Reklama

Satyra w krótkich majteczkach

"Satyra w krótkich majteczkach. Z uśmiechem przez pokolenia. 500 anegdot naszych dzieci" to elegancko wydany i pięknie zilustrowany zbiór kultowych dziecięcych anegdot z ostatnich 60 lat – doskonały prezent dla starszych i młodszych.

Kultowy w PRL tygodnik "Kobieta i życie", w roku 1957 wprowadził rubrykę, która już wkrótce miała okazać się jedną z jego najmocniejszych stron. Od Satyry w krótkich majteczkach zaczynała się lektura najpopularniejszego magazynu kobiecego tamtych czasów.

Z życia wzięte dziecięce anegdotki i powiedzonka nadsyłane przez rodziców do redakcji bardzo szybko weszły do kanonu polskiego humoru śmiesząc całe rodziny. Dając chwilę wytchnienia w niezbyt wesołej rzeczywistości, Satyra w krótkich majteczkach niezamierzenie stała się również zapisem codzienności PRL odbijającej się w wypowiedziach dzieci.

Reklama

Aleczek P. (lat 2 i pół) wybiera się z rodzicami na wizytę do babci. Ale w czasie ubierania zaczyna się popisywać i wykrzykuje "brzydkie" wyrazy. Tata oświadcza, że wobec tego Aleczek nie pójdzie do babci, bo mógłby zrobić wstyd całej rodzinie. Aleczek prosi o przebaczenie i przyrzeka, że nigdy już nie będzie mówił brzydkich rzeczy. I dodaje: A u babci będę mówił tylko "Boże, Boże". (Nad. M. Perzynowa, Niedźwiada, 1957)

Dorotka (lat 3 i pół) słucha bajki o "Czerwonym Kapturku". Nagle woła: "A naszą babcię to wilk musiałby połykać na dwa razy." (nad. H. Dakowska, Kościany, 1962)

Kasia (lat 4) chodzi do przedszkola. Pani nauczycielka rozmawiała z dziećmi o minionym niedawno Dniu Kobiet, pytając, jak ich mamusie spędziły ten dzień. Kasia odpowiada: "U nas to tata obchodził Dzień Kobiet, bo mama nie miała czasu..." (Nad. M. Kaliszczak, Przedszkole nr 2, Strzelce Krajeńskie, 1983)

Miłosz (lat 3 i pół) broi. Mama, wyprowadzona z równowagi, mówi wreszcie: "No,  powiedz sam, co ty byś zrobił na moim miejscu?" Miłosz rzeczowo: "Jak bym był duży, to bym się dziecka nie pytał". (nad. D. Przystał, Pszczyna, 1967)

Niegrzeczna Jola kopnęła młodszą siostrę Nitusię (lat 2 i pół). Mała z płaczem biegnie do ojca. Ojciec nie chce wierzyć w taką niegrzeczność córki. Nitusia woła więc: "Jola, kopnij mnie jeszcze raz, bo tatuś nie widział!" (nad. K. Mąkosza, Oliwa, 1962)

Agata (lat 4) była z babcią u pewnej znajomej, której urodził się synek. Pierwszy raz w życiu widziała, jak matka karmi piersią dziecko; przyglądała się tej scence z wielkim zainteresowaniem. Gdy wyszły z wizyty, babcia mówi: "Widziałaś, jak dzidziuś jadł mleczko?" Agata patrzy na babcię ponuro: "Ty mi nie opowiadaj takich rzeczy! Ja dobrze widziałam, co on jadł!" (nad. K.B., Warszawa, 1972)

Arek (lat 6) grymasi przy jedzeniu; uważa, że kanapka, którą przygotowała mu babcia, jest za duża. Babcia proponuje mu więc kiszonego ogórka, sądząc, że zaostrzy on dziecku apetyt. Arek odmawia, mówiąc z powagą: "Czy babcia myśli, że jak da mi ogórka, to ta kanapka się skróci?" (nad. W. Swiercz, Szydłowice, 1977)

W domu Jurka (lat 5 i pół) oczekiwani są goście. "O, przyszli wujostwo - cieszy się mama, wprowadzając gości. Za chwilę znów słychać dzwonek, Jurek biegnie otworzyć: okazuje się, że przyszli babcia i dziadek. Jurek wkracza z nimi dumnie do pokoju i anonsuje: "Przyprowadziłem dziadostwo". (nad. Jelińska, 1967)

Ania (lat 1 i pół) zaczyna już mówić. Dostała właśnie od dziadzia pieniądze na ciastko. Ogląda pieniążek i milczy. Mama, dbała o wychowanie córeczki, zachęca: "No, Aniu, co się mówi, jak dziadzio daje pieniążki?" Ania krótko: "Więcej!" (nad. A. Romanowski, Warszawa, 1962)

Ewa (lat 8) wychodząc ze sklepu pyta mamę: "Klient to ten co sprzedaje?" "Ależ nie - wyjaśnia mama - klient to ten co kupuje". Ewa nie przekonana: "Przecież tam jest napis, że klient ma zawsze rację!" (nad. K. Wilczyńska, Poznań, 1962) Podczas prac nad wyborem anegdot, udało się dotrzeć do bohaterki pierwszej, historycznej rubryki z 1957 roku. Jest nią, mająca wówczas 4,5 roku Zuzanna, córka twórczyni rubryki i jej pierwszej redaktorki, Danuty Csató. Pani Zuzanna opowiedziała Przemysławowi Bociądze o perypetiach związanych z powstawaniem rubryki. Na załączonym zdjęciu: "Zuzanna C." (bez nart) - z mamą i siostrą Justyną podczas ferii zimowych w Zawoi na początku lat 60. Zdjęcie z archiwum prywatnego.

O książce

Zależało nam, na tym, by w książkowym wydaniu słynnych anegdot, zachować i ducha, i język czasu powstawania tych niewielkich tekścików. "Kobieta i życie", która zaczynała jako tygodnik, jest dziś miesięcznikiem i wygląda zupełnie inaczej niż przed laty. Szpalta opatrzona rysunkiem łobuziaka z procą oparła się jednak wszelkim zmianom potwierdzając niesłabnącą popularność Satyry w krótkich majteczkach.

Ukazująca się od ponad 60 lat rubryka nadal wywołuje chichot dziadków, rodziców i dzieci.  Zaś łobuziak z winiety został bohaterem rysunków Joanny Rusinek towarzyszących edycji książkowej. Słynna ilustratorka uczyniła chłopca przewodnikiem po kolejnych rozdziałach zbioru. Co więcej, łobuziaka każdy może sobie animować techniką flipbooka - przy szybkim kartkowaniu książki, jego postać umieszczona w dolnym rogu każdej prawej strony, będzie się poruszać.

Niniejsze, książkowe wydanie, jest pierwszym zwartym zbiorem najzabawniejszych anegdot wybranych z tysięcy numerów magazynu.

Ograniczenie ich liczby do 500 przyszło redaktorom z najwyższym trudem. Tym bardziej, że niekontrolowane napady śmiechu utrudniały przeszukiwania archiwalnych numerów w zaciszu bibliotek. Poniżej próbka historycznych tekstów będących zarówno świadectwem meandrów dziecięcej myśli, jak i epoki, w której powstały.

O Satyrze w krótkich majteczkach powiedzieli:

Bożena Dykiel: Lekturę "Kobiety i Życia" zawsze zaczynałam od ostatniej strony. Uwielbiałam "Satyrę w krótkich majteczkach" i z sentymentem wspominam te śmieszne historyjki, których bohaterami były dzieci. Taki cukierek na dobry początek dnia przydałby się i dziś. Teraz "satyry" dostarczają mi moje wnuki.

Marta Lipińska: Byłam bardzo zajętą aktorką i mamą dwójki małych dzieci, kiedy w "Kobiecie i życiu" ukazywały się anegdotki z życia maluchów. Niektóre zabawne, inne mniej. Nigdy nie wysłałam takiej do redakcji, a przecież moje dzieci to była jedna wielka "Satyra w krótkich majteczkach". Pamiętam niedzielne poranki, jedyny dzień, kiedy mogłam pospać dłużej. Dzieci miały nakazaną ciszę, dopóki rodzice nie wstaną. Każdej niedzieli budziło mnie tupanie małych stóp pod drzwiami sypialni i głośny, teatralny szept: "Cicho, bo mama śpi". To by się chyba nadawało? Wołałam: "Już nie śpię". Wtedy z hukiem otwierały się drzwi i dzieci wpadały do sypialni, a po chwili przytulały się do mnie jak dwa sopelki lodu. No i co miałam począć? Koniec spania w niedzielę.

Szymon Majewski: Moja mama zbierała wszystkie numery "Kobiety i Życia". Uczyłem się dopiero czytać, kiedy odkryłem to wielkie domowe archiwum prasowe. Miała magazyny jeszcze z lat 50.! Perełką dla mnie, kilkulatka, była ostatnia strona. Bo na niej zawsze była "Satyra w krótkich majteczkach" - śmieszne historyjki, które przytrafiały się dzieciakom. Na nich szlifowałem naukę czytania. Zawsze niezmiernie mnie bawiły. Ale ja sam na tych  łamach nie znalazłem się nigdy, choć wciąż przytrafiały mi się różne przygody.

Ewa Drzyzga: Czekałam na to żeby pobiec do kiosku i kupić "Kobietę i życie". Lekturę tego tygodnika zaczynałam właśnie od ostatniej strony. I od "Satyry w krótkich majteczkach". Kiedy ją czytałam, oprócz autentycznego rozbawienia, rozczulenia czy śmiechu w głos, w mojej głowie pojawiały się za każdym razem dwie myśli: "Czy to prawdziwe teksty?" i "To super, że wydawany w Warszawie tygodnik drukuje teksty przesłane przez zwykłych ludzi". Na taką wolność można było pozwolić, bo chyba tu cenzura nie musiała działać?

Weź udział z naszym KONKURSIE i wygraj jedną z 10 książek!

https://prenumerata.bauer.pl/kup-online-wariant/?id=v-108

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy