Nie potrzebują nikogo, chcą mieć święty spokój. Czy po złamanym sercu można "wygoić się" za bardzo?
Nareszcie: odzyskujesz pewność siebie, zapominasz o swoim byłym, leczysz złamane serce, odzyskujesz swoje siły. I nagle, siedząc zrelaksowana z książką w ręce, odpaloną świeczką, bez związku za to z lekką głową, myślisz: "Czy ja nie wygoiłam się za bardzo? Nawet nie zamierzam burzyć uzyskanego ciężką pracą spokoju żadnymi randkami ani nową relacją. Nikt mi się nie podoba i nikogo już nie potrzebuję". Na punkcie "zbyt mocnego samo uzdrowienia" oszalał TikTok. Na czym polega ten fenomen?

Czas na gojenie
Po związku z nieprzyjemnym zakończeniem, po wydostaniu się ze szponów toksycznej relacji, po odejściu ze stanowiska, na którym nie było się docenianym - wymieniać można w nieskończoność. Po wszelkich obciążających doświadczeniach, które okaleczają nasze poczucie własnej wartości, wiarę w lepszy czas i mocno zmieniają patrzenie na świat, przychodzi czas gojenia. TikTokowi twórcy oszaleli na punkcie trendów dotyczących ich "podróży do wygojenia" (#healingjourney), w której relacjonowali terapie, uczęszczanie na zajęcia z technik relaksacyjnych i uczenie się odpuszczania i stawiania na siebie. Płynnie przeszli z drogi po uzdrowienie aż do odkrycia, że być może zapędzili się w kozi róg i... "wygoili się za bardzo". Co to właściwie znaczy i czy jest w ogóle możliwe?
Żadnej miłości, żadnych deklaracji, tylko zabawa
Iwona ma 36 lat i ma za sobą szereg nieudanych związków. Poszukiwanie miłości wydawało się być zakończone, gdy trafiła na Pawła. Po kilku miesiącach czuła, że to ten jedyny. Szybki ślub, wspólne mieszkanie. A potem cios. - Przeszłam przez piekło. Manipulacje, zmiana charakteru o 180 stopni, nie wiedziałam już, z kim jestem. Zdradzał mnie, stosował przemoc psychiczną, manipulował moim synem. Samo złożenie pozwu o rozwód odbyło się ostatkiem sił, już mnie prawie nie było - wspomina pracownica jednostki samorządowej z Wielkopolski. Iwona nie chciała się poddać, choć wiedziała, że czeka ją trudna droga. Zdecydowała się na terapię, wsparcie indywidualne i grupowe. Rozpoczął się proces gojenia, który dziś owocuje nawet... randkami. - Byłam już na kilku i zaskoczyło mnie to, w jaki sposób patrzę na tych facetów. Po raz pierwszy w życiu mam z tego zabawę. Po raz pierwszy nie zakochuję się od razu po kilku miłych słowach, komplementach, nie mam zamiaru zatracać się, by za chwilę zostać ze złamanym sercem. Ten scenariusz przerobiłam już zbyt wiele razy w życiu. Teraz chcę się pobawić, pozachwycać, popoznawać. Żadnej miłości, wielkich deklaracji. Właściwie w ogóle już nie chcę żadnych związków - mówi.
Czy Iwona "wygoiła się za bardzo", nie dopuszczając do siebie myśli o prawdziwej miłości i romantycznym spełnieniu? Czy jest to niezbędny element podróży po wolność i szacunek do siebie?
Leczenie duszy i ciała

Nina nie chce wchodzić w szczegóły swojego nieudanego małżeństwa. Mówi na ten temat zdawkowo, chętniej dzieli się swoimi przemyśleniami o tym, co nastąpiło po uwolnieniu się z toksycznej relacji. - Oszukiwał mnie latami, a to był wstrząs, bo trzeba było kompletnie zmienić myślenie o tym człowieku. Przestać myśleć "myślałam, że go znam, co zrobiłam nie tak?" i analizować. Skupić się na sobie. Musiałam w sobie odbudować wszystko, bo gdy podupadłam psychicznie, natychmiast rzuciło się to na moje zdrowie: wypadające włosy, kiepskie wyniki krwi. Zapadłam się w sobie dosłownie i w przenośni. Moje gojenie polegało na chodzeniu do lekarzy od duszy i ciała. I teraz po półtora roku mogę powiedzieć, że wracam do siebie, do tej sprzed małżeństwa. Że znowu wierzę w siebie, że chce mi się żyć. Ale absolutnie nie widzę siebie w jakimkolwiek związku. Nigdy - mówi 37-latka.
Czy zamknięcie się na miłość można traktować w kategorii zbyt mocnego wygojenia po złamanym sercu? A może jest to właśnie znak, że gojenie jeszcze nie zostało zakończone?
Nie da się "wygoić za bardzo"

Na TikToku rekordy popularności biją filmiki z hashtagiem #healedtoomuch, w których młode osoby dzielą się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi ich regeneracji po nieprzyjemnych doświadczeniach, ale także swego rodzaju "obojętności" względem przyszłego otwarcia się na nowe relacje, poznawanie nowych osób, randkowanie. Wielu z nich jest wręcz przekonanych, że nigdy już nie będą w stanie wyjść ze swojej wygodnej strefy, w której uznają się za osoby, których nikt nie jest wart, wszyscy wydają się być płytcy, niemożliwi do polubienia, a spędzanie czasu z kimś nowym wywołuje niemal odruch wymiotny. Zadzieranie nosa? Czy za mocne wygojenie i odbudowanie pewności siebie? Okazuje się, że zamykanie się na świat, stawianie na siebie, rozwijanie swoich umiejętności, ciężka praca nad samodoskonaleniem i robienie tego wszystkiego w odosobnieniu może doprowadzić do poczucia "zbyt mocnego wygojenia". Ale nie będzie z kompleksowym zagojeniem ran mieć nic wspólnego. Pod płaszczykiem pogardy, poczucia wyższości i wykonanej pracy nad swoją psychiką i samooceną nadal kryje się strach i niepewność na to, co znajduje się poza strefą komfortu.
W świecie za horyzontem swojej bezpiecznej przystani są: podejmowanie ryzyka, możliwość odrzucenia i porażki, uznanie możliwych potknięć i niepowodzeń, na które powinniśmy być otwarci. A nawet wtedy nie będzie właściwie możliwe stwierdzenie, że jesteśmy w pełni "wyleczeni", bo, jak twierdzi psychoterapeutka i autorka Tasha Bailey na łamach Refinery29 "Uzdrawianie to podróż trwająca całe życie. Nasze uzdrowienie nie ma punktu końcowego. Uzdrawianie jest jak spiralne schody: kiedy możemy ciągle wracać do tego samego punktu, ale za każdym razem na innym poziomie świadomości, to jest rozwój". A trwanie w wypracowanym, bezpiecznym dla nas miejscu, bycie odciętym od potencjalnych ryzykownych sytuacji, niechęć do zaufania komukolwiek nowemu jest "nieprzystosowawczym zachowaniem stosowanym w celu poczucia się emocjonalnie bezpiecznym". Warto zatem dać sobie czas. Bo etap, w którym znajdują się użytkowniczki TikToka, Iwona i Nina jest jedynie dalszą częścią długiej drogi prowadzącej do spełnienia. Najtrudniejsze, czyli pozwolenie sobie na ryzyko, dopiero przed nimi. Warto wziąć sobie do serca słowa Bailey: "Zawsze będą części naszego życia, które potrzebują więcej czasu, aby się uzdrowić. Nie możemy ich udoskonalić ani ustalić terminu. Zamiast tego musimy dać tym częściom czas na oddech".