Reklama

Sobotnie gotowanie

Mam nadzieję, że nie tylko ja robię od czasu do czasu, zwykle w soboty, to, co tzw. opinia społeczna raczej przypisuje płci pięknej. Chcę Wam oto opowiedzieć o moim sobotnim gotowaniu...

Mam nadzieję, że nie tylko ja robię od czasu do czasu, zwykle w soboty, to, co tzw. opinia społeczna raczej przypisuje płci pięknej. Chcę Wam oto opowiedzieć o moim sobotnim gotowaniu...

W sobotę dopuść do kuchni swojego partnera" align="center" enlarge="0" />Polecam Waszej uwadze skromny, raczej lekko strawny obiadek, złożony z dwóch dań podstawowych i ewentualnych dodatków. Przygotowuję go samodzielnie w ok. 45 minut, po czym z satysfakcją nasłuchuję odgłosów, jakie znad talerzy wydaje moja rodzinka...

Aby taki obiadek powstał, muszę w sobotnie przedpołudnie - lepiej wczesne - wybrać się na bazar. Tam odnajduję budkę, w której od lat ta sama pani sprzedaje wyśmienite patroszone pstrągi ze sprawdzonej hodowli. Kupuję tyle pstrągów, ile osób mam do nakarmienia...

Reklama

Następnie kupuję: standardową "jarzynkę", ziemniaczki, natkę pietruszki, koperek, cytrynkę, zieloną sałatę, czosnek, kostkę rosołową, przyprawę do ryb i kefir, a jak mam trochę więcej kasy, to jeszcze jakieś czerwone wytrawne winko...

Wracam do domu i zaczynam moje gotowanie. Najpierw zupka: pokrojona "jarzynka", do tego ze dwa ziemniaczki, też w kosteczkę, woda - zawsze tyle, żeby wystarczyło dla 3 - 4 osób - i ... na gaz. Jak się już trochę pogotuje, dodaję kostkę rosołową, trochę natki pietruszki, pokrojony ząbek czosnku i troszkę posiekanego koperku.

Po nastawieniu zupki sprawdzam, drobnymi łyczkami, smak zakupionego winka i nastawiam ziemniaczki. Uwaga! Nie obieram, a jedynie bardzo dokładnie płuczę i wrzucam do gotującej się, osolonej wody. Później, jak już prawie "dojdą", czyli jak są już miękkie, ale jeszcze niezbyt rozgotowane, obsmażam je przed podaniem przez chwilę na odrobinie oleju (zawsze z oliwek i zawsze z pierwszego tłoczenia!). Jak się zagapię i ziemniaki zbytnio zmiękną, serwuję je w mundurkach, ale zawsze bardzo gorące...

Teraz rybki. Po dokładnym opłukaniu nacieram je przyprawą do ryb i innymi przyprawami (czasem oregano, czasem coś, co znajomi przywieźli z Maroka itp.), faszeruję posiekaną pietruszką, zawijam każdą w folię spożywczą (aluminiową), układam w wysmarowanym oliwą rondlu i wkładam na 15 minut do mocno rozgrzanego piekarnika (ok. 200 st. C).

Ostatni etap to przygotowanie sałatki i dodatku, w tym przypadku gotowanej fasolki. Sałatka: zieloną sałatę dokładnie płuczę, wyrzucam 3-4 najbardziej zielone, zewnętrzne liście (największe), wyrzucam trzon (to takie twarde ze środka), siekam resztę na pasemka... Do tego dodaję cieniutko pokrojoną cebulę, wyciskam w wyciskaczu 1-2 główki czosnku, zalewam odrobiną oliwy z oliwek, wyciskam pół cytryny, dokładnie mieszam i odstawiam... Fasolkę, po opłukaniu, wrzucam do wrzącej, osolonej wody (to oczywiście równocześnie z poprzednimi czynnościami) i gotuję do zmięknięcia. Uff!

No i teraz dzieło wędruje na stół! Staram się tak umówić z domownikami, żeby jedli wszystko bezpośrednio po przyrządzeniu, bez odgrzewania. Do zupy każdy dostaje łyżkę kefiru. Na talerzu z drugim daniem znajduje: rybkę (obok ćwiartka cytrynki), ziemniaczki (może dobierać sobie do nich masełko), sałatkę i dodatek w postaci fasolki (do fasolki dobrze jest podać lekko podsmażoną na maśle tartą bułeczkę!). Dorośli popijają obiadek winkiem, a dzieci mineralną, a mnie mile łaskoczą westchnienia: "Mniam, ale tatuś obiadek przyrządził...".

Smacznego!

Karol

Czy dobrze gotujesz? Sprawdź się!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gotowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy