Cate Blanchett: Brakowało mi nawet na rachunki

Choć dziś zarabia miliony, wie, jak to jest liczyć każdy grosz. Może właśnie dlatego, że los jej nie rozpieszczał, potrafi żyć normalnie.

Cate Blanchett
Cate BlanchettGetty Images

Każda jej rola jest wydarzeniem. W tym roku australijska aktorka za tytułową rolę w filmie Woody’ego Allena "Blue Jasmine" dostała drugą w karierze statuetkę Oscara. Zagrała bogatą kobietę, której mąż okazał się hochsztaplerem i stracił wszystko. Bez grosza porzuca Nowy Jork i ucieka do San Francisco, gdzie mieszka jej siostra - zwykła kasjerka sklepowa. Niemal wszyscy, którzy widzieli film podkreślają, że Cate Blanchett kobietę na skraju nędzy i załamania nerwowego gra tak, że widzom ciarki chodzą po plecach. Skąd mogła czerpać inspirację gwiazda filmowa, której życie przypomina bajkę, która doszła na sam szczyt w najbardziej konkurencyjnym zawodzie świata, a i w życiu prywatnym jest szczęśliwą żoną i matką?

Gorzki smak biedy zna od dzieciństwa

"Znam panikę, która towarzyszy zmaganiom finansowym. Nie dorastałam z pieniędzmi, a moja rodzina świetnie zna ten strach, który pojawia się, kiedy nie ma z czego zapłacić następnego rachunku" - wyznała w jednym z wywiadów. Bo dzieciństwo aktorki nie było beztroskie. Jej ojciec zmarł na serce, gdy Cate miała dziesięć lat. Matka nie wyszła ponownie za mąż. Amerykanin, Robert DeWitt Blanchett był miłością jej życia i nie wyobrażała sobie, że ktoś mógłby go zastąpić u jej boku.

Kiedy June Blanchett została sama z trójką dzieci - Bobbym (dziś informatyk), Cate i Genevieve (jest kostiumografem), z nauczycielską pensją było jej bardzo ciężko. Brakowało dosłownie na wszystko - na nowe buty dla dzieci, na ubrania, na jedzenie, czasem na podstawowe opłaty i lekarstwa. Dzieci donaszały po sobie ubrania, a kupno nowego zawsze było świętem. By związać koniec z końcem, June zaczęła dorabiać w agencji nieruchomości. Niemal nie było jej w domu, na szczęście w opiece nad dziećmi pomagała jej matka - babcia Cate.

Dziewczynka była nad wiek dojrzała i widząc rozpaczliwe zmagania matki z trudną codziennością, postanowiła pójść do pracy. Ale miała tylko 14 lat i nikt nie chciał jej zatrudnić. Jedynym miejscem, w którym nie żądano od niej żadnych dokumentów, był dom opieki. Skłamała, że ma skończone 16 lat i została pomocą opiekuna - kimś w rodzaju salowej. Nietrudno wyobrazić sobie, czym była taka praca dla wrażliwej nastolatki, ale sprawa szybko się wydała. Cate musiała przyrzec matce, że już nigdy nie zrobi nic bez jej wiedzy. Te doświadczenia przydały jej się jednak wiele lat później - dały siłę i pomogły wejść na sam szczyt. Były też inspiracją w budowaniu postaci, która musi na nowo poskładać swoje życie.

Marzyła, by być w życiu „kimś”

Samej Cate takie poukładanie życia też nie udało się od razu. Biedne dzieciństwo jest zwykle marną trampoliną do sukcesu. Wyposaża jednak w siłę i wolę walki. Cate od zawsze wiedziała, że musi stać się "kimś", by więcej nie cierpieć biedy. Uczyła się więc z całych sił i postanowiła studiować ekonomię, choć tak naprawdę marzyła o tym, by zwiedzać świat. Kiedy skończyła szkołę średnią, stało się coś niezwykłego. Matka i babcia postanowiły spełnić jej marzenie. Odkąd stan finansów rodziny się poprawił, regularnie odkładały pieniądze na "czarną godzinę" i teraz postanowiły zafundować Cate bilet do... Europy. June - nauczycielka - uważała zresztą, że podróże są niezbędnymelementem dobrego wykształcenia. Ale żadnej z pań Blanchett ani przez chwilę do głowy nie przyszło, że ten wyjazd zmieni całe życie ich córki i wnuczki.

Przygoda przed kamerą

Cate wylądowała w Angli, ale szybko zorientowała się, że na podróż po Europie jej nie wystarczy. Poleciała więc do... Egiptu, gdzie życie było znacznie tańsze. Od razu zaczęła też szukać jakiegoś zajęcia, bo wiedziała, że niedługo zabraknie jej pieniędzy. I stał się cud - 19-letnia blondynka zwróciła uwagę filmowej ekipy, która w Kairze kręciła film "Kaboria". Cate zaangażowano jako statystkę. Nie miała tam wiele do zagrania. Musiała tylko zatańczyć w rytm nowoczesnych egipskich piosenek. "Odegrała rolę tła" - powiedział po latach Issam al-Shamaa, scenarzysta filmu, dodając: "Kto mógł wtedy przypuszczać, że będzie wielką hollywoodzką gwiazdą".

Na razie nic tego jednak nie zapowiadało. Cate wróciła do domu i poszła na studia - na ekonomię, jak planowała przed wyjazdem. Tyle że studia ją nudziły, a na dodatek słabo sobie z nimi radziła. I ciągle wspominała magiczny świat filmu, o który otarła się w Egipcie. Coraz częściej myślała o aktorstwie, a w końcu rzuciła ekonomię w rodzinnym Melbourne i wyjechała do Sydney, by w Narodowym Instytucie Teatralnym uczyć się aktorstwa. Ale choć studia skończyła z wyróżnieniem, choć biegała z castingu na casting o karierze mogła tylko marzyć. "Kiedy zaczynasz w moim zawodzie, zwykle wciąż słyszysz odmowy. Długo nie byłam pewna, czy dam sobie z tym radę. W dodatku, oczywiście, nie miałam pieniędzy" - opowiadała po latach.

Grała w teatrze, ale zarabiała tyle, że musiała oszczędzać na wszystkim. Nawet na ulubioną kawę mogła sobie pozwolić tylko co drugi dzień. A kiedy brała ślub z Andrew Uptonem - początkującym dramaturgiem - państwa młodych nie było stać nawet na fotografa. Po latach Cate wyznała: "Jedyny moment w życiu, który chciałabym powtórzyć to ślub. Nie zrobiliśmy żadnych zdjęć. Nie mieliśmy wtedy pieniędzy i nie było nas stać na fotografa". Jak łatwo się domyślić młodzi małżonkowie nie wybrali się też w podróż poślubną. Zamiast tego pojechali do... pracy.

Szczęście w miłości okazało się dobrą wróżbą także w sprawach zawodowych - Cate dostała pierwszą dużą rolę. W filmie "Elizabeth" zagrała królową Elżbietę I. Anglicy uznali, że jest bardziej brytyjska od samej królowej i do dziś nie chcą przyjąć do wiadomości, że ich ulubiona aktorka jest Australijką. Za tę rolę dostała Złoty Glob i pierwszą w życiu nominację do Oscara. Statuetki nie zdobyła, ale i tak w jednej chwili stała się gwiazdą. Kłopoty finansowe minęły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A trzy lata później zaczęło się prawdziwe szaleństwo. Na ekrany kin weszła pierwsza część ekranizacji kultowej powieści "Władca pierścieni". Aktorka zagrała Galadrielę i stała się prawdziwą hollywoodzką gwiazdą.

Nie zwiódł jej blichtr Hollywood

Właściwie od sukcesów Cate powinno przewrócić się w głowie. Ma na koncie pięć nominacji do Oscara i dwie statuetki oraz... 26 innych nagród w tym trzy Złote Globy. Ale ona twardo stąpa po ziemi. Od 17 lat ma tego samego męża, a z nim trzech synów: Dashiella (12 lat), Romana (10 lat) i Ignatiusa (5 lat). Odkąd są na świecie, Cate nie ma wątpliwości - aktorstwo, sława, kariera są w porządku, ale tak naprawdę liczy się rodzina. Dlatego porzuciła Hollywood i wróciła do Australii. Twierdzi, że tam lepiej wychowuje się dzieci. A według niej dla dziecka najważniejsze jest to, by miało jak najbardziej beztroskie dzieciństwo.

"Przez setki lat było tak, że dzieci starano się uczynić dorosłymi tak szybko, jak to możliwe, by mogły pracować i zarabiać na swoje utrzymanie. Coś takiego jest okrutne" - mówi. I nie sposób jej nie wierzyć, bo akurat ona wie coś na ten temat. Nie oznacza to jednak, że rozpieszcza dzieci i pozwala im wchodzić na głowę. Dla synów nie chce być przyjaciółką, lecz matką. "Przeraża mnie fakt, że w dzisiejszych czasach ludzie wolą być dla swoich dzieci przyjaciółmi, niż rodzicami. Jeśli robisz wszystko, aby dzieciaki cię polubiły, wchodzisz na bardzo grząski grunt" - tłumaczy. I choć nie lubi odgrywać złego policjanta, przyznaje, że czasami musi to zrobić. A w wywiadach zawsze mówi, że najważniejsza rola w jej życiu to rola żony i matki. Aby móc się nią cieszyć, z rozmysłem grywa najwyżej w 1-2 filmach rocznie, a potem szybko wraca do swego zwyczajnego życia.

Gwiazda, ale nie-gwiazda

Twierdzi, że gwiazdą czuje się tylko na czerwonym dywanie. I rzeczywiście - gdy kilka tygodni temu odbierała statuetkę za "Blue Jasmine", wyglądała zjawiskowo pięknie. Nie ma wątpliwości, że i suknia od Giorgio Armaniego, i kolczyki Choparda kosztowały majątek. Cate jest muzą słynnego projektanta (i twarzą jego perfum Si), więc suknię pewnie po prostu dostała. Ale zarabia tyle, że mogłaby ją kupić bez względu na cenę. Na co dzień ubiera się jednak zwyczajnie - w sieciówkach. W dodatku jest jedną z niewielu gwiazd, które nie poddają się modzie na wieczną młodość.

Nie robi operacji plastycznych, nie ostrzykuje botoksem i nie ma najmniejszego problemu z tym, by po zakupy czy na spacer wyjść bez makijażu. "Znajduję spokój, uciekając w życie domowe. Cenię zajęcia, które wiele osób uważa za nudne: robienie synom kanapek do szkoły, gotowanie, spacery z psem" - wyznaje. I śmieje się, że jej ulubione zajęcie to... smażenie jajecznicy i odkurzanie. "Bardzo to lubię. Odgłos, jaki wydaje ta maszyna, kiedy wsysa piach z podłogi, daje mi ogromne zadowolenie. Odkurzanie to dla mnie ważna sprawa, ma działanie terapeutyczne! Takie rzeczy utrzymują moje życie w pionie" - mówi.

Beata Biały

Świat kobiety
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas