Duszy nie sprzedam!

Piekło to Karaiby latem - wieczne imprezy, piękne upadłe kobiety, alkohol i zero zimna... - rozmarza się Rafał Cieszyński, aktor teatralny i filmowy obsadzany często w rolach piekielnych wysłanników.

article cover
MWMedia

Rafał Cieszyński: Na przykład w moim macierzystym teatrze Studio. Przez styczeń i luty będę miał tam próby do nowej sztuki w reżyserii Rimasa Tumiana "Sługa dwóch panów". Zacząłem też zdjęcia do filmu Piotra Gralaka. To ambitny, offowy projekt, który niestety został na razie zawieszony z powodu choroby jednego z kolegów. Od stycznia zabieram się znowu za zarabianie pieniędzy. Bardzo bym chciał, aby było ono połączone z jakimiś twórczymi propozycjami...

Czy to deklaracja, że nie zagrasz już w żadnym sitcomie?

Chodzi ci o epizod w "Kiepskich"?

Między innymi.

Miałem wtedy debet na rachunku.

Rozumiem. Jak masz debet to możesz zawrzeć pakt nawet z diabłem?

To nieprawda. Umiem odmówić! W 2000 r. byłem nową młodą twarzą i propozycje sypały się zewsząd. Najwięcej z nich dotyczyło udziału w serialach i reklamach. Dzwoniły też do mnie redakcje pism kobiecych z propozycjami udziału w sesji fotograficznej o najsensowniejszych męskich częściach ciała. Jedna pani chciała koniecznie upublicznić moją nagą klatkę piersiową...

I co?

Odmówiłem. Do tej pory nie zagrałem też w żadnej reklamówce. Widzisz, nie mam urody słowiańskiej i nie zagram nigdy w żadnej narodowej epopei. Zastanawiałem się, czy odmawiać wszystkim wkoło i czekać na tę jedną wymarzoną rolę, która być może nie nadejdzie, czy też brać to, co przynosi życie. Profesorowie ze szkoły teatralnej powtarzali mi, abym był cierpliwy i czekał, ale życie samo zweryfikowało ich postawę, bo okazało się, że ci sami ludzie, którzy zarzekali się, że nie zagrają w żadnych serialach, nie zbrukają żadną reklamą, teraz utrzymują się z takiej pracy i to za bardzo konkretne pieniądze.

Jak już jesteśmy przy konkretnych pieniądzach, słyszałam, że podczas kręcenia "Oficera" dla TVN-u ubezpieczyli cię na sporą sumę. Nie wydało ci się to podejrzane?

(Śmiech) Nawet bardzo. Zwłaszcza wtedy, gdy okazało się, że mamy przejść specjalne przeszkolenie u... najemników z legii cudzoziemskiej.

Co to było za przeszkolenie?

To był raczej kurs przetrwania. Odbył się on w górach, w okolicach Nowego Targu. Obejmował m.in. skoki z samolotu. Z tymi skokami to było tak, że...

Odbywały się bez spadochronów...

(Śmiech). Mieliśmy skakać na spadochronach, ale produkcja nie zapłaciła, bo wychodziło za drogo, więc skakaliśmy bez. To żart oczywiście. Ale pilot samolotu bardzo się starał, aby nasze żołądki podeszły nam pod gardła. Poza tym wspinaliśmy się w kamieniołomach, spływaliśmy wojskowymi pontonami po lodowatej rzece przy zacinającym deszczu ze śniegiem i czterostopniowej temperaturze powietrza... Jednym słowem: atrakcji było co niemiara, a do tego nasz przełożony, eksoficer legii, nie szczędził nam żołnierskich "komplementów".

Drażnią cię wyzwiska?

Można mnie zmobilizować tylko pozytywnie. Kiedy ktoś się na mnie wydziera, albo wymyśla - włącza mi się tumiwisizm. Wojsko jest więc raczej nie dla mnie.

A gdybyś dostał ofertę taką jak np. Borys Szyc, że musiałbyś wyjechać na rok z ekskomandosami GROM-u na specjalne szkolenie. Odrzuciłabyś taką propozycję?

Na rok? Nie wiem, czy ludzie z GROM-u mają takie treningi, jaki on ma mieć...

Nie odpowiedziałeś mi na pytanie, co myślisz o takich "wcieleniówkach". Niektórzy twoi koledzy, przygotowując się do jakiejś szczególnej roli, starają się być perfekcjonistami. Zamykają się więc w oddziałach psychiatrycznych, spędzają długie dni w komisariacie, a nawet w więzieniu...

Zasadniczo są dwie szkoły. Jedną z nich obrazuje anegdota o tym, jak przed nagraniem "Nocnego kowboja" w jednej z nowojorskich knajp spotkał się Laurence Olivier z Dustinem Hoffmanem. Hoffman mówi do Oliviera: "Wiesz, jestem już blisko tej postaci. Od dwóch tygodni się nie myję, chodzę po ciemnych ulicach, już niedługo będę miał tę rolę". Na to Olivier patrzy Hoffmanowi w oczy i powtarza za nim: "Nie myjesz się, tak? Wałęsasz się w zaułkach, tak? A próbowałeś może kiedyś aktorstwa?". Myślę, że trzeba umieć zachować dystans do wszystkiego i starać się najpierw znaleźć w sobie to coś, a nie wokół siebie. Na tym polega właśnie aktorstwo.

Znasz kogoś w swoim fachu, kto właśnie tak postępuje?

Tak, np. Teresa Budzisz-Krzyżanowska. Graliśmy razem w sztuce "Dowcip". Ja byłem onkologiem, a ona nieuleczalnie chorą pacjentką. Z tego co wiem, nie biegała po oddziałach onkologicznych i nie zadręczała śmiertelnie chorych wścibskimi pytaniami.

To właśnie dla tej roli opuściłeś słoneczną Kalifornię i wróciłeś do kraju...

Zgadza się.

Jak trafiłeś do Los Angeles?

Wielu moich znajomych w tamtym okresie wyjeżdżało do Stanów Zjednoczonych, więc i ja pojechałem. Mój kolega wybierał się do Kalifornii, zabrałem się z nim.

Musiał mieć biedak spory nadbagaż...

(Śmiech). Nie, nie. Poleciałem jako pełnoprawny student na wymianę, a nie jako jego bagaż.

A co z tym słynnym Lee Strasberg Acting Studio? Studiowałeś tam?

Nie byłem tam pełnoprawnym studentem. Nie zdążyłem. Wróciłem do Polski.

Zamieniłeś Los Angeles na Warszawę? Kalifornia to przecież wymarzone miejsce i jakże bliskie twojemu idealnemu piekłu, o którym mówiłeś mniej więcej tak: "Piekło to Karaiby latem - wieczne imprezy, piękne upadłe kobiety, alkohol i zero zimna". Warto było się zamieniać?

To, co cytujesz, to piekło Eryka (szatana - red.), postaci, którą gram w serialu "Anioł Stróż". Dla mnie piekło znajduje się chyba o 180 stopni w innym kierunku niż Karaiby.

Nigdy nie byłeś w "firmie"?

(Śmiech). Nie każ mi się dekonspirować! Ja tam pracuję, nie mogę ci powiedzieć wprost, że piekło jest bardzo złe, bo od razu musiałbym cię tam zaciągnąć. A gdybym to zrobił, to już byś tu nie wróciła i nie zrobiła żadnej rozmowy.

Skoro nie mogę tam teraz pójść, to powiedz przynajmniej, jak tam jest?

Tak naprawdę to nigdy tam jeszcze nie byłem. Co najwyżej zdarzyło mi się być jedną nogą w czyśćcu, ale nie chcę o tym rozmawiać.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Katarzyna Bartman

Rafał Cieszyński
Kto? Aktor.
Co zrobił? Ukończył wydział aktorski PWSTiT w Łodzi. Przygodę z telewizją rozpoczął od prowadzenia Młodzieżowego Studia Poetyckiego (1994 r.). Zagrał niewielką rolę Subagaziego - faworyta wielkiego chana w "Ogniem i mieczem" (1996 r.). Popularność przyniosły mu emitowane w telewizji seriale: "Oficer", "Fala zbrodni" i "Anioł Stróż". Nauczył się kilku języków (w tym esperanto).
Co lubi? Pocić się na siłowni (jest instruktorem kulturystyki), wspinać się po skałkach, jeździć na nartach.

Wywiad pochodzi z gazety

Dzień Dobry
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas