Reklama

Po co się uczyć?

Nie spodziewałam się tego, że prawdziwy sens edukacji poznam pewnego letniego dnia w taksówce.

Było gorące, czerwcowe popołudnie. Stałam z bukietem czerwonych kwiatów i czekałam na taksówkę. Przyjechała, prowadzona przez pogodnego sześćdziesięciolatka w ciemnych okularach. Ledwie udało mi się zatrzasnąć za sobą drzwi, a kierowca puścił discopolową piosenkę, od której - miałam wrażenie - zatrzęsła się karoseria.

- Czy mógłby pan ściszyć? - poprosiłam.

- Co, nie lubi pani disco polo? - zapytał.

- Nie o to chodzi. Jadę na pogrzeb i nie jestem w nastroju do słuchania muzyki. Taksówkarz przeprosił. Wyłączył płytę i przez chwilę jechaliśmy w całkowitej ciszy.

Reklama

- To ktoś z rodziny? - spytał po kilku minutach, prawie szeptem.

- Nie. To mój uczeń - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Wyraźnie się stropił, jak każdy, kto dowiaduje się o śmierci dziecka. Chciał wiedzieć, co się stało i dlaczego świat jest taki niesprawiedliwy.

- Wie pan, on był bardzo chory. Miał porażenie mózgowie i wiele innych komplikacji, które powodowały, że bardzo cierpiał - tłumaczyłam.

- I uczył się? - zapytał zdziwiony.

- Ależ oczywiście! Mama przywoziła go na każde zajęcia, oprócz tego ćwiczyła z nim w domu i była bardzo zaangażowana w terapię - odpowiedziałam tonem, z którego mogło wynikać, że każda mama postępuje w ten sposób. Pan taksówkarz lekko chrząknął i opowiedział mi pewną historię.

- Znałem kiedyś takiego Romka. Urodził się z poważną wadą serca i lekarze powiedzieli jego rodzicom, że ich syn umrze w przeciągu roku. No i rok przeżył. A potem jeszcze jeden. I za każdym razem, kiedy przychodzili z nim na kontrolę do szpitala, lekarze mówili, że ich syn lada chwila zejdzie z tego świata. Przyszedł czas, kiedy dzieci szły do szkoły, ale Romka nie puścili, bo matce zrobiło się żal młodego. Po co ma się uczyć, jak i tak umrze? Po co się męczyć literkami i dodawaniem? Niech sobie chłopaczyna odpocznie od tego trudu, tej całej szkoły.

- Lata mijały, a Romek rósł i rósł, aż do dorosłości tak rósł. Rodzice mu pomarli, a on? Całe dnie przesiadywał pod budką z piwem. No bo co miał robić? Nawet czytać nie umiał. I tak to z tym Romkiem było...

Zamyśliłam się.

- A na pogrzeby dzieci nie kupuje się białych kwiatków? - wyrwał mnie z zadumy kierowca.

- Nie wiem. Mój uczeń najbardziej lubił kolor czerwony.  

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy