Aktorki też mają kompleksy
"Jak każda kobieta, także i ja, mam momenty w życiu, kiedy nie mogę na siebie patrzeć i wszystko mi nie pasuje. A czasem mam ten niebotycznie przyjemny stan, że się lubię." - mówi aktorka Olga Bołądź.
Olga Bołądź: Sportowo! Ale jestem zdania, że kobieta w tenisówkach jest tak samo seksowna, jak w wysokich szpilkach. Lubię się też bawić w przebieranie, a przecież zawód aktora daje ku temu cudowne możliwości. Na co dzień wolę jednak wygodę i prostotę. Przy okazji mogę zdradzić inną moją pasję...
Jaką?
Uwielbiam wyszukiwać ciuchy! I do tego nie wydaję na nie fortuny. Jestem mistrzem wszelkiego typu okazji i niskich cen za świetne rzeczy. Ktoś mnie czasem pyta: "skąd to masz?", a ja odpowiadam z satysfakcją: "nie pytaj, skąd to mam, zapytaj za ile to kupiłam?" (śmiech). Oczywiście im mniej tym lepiej.
Ale nie masz hopla na punkcie mody?
Raczej nie. Nie rozumiem zamieszania wokół bycia modnym. Nie uznaję też pojęcia moda sezonu. Zawsze kieruję się własnym gustem.
A masz kompleksy?
Oczywiście, od których mam zacząć? Jak każda kobieta, także i ja, mam momenty w życiu, kiedy nie mogę na siebie patrzeć i wszystko mi nie pasuje. A czasem mam ten niebotycznie przyjemny stan, że się lubię.
Jakie komplementy najczęściej słyszysz?
Nie pamiętam? Ale bardziej lubię pochwały mojego charakteru niż wyglądu. Ostatnio usłyszałam od koleżanki z zawodu, że jestem pokorna w pracy i że jej się to we mnie bardzo podoba. Sprawiło mi to dużą przyjemność.
Oprócz pasji takich jak praca, języki, czytanie, wyszukiwanie ciuchów - twoją kolejną namiętnością są podróże.
O tak... Plecak, parę drobnych w kieszeni i jadę!
Wyprawa to kompletny spontan, czy wszystko starannie planujesz?
Mało planuję, ale np. przez to, że często podróżuję - z praktyki wiem, co mi się przyda. Nie będę przecież pakować suszarki do dżungli (śmiech). Każda dziewczyna powinna mieć w walizce wszystko, co jest dla niej niezbędne. I tak jak mówi moja mama, zawsze mała czarna się przyda. Podstawą są wygodne buty... Niepoprawna jestem z jedną rzeczą - zawsze najwięcej miejsca zajmują u mnie w plecaku książki!
I gdzie wypuszczasz się najczęściej?
Do dużych metropolii. Uwielbiam Stany Zjednoczone. Często też wracam do miejsc, w których byłam. Kiedy podróżuję, muszę mieć czas sama dla siebie. Nie robię też zdjęć pamiątkowych, wolę wypełnić swoją pamięć widokami.
Nie lubisz fotografować?
Lubię, ale przy fotografii cyfrowej ranga wyjątkowych zdjęć mocno spadła. Poza tym fotografie nie są odpowiednikiem tego, co mamy w pamięci. Czyli smaku, zapachu plus obrazu... Jak podróżujesz z aparatem, to zapamiętasz wszystko migawką. Będzie to tylko wycinek jakiejś całości. Potem wszystko ląduje w komputerze i staje się płaskie, mało interesujące. Zamiast fotografować morze, wolę posiedzieć sobie nad tym morzem i go posłuchać.
A marzy ci się wyprawa w jakieś specjalne miejsce?
Jestem jak dziecko w cukierni, chciałabym wszystko (śmiech). Moim marzeniem jest Ameryka Południowa, ale jak Ameryka to czemu nie Afryka, Indie, no i cała Australia? Najbardziej chciałabym dotrzeć w miejsca dziewicze, żeby poznać ludzi, zanurzyć się w wioski i w ten inny świat.
Pochodzisz z Torunia, studiowałaś w Krakowie, teraz pracujesz w Warszawie i za granicą. Jesteś obywatelką świata, a gdzie jest tak naprawdę twój dom?
Dom jest w moim sercu. Nie przywiązuję się do miejsca, tylko do ludzi. Nie jestem jeszcze na takim etapie, żeby myśleć o tym, gdzie chcę osiąść i stworzyć to jedno jedyne miejsce dla siebie. Na razie jestem szczęśliwa w tym swoim wolnym bycie.
Rozmawiała: Joanna Rutkowska