Byłam członkiem bandy
Śpiewała w chórze, podkradała mamie maszynę do szycia i wagarowała. W pogoni za marzeniami rzuciła wszystko i wyjechała do Londynu. Ryzyko się opłaciło!
Gosia wychowywała się w Kępnie, ale krainą jej dzieciństwa była malutka wioska Piaski. Tam mieszkali dziadek Idzi i babcia Weronika. I właśnie tam, we wsi pod Bolesławcem w województwie wielkopolskim, mała Gosia razem ze starszą siostrą Beatą spędzała każde wakacje. "Pamiętam, że w domu babci pachniało świeżym chlebem lub ciastem, a na kolację były ryby, które wujek łowił w rzece", mówi. Jej dziadkowie byli dobrymi, prostolinijnymi ludźmi. To oni nauczyli Gosię szacunku do pracy. Choć jako dziecko była nieśmiała, lubiła się wyróżniać. Do szkoły chadzała w znalezionej na strychu marynarce z lat 40. z wywatowanymi ramionami i w wąskich spodniach. Już wtedy interesowała się modą. Miała zaledwie dziesięć lat, gdy uszyła pierwszą spódnicę. "Mama nie pozwalała mi dotykać maszyny. Tłumaczyła, że pozrywam nici. Ale i tak to robiłam" - wspomina. Cóż, Gosia lubiła stawiać na swoim.
Nie była typem grzecznej dziewczynki. Mówi, że należała do bandy podwórkowej. "Mieliśmy obóz w takim wykopie. A w nim prawdziwą kuchnię i salon" - chwali się. W ich obozie odbywały się tajne narady. Podczas jednej z nich towarzystwo wypaliło fajkę pokoju. "Zrobiliśmy skręta z szarego papieru i skruszonych liści laurowych. To było coś strasznego!" - śmieje się po latach. W szkole podstawowej należała do chóru i zespołu wokalnego. Zawsze miała świetny głos. "Wciąż czuję, że to mój niezrealizowany talent" - mówi Baczyńska.
Potrafiła też pięknie rysować. Pewnego dnia podeszła do niej pani od wychowania plastycznego i poradziła, by Gosia spróbowała swoich sił w liceum o tym profilu. "Mama - księgowa - nie była zachwycona pomysłem, ale w końcu się zgodziła", wspomina projektantka. W liceum uwielbiała zajęcia z rzeźby i malarstwa. Za to niemały kłopot sprawiała jej matematyka. "Nauczycielka chciała mnie usadzić. Zaczęłam więc wagarować i w końcu wyleciałam ze szkoły. Maturę zrobiłam w wieczorówce" - mówi.
Studia we wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Projektowania Ceramiki i Szkła wspomina natomiast z rozrzewnieniem: "Jedna wielka impreza. A ja byłam bardzo towarzyska". Razem z siostrą wynajmowała mieszkanie. "Przewijały się przez nie tłumy ludzi" - wspomina. I dodaje, że dziś wielu z jej akademickich kolegów to świetni artyści. "Dużo się od nich nauczyłam" - mówi. Na trzecim roku Gosię spotkała niemiła niespodzianka - dostała dwóję z wiodącego przedmiotu. "Byłam zszokowana i totalnie załamana! Ale później zrozumiałam, że ta dwója była zapisana w gwiazdach" - mówi. Wzięła urlop dziekański i zatrudniła się jako asystent kostiumografa przy brytyjskiej produkcji filmowej.
"To był film Frankenstein, który Anglicy kręcili we wrocławskiej wytwórni. Świetnie mi się z nimi współpracowało i któregoś dnia pomyślałam: A może by tak wyjechać do Anglii?". Kilka dni później stała z walizką na Victoria Station. Sama! Z kieszonkowym przewodnikiem w ręku i bez pomysłu na to, co dalej. "W 1992 roku w Londynie nie było tylu Polaków co teraz. Ten wyjazd był jak wyprawa na Marsa. Ale warto było ryzykować" - mówi. Początki były trudne. Nie znała języka, pomieszkiwała w najtańszych hotelikach, imała się różnych zajęć. "Wszystko za liche pieniądze" - mówi. W końcu dostała się do dobrej pracowni krawieckiej. Tam nauczyła się fachu. I tam zrozumiała, że jej przeznaczeniem jest tworzyć modę.
Po dwóch latach wróciła do Polski. Dokończyła studia i w wieku trzydziestu lat założyła firmę. Nazwała ją Fri 13.08 od dnia swoich urodzin. Bo choć przyszła na świat trzynastego w piątek, wierzy, że urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą.
Justyna Kasprzak