Brakujący element mozaiki

Ze Stefano Terrazzino - tancerzem i piosenkarzem rozmawiała dziennikarka INTERIA.PL Justyna Tawicka.

Stefano Terrazzino/fot. Marek Ulatowski
Stefano Terrazzino/fot. Marek UlatowskiMWMedia

Znam ten film i znam też tę piosenkę, o której mówisz. Jest tam i inny fragment: "Słyszę wciąż uliczne głosy dzielnicy, w której się urodziłem/Słyszę głos matki, która wołała mnie tak wiele razy/Ale krzyk wolności był głośniejszy". Pamiętasz dzień, w którym usłyszałeś ten "krzyk"?
Słyszę go cały czas. (uśmiech) Choć jako mały chłopiec nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek zwiążę swoje życie z tańcem. Pamiętam, że w tajemnicy przed wszystkimi wcielałem się w ulubione postaci z kreskówek i - w tajemnicy przed wszystkimi - udawałem że występuję w takim "mini-show" (uśmiech). Moją wolnością, było jednak wtedy boisko, futbol, sprawność, zwinność, szybkość i siła manewru jaką dawał mi ten sport. Taniec pojawił się nagle. Sam byłem zdziwiony w jaki sposób pozwolił mi odkryć, nazwać i zrozumieć tak wiele emocji. Poczuć elektryzującą moc dźwięków. Bo taniec to głównie emocje. Oczywiście - jest warsztat, technika, ale twoje ciało w tańcu jest nieme jeśli jedynym jego "językiem" są tylko kroki: w prawo, w lewo, lock step, chasse, lunch position, fan position, etc. To tak jakbyś chciała opowiedzieć komuś historię zawartą w książce, której nie przeczytałaś. Poznajesz warsztat, ale to, czy dojdziesz w swoim tańcu do momentu, w którym czujesz, że... fruniesz, zależy od czegoś niewypowiedzianego, czego nie można zamknąć ani w słowach, ani w liczbach. Tak więc wolności, o którą pytasz, nie da się znaleźć w "suchej" technice. Najważniejszy jest impuls. Instynkt.

Instynkt, impuls, emocje... Pozwól, że wymienię ich zaledwie kilka: przyjaźń, przywiązanie, pasja, namiętność, zaufanie, szacunek. Znasz taniec, który zawiera to wszystko?
Jeśli tańczysz nie tylko ciałem, ale i swoją wrażliwością, sercem - w każdym tańcu znajdziesz te emocje. Te i wiele innych? Rumba, cha-cha, paso doble, tango - każdy rodzaj tańca jest jak odrębna opowieść, odmienna historia kobiety i mężczyzny. Dodatkowo, moim zadaniem jako tancerza, jest nie tyle eksponować w tańcu siebie, ale kobietę z którą "opowiadam" tę historię. W tej "roli" pierwszy plan nie jest dla mnie. Osią wydarzeń jest moja partnerka. Ja jestem bazą, lustrem, w którym powinna odbijać się cała jej kobiecość, zwinność ruchów, uroda, gracja, wdzięk, seksapil. Poza tym, nasza "taneczna opowieść" - ta otwierająca się na oczach widzów książka powinna z jednej strony mieć swój wstęp, rozwinięcie i zakończenie, a z drugiej - dobrze jest, gdy coś w niej wciąż pozostaje nie do końca odkryte - jest tajemnicą. Jest to swego rodzaju muzyczny "teatr", ale - oparty na prawdzie emocji. Mimo to, czasem jestem pytany o to, ile w tym wszystkim jest "kreacji"...

...chciałam właśnie Cię o to zapytać: czy dobry tancerz powinien być równocześnie dobrym aktorem?
Odwrotnie. Niezależnie od tego jakim "aktorem" jesteś lub też starasz się być w życiu, taniec bezlitośnie obnaży prawdę o tobie. Na nic udawanie. Miałem okazję uczestniczyć kiedyś w niesamowitych warsztatach tanecznych. Wyobraź sobie, że zanim zaczęliśmy tańczyć, najpierw bardzo długo rozmawialiśmy. O sprawach ważnych i nieważnych - o wszystkim. Wydawało się to czymś zupełnie naturalnym, jednak - kiedy pojawiły się pierwsze dźwięki muzyki, coś się zmieniło; jakby została pokonana jakaś niewidzialna granica, jakby rzeka pokonała tamę. Bo taniec to rodzaj najszczerszej rozmowy - z parterem ale też i z samym sobą. To czasem działa lepiej niż psychoterapia.

Mam to szczęście, że dane mi jest posmakować różnych dziedzin: w tym trochę śpiewu, trochę aktorstwa. I wiesz, myślę, że nic nie dzieje się bez powodu, bez przyczyny. Każda z tych "ścieżek" zostawia coś w moich "kieszeniach", w sensie metaforycznym, rzecz jasna; każda z tych form daje coś kolejnej. Każda otwiera mnie na coś innego, nowego. Dziś też wiem, że wszystko co ważne, wymaga czasu. A wracając do relacji "taniec-aktorstwo": kiedy pracują twoje mięśnie, ciało, umysł, serce i dusza - a tylko wtedy można mówić o prawdziwej nauce - wtedy nie ma miejsca na fałsz. Porównanie do aktorstwa jest natomiast trafne w sytuacji, gdy stoisz na scenie sam, jesteś "panem sytuacji". Tworząc ruch, tworzysz nastrój, klimat, jesteś "mistrzem ceremonii", ale mimo to, a może i przede wszystkim, wciąż musisz być uczciwy wobec siebie. Prawdziwy.

Zaczekaj... występując przed publicznością, kiedy oczy wszystkich są zwrócone na Ciebie, albo - śpiewając piosenkę tak emocjonalną jak "Per sempre con te" - dokonujesz świadomie "emocjonalnego striptizu"?
Tańcząc, mając do czynienia z muzyką, docierasz do swoich najgłębszych warstw. "Kopiesz" w nich. Widzisz swoje jasne i ciemne strony. Nie należy się tego bać. Przeciwnie: trzeba te "cienie" chwycić, wytargać z siebie, wyciągnąć na światło dzienne i - pokazać. Czasem pozwolić im sączyć się delikatnie, łagodnie, czasami - wykrzyczeć. Jaki to piękny taniec, kiedy jest w nim energia zazdrości, zemsty, odpychania i przyciągania. Trzy razy "i": instynkt, impuls, iskrzenie.

Takimi właśnie emocjami kierujesz się tworząc choreografię? Czy raczej starasz się "wywołać" je u partnerki w tańcu?
Tworzenie choreografii jest czymś czego nie da się zamknąć w żadne ramy. W każdej odsłonie są bowiem aż trzy "osoby": kobieta, mężczyzna i... muzyka. Staram się w równym stopniu być wsłuchanym zarówno w puls muzyki, jak i emocjonalny puls mojej partnerki; jej temperament, osobowość. W ten sposób powoli, systematycznie budujemy wzajemne zaufanie.

Zanim ułożę choreografię, muszę spotkać się z takim moim wewnętrznym "ciccerone"; bo przecież w tworzeniu układów tanecznych, obok warunków fizycznych partnerki, równie ważna jest ta magiczna mieszanka wyobraźni połączonej z ruchem, dźwiękiem i emocjami. Patrząc na kobietę, z którą mam wejść w taką muzyczną relację, staram się więc ułożyć poszczególne elementy tej tanecznej mozaiki.

Mozaika to kolory. W jakich kolorach widzisz taniec?
Przeróżnych. American smooth - to barwy głębokie, nasycone -dzikie. Tango argentyńskie - czarno - białe z kroplą krwistej czerwieni; koronkowo czarna rumba, purpurowo - wibrujące paso... Nie ulega jednak wątpliwości, że głównym kolorem w tańcu jest kobieta, tak więc staram się by przede wszystkim wyeksponować jej atuty. Patrzę na tancerkę i widzę: dziki wulkan energii, albo - zmysłowo poruszającego się łabędzia. Zastanawiam się jaki rodzaj tańca najlepiej pokazałby jej mocne strony: radosny "jasny" jive, dynamiczny quickstep, energetyczna cha-cha, czy prowokująco - elektryzujące w swojej przewrotności tango, w którym to partnerka trzyma "naładowaną broń". Szlifujemy kroki, technikę, ale wciąż dajemy się prowadzić instynktowi. Cała reszta jest sprawą wyobraźni. Pozwalamy sączyć się muzyce: od głowy po same opuszki palców. Reszta dzieje się sama. Chemia - jak w miłości.

Tak samo mawia znakomity tancerz: Allan Tornsberg. "Myślę, że w zasadzie wszystko opiera się na miłości. A taniec - to miłość: to dawanie i branie".

Allan Tornsberg... mój idol i Mistrz. Człowiek o wielkiej charyzmie, który potrafi każdy taniec przedstawić jako całkiem odrębny i za każdym razem inny spektakl. Właściwie to wręcz wychowałem się na jego filozofii, jego światopogląd ukształtował moje taneczne "ja". Jego "Basicly, life is about love/Love is about a dance, is to give and get" ... Nic dodać nic ująć... Taniec dał mi wszystko co potrzebne, by poczuć, że żyję. Ja sam - oddałem mu siebie: swoje ciało, emocje, duszę. To nie cyrograf, to dobrowolna "niewola", która daje mi w zamian? najpiękniejszą odmianę wolności.

Pamiętam przepiękny film: "Billy Elliot". Podobnie jak jego bohater - potrafisz połączyć wolność z wiarą w marzenia?
W pewnym momencie bohater tego filmu dostaje list od swojej matki. Jest w nim napisane: "Pamiętaj, zawsze bądź sobą". Billy długo szukał siebie. Pamiętasz, że zanim zaczął tańczyć musiał trochę poboksować? (uśmiech) U mnie było trochę podobnie. Nim przyszedł taniec, "poboksowałem się" nieco z życiem; długo szukałem swojej drogi, zmieniałem miejsca, często zaczynałem wszystko od punktu "0". Nie żałuję. Taniec wzmocnił mój kręgosłup, nauczył mnie świadomości moich zalet - i moich wad. Wiem, kiedy mogę pozwolić sobie - również w życiu - na "freestyle", a kiedy muszę stanąć w szranki z innymi "zawodnikami" i potraktować taniec jako twórczy... sport.

Czasem, na zawodach, to jest wyścig: z "konkurencją", własnym ciałem, własnymi ograniczeniami. Czasem - jak podczas tricku w choreografii z Justyną Steczkowską - /"taniec z lustrem" - przyp. aut./- chciałbyś w jakiś magiczny sposób choć na chwilę zniknąć, ale przecież "show must go on". Zaraz jednak podnosisz się, bo działają endorfiny, taneczne hormony szczęścia. I znów jestem.

A Twoje marzenia?
Marzenia?Ważniejsza od nich jest sama droga, złożona z mnóstwa kolorowych "odłamków" - jak mozaika. Chcę iść tą drogą, mając nadzieję, że wciąż będę miał o czym marzyć? Chcę czuć, że wśród tych kolorowych szkiełek, zawsze znajdę jakiś brakujący element.

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.

Stefano Terrazzino

fot. Marek Ulatowski
z Kingą Rusin/fot. Marek Ulatowski
z Kasią Tusk/fot. Andrzej Szilagyi
fot. Piotr Gocał
+4
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas