Reklama

Ślubuję uroczyście...

Na ślubie znajomych usłyszałam po raz kolejny słowa przysięgi, jaką składają sobie nowożeńcy, w której zapewniają się wzajemnie o "miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej".

Na ślubie znajomych usłyszałam po raz kolejny słowa przysięgi, jaką składają sobie nowożeńcy, w której zapewniają się wzajemnie o "miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej".

Później, przy weselnym stole, rozmawiano głównie o zdradzie, a kilka małżeństw wyszło z przyjęcia obrzucając się wyzwiskami.

Wychodzi na to, że dzieje się tak już od lat: nowożeńcy przysięgają sobie, nie bardzo wiedząc co i nie bardzo orientując się w tym, co może być takich ślubów konsekwencją, i gubią się przy pierwszym poważniejszym kryzysie małżeńskim. Dlaczego tak się dzieje? Czyżby nie było wzorców? Czy nikt nie jest w stanie uświadomić młodym, jak to wszystko w życiu układać? Czy każda "młoda para" musi uczyć się na własnych błędach? Czy musi popełniać błędy już wielokrotnie popełnione? Nad tak stawianymi pytaniami można przejść do porządku dziennego, machnąć ręką i odpowiedzieć filozoficznie: "cóż, takie jest życie". Niczego to jednak nie zmieni.

Reklama

Może warto więc pomyśleć o tym, by przyszli małżonkowie wiedzieli coś więcej o życiu od tego, czego dowiadują się od sfrustrownych koleżanek i kolegów, od "wykładających" podczas tzw. nauk przedmałżeńskich księży czy od sfrustrowanych bohaterów różnych programów telewizyjnych. Może osoby najbliższe przyszłym małżonkom, te z pewnym doświadczeniem małżeńskim, powinny ich przed ślubem edukować? Nie na zasadzie anegdotycznej, ale może właśnie na poważnie... Może powinni to robić ich rodzice? A może tylko przyjaciele? Sami narzeczeni też powinni się tym zainteresować: pytać, czytać, obserwować, zachęcać do rozmów.

Wiem z doświadczenia, że jeżeli kiedykolwiek poważnie zapytałam już w dorosłym wieku ojca czy matkę o jakąś tzw. życiową sprawę, nigdy nie zostałam wyśmiana lub odprawiona z kwitkiem. Podobnie było wtedy, kiedy o różne intymne sprawy - nawet te dotyczące współżycia - na poważnie pytałam moje najbliższe koleżanki. Ślubujący uroczyście przed ołtarzem lub przed urzędnikiem powinni sobie zdawać sprawę z tego, że życie nie polega wyłącznie na dotrzymywaniu przyrzeczeń. Muszą wiedzieć, że nigdy i nikt nie żyje idealnie, że w życiu mogą się zdarzyć najróżniejsze sytuacje, a największą umiejętnością okazuje się zdolność do odpowiedniego zachowania, podejmowania decyzji, które nie krzywdzą, nie niszczą i zabijają innych... I wreszcie pytanie, które zadają sobie wszyscy: czy szczęśliwsi są ci, którzy ślubują i zawierają małżeństwa, czy ci, którzy pozostają poza takim podejściem do wspólnego życia? Pytanie bez jednoznacznej odpowiedzi, bo wkraczające w sferę najbardziej intymną, w której żadne śluby czy kontrakty nie maja znaczenia, bo działa w niej wyłącznie uczucie.

Ola

olamola@interia.pl

Porozmawiaj o tym na Forum

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy