nie wie jeszcze, o jaką stawkę tu chodzi (choć dobry i zły Eros toczą już swój agon). Czy uczestniczyć w tej agonii z miłością, czy na chłodno i technicznie, by tym pewniej żądać efektów miłości, ponieważ nie kocha się, a pragnie tylko przyjemności? Wielu wybiera dziś raczej ten drugi - Lizjaszowy argument, niż krytykę Erosa wytyczoną przez myśl Platona. Czerpią przede wszystkim rozkosz, unikając zbędnej komplikacji serca, szaleństwa i niekiedy zbrodni w afekcie, ponieważ jako racjonaliści wybitnie techniczni dążą do samoopanowania. Zły Eros - czyli pozbawiony miłości - jawi się w tej wyśrubowanej enkratei jako mniejsze zło. Ten przynajmniej - wolny od zbytecznych iluzji - stoi pewnie na nogach i trzyma mocno tyłek w dłoniach! Nic go nie może ominąć, czego pragnie, dlatego że właśnie zakochany w nikim nie jest. Współczesna posttotalitarna perspektywa obecna domyślnie w sztuce Zarębskiego tym się właśnie różni od świata ukazanego przez Pasoliniego wzgl. Kajzara, że nie zakłada już afektacji - ani miłości, ani nienawiści. Obserwując dzieła Zarębskiego, można odnieść wrażenie, że jego erotyczne zaangażowanie z każdym rokiem słabnie nie tyle ze względu na starzenie się jego Erosa, lecz pod presją obecnej kultury (np. prasa ostatnio doniosła, że japońscy menadżerowie stronią od seksu, ponieważ są zapracowani i wolą inne przyjemności). Dlatego jeden ze swych obiektów nazwał Zamrożona erekcja. Postęp postindustrialnej cywilizacji - ważny motyw Zarębskiego - sprawia, że Eros, choć wyzwalany od destrukcyjnych mechanizmów głębi, kryje się oto ostentacyjnie pod maską melancholijnego klauna.

Między ciepłem a zimnem

Mimo tej całej błazenady, jest w tym poważna metodologia Dee Jaya. Jego mistrzostwo przejawia się w zarządzaniu rytmem - mniej lub bardziej społecznym, który on zawłaszcza, kontroluje, modyfikuje i przekazuje publiczności. Powstają nowe strefy kontaktu, penetrujące różne sfery ciała - w terminologii Husserlowskiej fenomenologii rozumiane nie jako Körper (coś fizycznego, zewnętrznego), lecz Leib (ciało zinternalizowane - gdy moje i cudze ciało przez dotyk widziane jest w perspektywie eksternalistycznej jako ciało nasze, podobnie jak dziś niektórzy mówią o umyśle). Mowa zwłaszcza o transmisji z pojenia pijawki. W innej akcji widzimy ciało artysty jako ogniwo pośrednie pomiędzy ciepłem (kobiecą piersią) i zimnem (bryłą lodu). Funkcję transformatora postanowił on wynieść na wyżyny artyzmu. Co ciekawe, jest to dziwny D.J. W jego działaniach płyty gramofonowe czy taśmy magnetofonowe traktowane są nonszalancko, a nawet ulegają bezpowrotnemu zniszczeniu. Żywi podziw dla prostego aktu transmisji dźwięku, a zarazem niszczy jego nośniki. Powstaje też jakby sieć z taśmy magnetofonowej, budzącej skojarzenia z pułapką, uwikłaniem ciała jako jakości w materię jako spotęgowaną ilość. Taśma imituje pokarm (makaron), albo naturalne przedłużenie ciała, jak włosy, albo jako więzy krępujące ciało i łączące je z otoczeniem, ze ścianami, drzwiami czy klamkami - pęta kategoryzacji (miejsca, czasu, doznawania etc.), z których próbuje się to ciało uwolnić. Mimo dramatyzmu, działanie to jest dość zabawne, ponieważ więzy te są łatwe do zerwania. Jedynie w wielkiej ilości stają się mocne i skuteczne. Ujawniają się więc tu nie tylko pozytywne energie wraz z optymistycznymi motywami twórczości, lecz również destrukcyjny Thanatos związany z konsumowaniem, jedzeniem, gryzieniem, z destrukcją i śmiercią.

Lecz oto - na horyzoncie - zasadniczy erotemat słabnącego Erosa. Trudność pojawia się jakby nie w porę, gdy zasmakuje on w innych - może wyższych nawet niż seksualne - przyjemnościach. Zapragnie na przykład posłuchać głosu zmarłego przyjaciela Helmuta. Wtedy gotów odpowiedzieć, jak onegdaj wielki grecki tragik: "A jak tam u ciebie, Sofoklesie, ze służbą u Afrodyty? Potrafisz jeszcze obcować z kobietą?" A ten powiada: "Nie mówże głupstw człowiecze: ja z największą przyjemnością od tych rzeczy uciekłem, jakbym się wyrwał spod władzy jakiegoś pana - wściekłego i dzikiego".

Wystawa w warszawskiej galerii Art NEW media, której kuratorem został piszący te słowa, jest więc studium siedemdziesięcioletniego już życia, zdającego się być zabawką w rękach Erosa - chyba coraz bardziej siebie świadomego, jeszcze erotycznego i w takim samym stopniu twórczego, ale gotowego już - jak Kefalos cytujący Sofoklesa - z humorem wymigać się od tej służby, bo poszukującego innych jeszcze stref kontaktu. Jak zatem głęboko ludyczność i Eros przenikają byt i czy posiadają sakralną powagę? - zdaje się pytać każda sztuka, mniej lub bardziej erotyczna i doskonała.

Kazimierz Piotrowski

Sztuka.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy