Arkadius: nadal jestem buntownikiem

Żaden polski projektant mody nie odniósł tak wielkiego sukcesu na arenie międzynarodowej, a jednak kilka lat temu słuch o nim zaginął. - Jeżeli ciuch kosztuje ponad 20 złotych, to już go nie kupuję, bo uważam, że to strata pieniędzy - mówi dzisiaj Arkadius.

Arkadius
ArkadiusINTERIA.PL

Izabela Grelowska, INTERIA.PL: Co uważa Pan za swój największy  sukces?

Arkadius:
Wyprowadzkę z Europy i odcięcie się od materialnego świata, już prawie 4 lata temu. Obecnie żyję bardzo skromnie, ale jestem bardziej szczęśliwy niż w świetle fleszów medialnych.

Co to znaczy, że odciął się Pan od materialnego świata? Jak żyje teraz Arkadius?
To znaczy, że rzeczy materialne nie mają już dla mnie żadnego znaczenia. To, za czym goni większość świata zachodniego jest już dla mnie historią! To, w co kiedyś wierzyłem, a co jest ogólnie zgubne dla człowieka, już dla mnie nie istnieje. Wypisałem się z pogoni za sławą, fortuną jaka panuje w show-biznesie. Moje życie jest obecnie bardzo proste, skromne i tylko od czasu do czasu pracuję nad ciekawymi projektami. Większość czasu przeznaczam na osobisty rozwój duchowy i sztukę. Mam też możliwość pomagania ludziom bardzo potrzebującym. Staram się żyć bliżej przyrody i docenić to, co najpiękniejsze, czyli naturę.

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że źródłem zainteresowania modą  był bunt wobec otaczającej szarości. Czy nadal jest Pan buntownikiem?
Tak, oczywiście że nadal jestem buntownikiem i zawsze nim będę. Zbuntowałem się przeciwko komercjalizacji i zbyt szybkiemu rozwojowi wszystkiego, przeciwko komercyjnej modzie, materialnemu życiu. Właśnie dlatego mieszkam obecnie w kraju trzeciego świata, z dala od sztucznych uśmiechów i interesownych "przyjaźni".

Czym się Pan teraz zajmuje?
Obecnie pracuję nad projektem architektonicznym (w Brazylii - red.), który ma być bardzo ekologiczny: energia słoneczna, woda z deszczu itd.

Wśród Pana prac są okulary, wnętrza hoteli, pościel - czy jest coś, co szczególnie chciałby zaprojektować?
Tak naprawdę to już wszystkie zawodowe marzenia spełniłem, pomimo że nie zaprojektowałem jeszcze wszystkiego. Coraz częściej podoba mi się projektowanie mebli i wnętrz, czyli świata, w którym żyjemy na co dzień.

Tomasz Jacyków skrytykował Pana decyzje  w programie Dzień Dobry TVN. O otwarciu butiku w Warszawie powiedział między innymi: "zostawił ten Londyn, bo chciał być gwiazdą w Utopii", o projekcie pościeli "dał się wpuścić w maliny", "marketingowo to jest do bani"...
Są to jakieś brednie. Przeniesienie biznesu do Warszawy było związane z wejściem polski do Wspólnoty Europejskiej i fakt, że za jedną osobę w Londynie będziemy mogli zatrudnić cztery w Warszawie. To nie miało nic wspólnego z żadną Utopią. Niefortunnie trafiłem na nieuczciwych ludzi i wszystko się rozpadło. Jeśli chodzi o pościel jako nowy projekt, uważam, że był to duży sukces marketingowy zarówno dla Arkadiusa, jak i dla Wool Star. Osobiście nie uważam, że emeryci są obywatelami drugiej kategorii, a Tomek w swojej wypowiedzi właśnie tak sugeruje.

 Otwierając butik w Warszawie zaufał Pan człowiekowi, który zawiódł to zaufanie i doprowadził do upadku firmy.  Na czyje wsparcie mógł Pan liczyć w trudnych chwilach?
Przede wszystkim mojej rodziny i kilku bliskich przyjaciół. Gdyby nie oni, to już bym pewnie nie żył, bo życie nie miało wtedy dla mnie sensu. Runęło coś, w co wierzyłem i pracowałem nad tym całe życie.

Zamierza Pan wrócić  do Polski?
Nie mam takich planów, ale nauczyłem się, że nigdy nie można mówić nigdy!

Brazylia jest miejscem, w którym chce Pan zamieszkać na stałe, czy to tylko kolejny "przystanek"?
Małe sprostowanie, mieszkam w Indiach, a w Brazylii jestem tylko tymczasowo w pracy. Jest to bardzo ciekawy kraj, ale Indie są moim prawdziwym domem.

Dlaczego wybrał Pan Indie?
Ponieważ jest to miejsce bardzo spirytualne, piękne i jest jeszcze bardzo daleko do tego, co się dzieje w świecie zachodnim. Ludzie mają bardzo dobrą energię i są milion razy bardziej ludzcy i uczciwi niż ludzie w krajach pod silnym wpływem amerykanizacji.

Gdzie czuje się Pan najlepiej?
Najlepiej czuję się Indiach, Tajlandii, Brazylii i Londynie. Inspiracje można jednak znaleźć na całym świecie. Dzięki moim podróżom podchodzę do życia z dużym dystansem i zawsze jestem wdzięczny za to, jak dużo w życiu mam i jak dużo doświadczyłem.

 Śledzi Pan to, co teraz dzieje się w polskiej modzie?
Niestety nie śledzę już mody, od czasu do czasu sprawdzam tylko, co się dzieje w Londynie i Paryżu.

 Co mógłby Pan doradzić młodym polskim projektantom?
Aby nie bali się eksperymentować i nie kierowali się tym, co inni już zrobili.

 Czy ostatnio pojawili się projektanci, których uważa Pan za szczególnie interesujących?
Wśród ostatniej generacji jest tylko jeden projektant godny uwagi. Jest to Gareth Pugh, który ukończył w Londynie tę samą uczelnię co ja, tzw. fabrykę talentów.

Ubrania jakich projektantów Pan nosi?
Nie noszę już żadnych ciuchów od projektantów. Jeżeli ciuch kosztuje ponad 20 złotych, to już go nie kupuję, bo uważam, że to strata pieniędzy!

Czy są projektanci, artyści, z którymi chciałby Pan pracować?
Współpraca z innymi artystami wymaga wielu wyrzeczeń ze stylu osobistego, ale przy odpowiedniej synergii może to wyglądać ciekawie. Myślę, że gdybym miał wybrać jedną osobę do współpracy to byłby to Pedro Almodovar.

Pana zdaniem projekt jest aktualny tylko jeden sezon, czy może ubrania są jak dzieła sztuki - jeżeli są dobre, mają w sobie coś ponadczasowego?
Zazwyczaj moje kreacje nie były na jeden sezon, są ponadczasowe. Wiele z nich jest w pewnym sensie dziełami sztuki, bo często służą one jako inspiracje do stworzenia nowej sztuki.

Pamięta Pan pierwszą rzecz, jaką zaprojektował? Co to było?
Tak, pamiętam - była to sukienka dla mamy, która szła na studniówkę. Miałem wtedy może 10 lat.

Czy zobaczymy następną kolekcję mody Arkadiusa?
Nie mam pojęcia, ale myślę, że nie w ciągu najbliższych dwóch lat.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas