Bajki się nie zdarzają
Jest autorką bestsellerowych historii miłosnych, ale nie wierzy w perfekcyjne związki, w których nikt nie popełnia błędów. O prawdziwej miłości, wybaczaniu i przyjaźni opowiada Emily Giffin.

Izabela Grelowska, INTERIA.PL: Mówisz, że traktujesz swoje bohaterki jak przyjaciółki. Co to oznacza?
Emily Giffin:- Chcę zrozumieć, kim one są, coraz lepiej poznawać ich myśli i motywy. Oprócz tego nie przestajemy przyjaźnić się z kimś, ponieważ popełnił błąd. Nie porzuca się przyjaciół, mówiąc: "po tym, co zrobiłeś, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego". A moje bohaterki popełniają mnóstwo błędów, podejmują wiele złych decyzji. Podobnie zresztą jak bliskie nam osoby w prawdziwym życiu. Dlatego staram się wzbudzać empatię dla moich bohaterek.
Starasz się przedstawić je jako miłe dziewczyny, ale lista ich grzechów jest naprawdę długa: zdrada, uwiedzenie narzeczonego przyjaciółki, romans z żonatym mężczyzną... Według ciebie są to sytuacje ekstremalne czy raczej uniwersalne problemy kobiet?
- Przedstawiam uniwersalne problemy przy pomocy ekstremalnej fabuły. Myślę, że większość kobiet miała do czynienia ze współzawodnictwem w przyjaźni. Z przyjaciółką, która we wszystkim chce być lepsza i nieustannie to podkreśla. Natomiast niewiele kobiet spało z mężem przyjaciółki. To raczej niezwykła sytuacja, ale ona umożliwia mi opisanie i uwydatnienie emocji, które pojawiają się w takiego rodzaju relacjach.
W "Dziecioodpornej" piszesz o kobiecie, która nie chce mieć dzieci. Nie obawiałaś się poruszać tematu, który jest być może ostatnim tabu współczesnego społeczeństwa?

- Tak. Myślę, że to jest ostatnie tabu. Możesz być matką pracującą lub pozostającą w domu, ale jeśli nie chcesz mieć dzieci, społeczeństwo traktuje cię bardzo podejrzliwie. Ludzie uważają, że taka kobieta jest egoistyczna, zimna. Ja w to nie wierzę. Według mnie taki wybór jest mniej egoistyczny i bardziej uczciwy niż zdecydowanie się na dziecko, a następnie nie zajmowanie się nim.
Dlaczego taki wybór wzbudza tak ogromne kontrowersje?
- Ludzie często utożsamiają kobiecość z macierzyństwem. Kobiety rzadko decydują, że nie chcą mieć dzieci i jest to coś niespotykanego, chociaż w Stanach ta sytuacja zaczyna się zmieniać.
Wiele naszych wyborów życiowych jest podyktowanych tym, czego społeczeństwo od nas oczekuje, a otoczenie zazwyczaj spodziewa się, że będziemy mieć dzieci. Oczywiście ludzie kochają swoje potomstwo, kiedy już je mają, ale być może byliby równie szczęśliwi, gdyby dokonali innego wyboru. Warto przyjrzeć się swojemu życiu i stwierdzić, co jest dla nas ważne, a nie czego oczekują inni.
- Myślę, że mogłabym napisać książkę o parze, w której to ona zmienia zdanie i chce mieć dzieci. Byłoby to jednak mniej interesujące ze względu na postrzeganie kobiecości.
Książka nosi tytuł "Dziecioodporna", ale bardziej niż na odczuciach związanych z posiadaniem lub nieposiadaniem dzieci koncentrujesz się na związku jej bohaterki. Czy to najważniejszy aspekt życia kobiety?
- Nie. To jest bez wątpienia historia miłosna. Dotyczy ona tej jednej pary i nie jest próbą wygłaszania ogólnych prawd o kobietach. To historia o tym, co ludzie są w stanie zrobić z miłości, na jak daleko idące kompromisy są w stanie pójść.
- To także próba odkrycia tego, kim jest towarzysz życia. Jedni uważają, że jest to ktoś, kto chce tego co my. Jeżeli chcemy mieszkać na wsi, hodować konie, nie mieć dzieci i podróżować przez trzy miesiące w roku do egzotycznych krajów, to idealny partner powinien chcieć dokładnie tego samego.
- Inni myślą, i ja również w to wierzę, że to niekoniecznie jest ktoś, kto dzieli z tobą wszelkie zainteresowania, wartości, religię, cele i pragnienia, ale raczej ktoś, kogo kocha się tak bardzo, że wszystkie ewentualne różnice nie mają znaczenia. Ben i Caudia odkryli, że mogą dokonać tych poświęceń dla drugiej osoby. Ale w przypadku innej pary nie musi to tak wyglądać.
Inna z twoich bohaterek, Ellen z "100 dni po ślubie", musi wybrać między przewidywalnym mężem, a ekscytującym kochankiem. Musi odkryć czym jest prawdziwa miłość. Jaka jest twoja definicja prawdziwej miłości?

- Nie jestem pewna jak to wygląda w Polsce, ale w USA ludzie poszukują romantycznej, pełnej namiętności bajki, perfekcyjnej miłości, w której nikt nie popełnia błędów. Te oczekiwania nie są ani realistyczne, ani praktyczne. Ale w życiu bajki się nie zdarzają.
- Nawet jeżeli znajdujemy związek, który wydaje się niemal idealny, tak jak to ma miejsce w "100 dni po ślubie", łatwo go zniszczyć, ponieważ ludzie popełniają błędy. Miłość jest bardziej związana z wyborami, jakich musimy dokonywać, aby pokonać pojawiające się problemy i nadal być razem, niż z dzikimi namiętnościami i emocjami. Zdarza się, że dwoje ludzi chce od życia czegoś innego, ale potrafią sobie z tym poradzić. Czasami w związku może dojść do zdrady, ale udaje się naprawić tę sytuację i nadal jest to prawdziwa miłość.
Ta pogoń za doskonałością nie dotyczy tylko miłości. Bohaterki, nawet jeżeli wiodą całkiem udane i pełne sukcesów życie, nieustannie porównują się do swoich przyjaciółek i czują, że nie są wystarczająco dobre.
- Kobiety są bardzo skoncentrowane na relacjach międzyludzkich. To nieustane zmagania i wysiłek. Dla wielu kobiet kariera jest również bardzo ważna, ale większość z nas definiuje się poprzez związki, których jest częścią. I to nie tylko przez małżeństwo i macierzyństwo. My same postrzegamy siebie w pierwszym rzędzie jako przyjaciółki, siostry, matki. Myślę, że to jest typowe dla kobiet, że definiujemy się przez to kogo kochamy, dlaczego kochamy.
W książce "Siedem lat później" przedstawiasz trójkąt widziany oczyma żony i kochanki. Dlaczego nie udzieliłaś głosu wiarołomnemu mężowi, Nickowi?
- Jeżeli pisze się w pierwszej osobie, to nie można udzielić głosu zbyt wielu bohaterom. Najbardziej intymną część stanowi opowieść Tessy, historia Valerie jest pisana w trzeciej osobie i przedstawiona z pewnego dystansu. I chociaż w przede wszystkim śledzimy losy tych dwóch kobiet, to Nick jest obecny w każdym rozdziale. Ostatecznie mamy więc więcej Nicka niż ich obu. Nie wiemy wprawdzie, co dzieje się w jego głowie, ale możemy się domyśleć na podstawie tego, co mówi do obu bohaterek w każdym rozdziale.
Czy przez to ten trójkąt nie staje się rodzajem rozgrywki między żoną a kochanką, w której mąż jest tylko biernym przedmiotem kobiecych działań? Można go uwieść lub odzyskać, ale nie ponosi on winy ani odpowiedzialności.

- Nie sądzę, aby Nick był ukazany jako niewinny. Wiele czytelniczek pisze do mnie: "Kocham tę książkę, ale nienawidzę Nicka!" Myślę, że niektórzy rozumieją dlaczego w jego małżeństwie doszło do zdrady, być może niektórzy mu wybaczają i wierzą w szczerość jego zapewnień.
- To historia trzech osób, ich doświadczeń. Nie chciałabym generalizować i nie sugeruję, że wszystkie kobiety postrzegają mężczyzn jako nagrodę i konkurują ze sobą.
Lubisz szczęśliwe zakończenia?
- Powiedziałabym raczej: satysfakcjonujące. Staram się, aby zakończenia były zrozumiałe, ale nieco niedopowiedziane. Może nie tyle szczęśliwe, co niosące nadzieję. Ostatecznie nie wiemy czy Ben i Claudia będą mieli dziecko, nie wiemy czy Tess wybaczy Nickowi, ani czy Dex i Rachel zostaną ze sobą.
Ale czy Rachel i Dex nie pojawili się ponownie w "Siedmiu latach później"?
- Tak. Ale trzeba przeczytać tę książkę, aby wiedzieć, że zostali razem. Kiedy kończymy "Coś pożyczonego", nie wiemy, jaka przyszłość czeka tę parę. Możemy mieć nadzieję, że im się uda. Jestem realistką, ale też odrobinę optymistką i chcę dla moich bohaterów zakończenia, może nie idealnego, ale pełnego nadziei i spokoju.
Czy te książki nie są nieco moralizujące?
-Nie zgodziłabym się z tym. Zapewne wiele osób uznałoby, że Rachel podjęła złą decyzję spotykając się z chłopakiem przyjaciółki, że powinna powiedzieć: "Nie możemy być razem. Jesteś narzeczonym mojej przyjaciółki. To byłoby złe". Inni uważają, że Tess nie powinna wybaczyć mężowi, że została z nim tylko dla wygody, a nie dlatego, że go kocha lub że mu naprawdę wybaczyła.
- Jedna z moich przyjaciółek chciała, żeby Ellen była z Leo, moja siostra wolałaby, żeby nie doszło między nimi do pocałunku. Kiedy piszę, nie myślę o tym, jak większość kobiet postąpiłaby w takiej sytuacji, albo co inni myślą na ten temat. Myślę tylko o moich bohaterach i o tym, co oni by zrobili. Ja osobiście wolałabym, żeby Ellen wybrała Leo, ale myślę, że to, czego ona chciała po stracie matki to rodzina, więc podjęła decyzję, która była właściwa dla niej.
Wielu pisarzy twierdzi, że ich bohaterowie w pewnym momencie zaczynają żyć własnym życiem...
- Tak. Pisanie książki można porównać do narodzin. Najpierw szkicuję początek i koniec książki, a później zdarza się, że muszę zmienić zakończenie, ponieważ pod koniec pracy lepiej znam moich bohaterów. W końcu spędziłam z nimi rok. To prawda - raczej śledzę losy bohaterów, których sama stworzyłam, niż podejmuję za nich decyzje.
We wszystkich swoich powieściach analizujesz różnego rodzaju związki międzyludzkie. Czy przygotowując się do pisania zasięgasz opinii psychologów lub terapeutów?

- Nie przeprowadzam takich rozmów. Moje badania to całość moich relacji z innymi ludźmi i wszystkie historie, o których słyszałam od znajomych, przyjaciół, rodziny. Niektóre tematy wymagają przygotowań, jak na przykład adopcja, o której ostatnio pisałam. Jednak większość rzeczy, o których piszę nie wymaga żadnych badań. Jeżeli moja bohaterka ma brata, to chociaż ja sama go nie mam, mogę opisać jej odczucia. Mam przecież wiele przyjaciółek, które opowiadają o swoich braciach.
Czy twoi bohaterowie mają swoje pierwowzory wśród osób, które znasz?
- Nie. Wykorzystuję tylko małe detale. Na przykład w "Coś pożyczonego" podczas egzaminu Markus zamiast kalkulatora wyciąga z plecaka pilot do telewizora. To zdarzyło się komuś naprawdę. Bywa, że zupełnie obce osoby piszą do mnie: "To jest dokładnie to, przez co przeszłam".
Co według ciebie jest w związkach najważniejsze?
- W każdym związku ważna jest uczciwość i umiejętność porozumiewania się. Ale najważniejszą rzeczą jest zdolność wybaczania, ponieważ wszyscy popełniamy błędy. To dotyczy także przyjaźni. Niemal każda kobieta ma przyjaciółkę, z którą już się nie widuje. Często obie tego żałują i naprawdę tęsknią.