Emilia Clarke: Udar okazał się błogosławieństwem
Najtrudniejsze wydarzenia w jej życiu - śmierć ojca i udar mózgu, który mogła przypłacić życiem - zbiegły się z ogromnym sukcesem i najlepszym momentem w jej karierze. Emilia Clarke wyznaje, że choroba była jedną z najlepszych rzeczy, które mogły jej się przytrafić.
Gdy Emilia Clarke w wieku 24 lat doznała udaru zagrażającego jej życiu, nie wiedziała, że serial, w którym właśnie wtedy grała, stanie się jednym z największych objawień telewizji i najlepszym serialem wszech czasów, który wywinduje ją na szczyt popularności.
- Tak, jestem w punkcie, w którym zdecydowanie uważam udar za coś dobrego - przyznaje Clarke.
- Nigdy nie byłam przeznaczona do bycia młodą aktorką, która schodzi na złą drogę i bywa tematem kolumny plotkarskiej. A krwotok mózgowy, który zbiegł się dokładnie z początkiem mojej kariery i początkiem serialu, który stał się czymś bardzo treściwym, dał mi perspektywę, której inaczej bym nie dostrzegła - wyznaje w rozmowie z "The Guardian".
- Jestem dość odporną osobą, zatem umierający rodzic i udar, splatające się z sukcesem, rozpoznawalnością, sprawiły, że chciałam to wszystko przekuć w coś sensownego - dodaje.
Dlatego też jedną z rzeczy, którą zrobiła, było założenie organizacji charytatywnej SameYou, która zapewnia leczenie osobom po udarze. Sama po latach zdecydowała się opowiedzieć o swojej chorobie, o której mało kto wiedział.
- Jeśli mam być szczera, każdego dnia na planie myślałam, że umrę - wspomina swój powrót do pracy nad "Grą o tron".
Jak mówi, ujawnianie walki z chorobą było dla niej ogromnie stresującym przeżyciem. - Zawsze tak się dzieje, gdy pokazujesz swoje słabości, kiedy stajesz się bezbronny - przyznaje. Długo zwlekała z poinformowaniem na temat swojego stanu zdrowia, bo jak sama przyznała: "nie chciała, żeby ludzie patrzyli na nią i traktowali ją jak chorą".
Aktorka podkreśla, że przez wiele lat trudno było odnaleźć jej sens w istnieniu branży rozrywkowej, więc starała się nadać swojej pracy jakieś znaczenie.
- Eskapizm jest powodem, dla którego ludzie sięgają po sztukę. Więc, jeśli potrafimy opowiedzieć historię, chciałabym dać widzom coś naprawdę dobrego. To może sprawić, że poczują się lepiej, będą mniej samotni lub uświadomią sobie coś. Wiele czasu spędziłam na powtarzaniu sobie, że to, co robię, to bzdury, że jestem samolubna, narcystyczna. A potem zrozumiałam, po co to było. Pozwala przynieść ulgę, I to jest coś, co ma sens - dodaje.