Dostaję porady w pociągu.
Widzowie podpowiadają mi jak powinnam wychowywać dzieci, albo pytają, gdzie dostałam żółte serwetki, które Marta ma w swojej restauracji - opowiada aktorka Ewa Ziętek, znana m.in. z roli Marty Gabriel z <a href="http://www.swiatseriali.pl" target="_blank">serial</a>u "Złotopolscy".
Ewa Ziętek: Po dziesięciu latach pracy na planie "Złotopolskich" nie jest mi trudno grać Martę. Teraz szukam rozwiązań danej sceny, a nie postaci. Wszyscy mnie pytają, ile jest we mnie Marty...
...No właśnie, ile?
Ewa Ziętek: Trochę, pewnie tak. Ale ile procent? Sama nie wiem.
Sprawdźmy. Lubi Pani być obsypywana kwiatami?
Ewa Ziętek: Lubię kwiaty coraz bardziej. Gdy rośliny dojrzewają, człowiek zaczyna patrzeć inaczej na życie. Bogu za to dzięki. Poza tym mam koleżankę ogrodniczkę, która pokazuje mi w ogrodzie tropikalnym cudne rośliny. Jestem nimi zauroczona.
Marta Gabriel to silna kobieta...
Ewa Ziętek: Silna i przedsiębiorcza, ale i romantyczna. Ma skłonność do romansowania, choć czasem jest też naiwna. Lubię ją, bo drzemią w niej przeciwności.
Pani Ewo, ale nie znudził się Pani ten serial?
Ewa Ziętek: Nie. To fascynujące, że przez tak długi okres czasu scenarzystom udało się napisać dla mnie tyle scen. Trudno abym się czuła znudzona, kiedy na planie "Złotopolskich" jestem pięć, góra sześć razy w miesiącu.
A może po prostu czuje się Pani tam już jak w domu?
Ewa Ziętek: Przyznam, że ekipa tego serialu jest dla mnie prawie jak rodzina. Może się to kiedyś skończy, ale ja sobie tego nie wyobrażam!
Zapytam z innej beczki. Nie myślała Pani o otworzeniu własnej restauracji?
Ewa Ziętek: Myślałam o tym kiedyś i bardzo chciałam otworzyć taki biznes. Dziś jednak chciałabym bardziej aranżować, śpiewać, przyjmować gości... Tak, żeby czarną robotę ktoś za mnie zrobił (śmiech).
Ma Pani talent do gotowania?
Ewa Ziętek: W kuchni zaczynam eksperymentować. Tak jak wspomniałam, lubię zapraszać gości. Skoro chętnie przychodzą, to może powinnam rozwinąć pasję gotowania?
Jakie potrawy lubi Pani przyrządzać najbardziej?
Ewa Ziętek: Różne. Potrawy to nie wszystko. Najważniejsze dla mnie jest to w jaki sposób są podane do stołu... To może grać większą rolę. Potrzeba włożyć sporo serca i mieć umiejętności organizacyjne.
Pewnie ma Pani sporo wolnego czasu?
Ewa Ziętek: Absolutnie nie mam czasu dla siebie. Dzisiaj wysiadłam o czwartej rano z pociągu w Gdańsku i pracowałam. Teraz mamy wieczór, rozmawiam z panem. Jutro próby, potem mam dwa spektakle w Rzeszowie, potem dwa w Bytowie.
Uff, to faktycznie młyn. Całe życie na walizkach!
Ewa Ziętek: Sporo jeżdżę pociągami.
Podejrzewam, że w pociągu robi Pani furorę?
Ewa Ziętek: Zainteresowanie jest duże. Ludzie reagują bardzo miło i sympatycznie. Kiedyś nie rozumiałam, dlaczego wszyscy traktują mnie jak Martę? Ale już się przyzwyczaiłam.
A co ludzie mówią najczęściej?
Ewa Ziętek: Podpowiadają mi jak powinnam wychowywać dzieci, albo pytają, gdzie dostałam żółte serwetki, które Marta ma w swojej restauracji... Doradzają mi, żebym była lepsza dla męża... Inni z kolei uważają, że powinnam się zainteresować kapitanem... Tyle, że kapitan przecież nie gra już w tym serialu.
I nie denerwują Pani te ciągłe porady?
Ewa Ziętek: Ależ skąd! Skoro ludzie przychodzą do mnie z ciepłem i uśmiechem, to dlaczego mam się gniewać? Tak naprawdę istnieję dzięki nim.
Rozmawiał Tomasz Piekarski