Carlos Santana

31 października ukazał się długo wyczekiwany najnowszy album Carlosa Santany "All That I Am". Nowy materiał legendarnego gitarzysty to smakowity dźwiękowy koktajl stworzony z mieszanki współczesnego popu oraz R&B z latynoskim rockiem, którego to gatunku meksykański artysta jest wynalazcą.

fot./ Alfredo Estrella
fot./ Alfredo EstrellaAFP

Na płycie "All That I Am" swym talentem i pomysłami z muzykiem i kompozytorem Carlosem Santaną podzielili się m.in. Sean Paul, Michelle Branch, Anthony Hamilton, Mary J. Blige, Big Boi z Outkast, członkowie Black Eyed Peas, a także Kirk Hammett, gitarzysta grupy Metallica, oraz inny mistrz tego instrumentu, Robert Randolph.

Carlos Santana opowiedział jak powstawał album "All That I Am", a także co łączy to wydawnictwo z poprzednimi, przebojowymi produkcjami "Shaman" i "Supernatural".

To już trzeci album z kolaboracjami. Wydaje się, że bardzo polubiłeś tę formułę.

Jest wiele radości we wspólnym graniu i wzajemnym uzupełnianiu. Nowi artyści wnoszą do mojej muzyki świeżość i bardzo specyficzny rodzaj szczerości i autentyczności. Najważniejsze jest jednak owo dopełnianie się, które pozwala na osiąganie innego poziomu muzycznego zaangażowania.

Co decyduje o doborze wykonawców?

Mam ogromne szczęście współpracować z Clive'em Davisem, który pomimo swego wieku jest bardzo otwarty na muzykę, na jej bieżące trendy. Niewielu jest 57-latków, którzy znają jednocześnie Justina Timberlake'a czy Christinę Aguilerę, P.O.D., Metallikę i Placido Domingo.

Właśnie dzięki Clieve'owi poznaję tych wykonawców i nawiązuję współpracę. Wdzięczny jestem, że dane było mi współpracować z Benem Harperem, Seanem Paulem, Robem Thomasem, a jednocześnie z B.B. Kingiem czy Herbie Hancockiem. Takie kolaboracje otwierają nieskończone możliwości i dają niezliczone okazję do tworzenia czegoś niezwykłego.

Co łączy te trzy ostatnie płyty?

Brzmienie, wibracje, energia i różnorodność. Przekraczanie reguł, odrzucanie zasad, łączenie gatunków. To są bardzo ważne elementy wszystkich tych krążków. Przypomina to zabawę dziecka, które rękami maluje swe ciało na różne kolory i w różne wzory.

Jeżeli nie można się w ten sposób zatracić, w ogóle nie ma sensu się za to zabierać. Trzeba dać z siebie wszystko. Inaczej nikt nie uwierzy, że muzyka, którą tworzysz jest szczera. Nie wolno też zapominać, o czerpaniu przyjemności i po prostu dobrej zabawie.

Powiedz coś na temat piosenki z Michelle Branch.

"I'm Feeling You" stanowi muzyczną metaforę lata 1967 roku. Jest tam wiele radosnej atmosfery wytworzonej przez akustyczną gitarę i wibracje w stylu The Doors. To utwór z którego emanuje świeżość, czystość i niewinność pierwszego zakochania. Michelle genialnie poradziła sobie z partiami wokalnymi. Dla mnie to było wyjątkowe doświadczenie móc być częścią tego i dać coś z siebie.

"Just Feel Better"?

Steven Tyler dokonał czegoś niezwykłego śpiewając ten utwór. Jego głos brzmi tak jakby zupełnie nie potrafił go kontrolować. Nie uwierzyłbym, że tego dokonał, gdyby nie fakt, że miałem okazję pracować z nim w studiu. Jeśli chodzi o samą piosenkę, wypadła bardzo surowo. Stylistycznie utrzymana jest klimacie bliskim country-western.

"My Man" z Mary J. Blige?

Za muzykę odpowiada Big Boi, za tekst Rob Thomas, a Mary swym głosem manifestuje przesłanie tego nagrania. Ona włożyła w tę piosenkę całe serce i to naprawdę słychać. Sam utwór ukazujący to, co podoba mi się u mężczyzn. U prawdziwych mężczyzn, nie u chłopców. Mówię o takich facetach jak Nat King Cole, Albert Einstein, John Coltrane czy Duke Ellington. Oni nie znają słowa "wymówka". Są przystojni i eleganccy, i od samego przebywania w ich towarzystwie nabierasz pewności siebie.

więcej >>

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas