Agnieszka Wagner: Aktor musi grać, żeby istnieć
Agnieszka Wagner jest aktorką. Jako małe dziecko występowała w zespole "Gawęda". Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i Europejskiej Akademii Filmowej w Berlinie. Z filmem fabularnym związana od lat 80.
Z Agnieszką Wagner rozmawiała Magdalena Voigt.
Obserwując pani karierę można zauważyć, że bardzo starannie dobiera pani role. Pojawia się pani na ekranie rzadko, jednak zazwyczaj w ciekawych propozycjach. Czym kieruje się pani decydując się na udział w filmie?
- Bardzo mi miło, że można odnieść wrażenie, że gram tylko w filmach dobrych, wysmakowanych, w takich "rodzynkach". Jednak rzeczywistość jest taka, że wybór jest bardzo ograniczony. Ról dobrych - szczególnie dla kobiet - jest dramatycznie mało. Dlatego tak naprawdę wybór ogranicza się do tego, że można... nie grać. Właściwie w większości przypadków trzeba by podejmować decyzję, żeby nie przyjmować roli. Tylko to, niestety, na dłuższą metę do niczego nie prowadzi. To, że aktor uniesie się honorem i powie, że nie będzie w czymś grał, bo to coś nie jest na odpowiednim poziomie, daleko go nie zaprowadzi. Aktor musi grać, żeby istnieć, żeby się rozwijać, żeby nie zanikały mu umiejętności zawodowe.
Występuje pani w filmach wysokobudżetowych, jak "Quo vadis", lecz także w produkcjach niezależnych, obrazach młodych twórców. Zagrała pani również w serialu "Przeprowadzki", bardzo wysoko ocenionym przez krytykę. W którym kierunku potoczy się pani kariera, gdzie pani chce się znaleźć za kilka lat?
- Nie wybieram ról pod kątem tego, czy jest to udział w superprodukcji, czy jest to kino tzw. festiwalowe - tak jak w przypadku filmu "Ostatni blues". Kieruję się tylko tym, czy jest to rola interesująca, ale - muszę to przyznać - że z tak zwanych przyczyn obiektywnych nie jest to zawsze taki wybór, jaki chciałabym podjąć.