Gorszycielka mimo woli
Co sprawiło, że dorosła? Jak według niej wygląda randka idealna? Zapytaliśmy też, dlaczego aktorka została ostatnio naczelną polską skandalistką.
SHOW: - Mówisz, że nie chcesz być Marysią, tylko Marią. Pamiętasz moment, w którym z dziewczynki zmieniłaś się w kobietę?
Maria Niklińska: - Na studiach koledzy zaczęli do mnie mówić Maria i to mi się spodobało. Lubię pełne formy imion. Maria to imię, z którym się identyfikuję. Nie udaję nikogo, jestem autentyczna. Już nie jestem dziewczynką Marysią, tylko Marią. Po prostu.
Jaką jesteś kobietą?
- Inną niż wszyscy myślą. Czy mam wizerunek grzecznej dziewczynki? Nie wiem. Każdy z nas czasem jest grzeczny, a czasem nie. Na pewno jestem osobą pełną sprzeczności. Bywam delikatną kobietą, ale chodzę w skórze i dobrze prowadzę samochód. Mam dużo pomysłów, jestem spontaniczna, lubię adrenalinę. Wiele rzeczy mnie interesuje, bywam roztrzepana. Jestem otwarta i towarzyska, ale jednocześnie jak kot lubię chodzić swoimi ścieżkami.
Co cię ukształtowało?
- Od dawna nie mieszkam w domu rodzinnym. To uczy samodzielności. Wielokrotnie też udawałam się samotnie w dalekie podróże. One też mnie kształtują. Tak jak zadania aktorskie. W serialu "Na krawędzi" miałam na przykład trudną scenę wykorzystania seksualnego. Dotknęłam bardzo trudnych emocji, co poszerzyło mi zakres odczuwania. Po tej roli coś się we mnie zmieniło.
Wyszłaś już z szufladki "córka mamy"?
- To stało się już dawno. Oczywiście córką będę zawsze, tak jak każdy z nas jest synem lub córką na całe życie. Ale jestem dorosła i podejmuję decyzje samodzielnie. I sama za siebie odpowiadam.
Myślisz o stabilizacji?
- Rodzina jest dla mnie najważniejsza.
Spotykasz się z kimś?
- Nie zdradzę.
Jacy mężczyźni ci się podobają?
- Szarmanccy i spontaniczni. Ułańska fantazja i twarde stąpanie po ziemi to idealne połączenie.
Wymarzona randka?
- Lubię facetów odważnych. Wolę to niż poprawność. Dlatego wolałabym zostać spontanicznie zabrana w szaloną podróż, nawet gdybym nie była na to przygotowana niż na wytworną randkę w eleganckiej restauracji.
Jesteś trudna w związku?
- Życie z artystą może być trudne, bo liczba emocji, które przeżywamy w ciągu jednej godziny, może być większa niż u innej osoby w ciągu miesiąca. I bywa wybuchowo. Ale też niebanalnie i niesztampowo. Najważniejsze to być z osobą, z którą łączą nas wspólne wartości i wzajemny szacunek.
Bywasz infantylna?
- Każdy z nas czasem ma zachowania dziecka i dorosłej osoby. Jako dziecko byłam zbyt poważna. Dziś staram się pielęgnować w sobie dziecko. Ale infantylna nie jestem.
Trzydziestka była dla ciebie przełomowa?
- Nie. Zazwyczaj gram osoby młodsze od siebie, więc wciąż czuję się bardzo młodo (śmiech). Oczywiście czuję, że dojrzewam.
Teraz zasłynęłaś jako gorszycielka. Wszystko przez odważny teledysk promujący twoją płytę.
- Jestem m.in. zakonnicą i całuję się z kobietą. Ten klip to impresja o miłości. Uważam, że każdy człowiek ma do niej prawo, a formy szukania miłości są różne. I takie było przesłanie teledysku. Wcielam się w nim w różne postaci, ale być może to zestawienie jest wciąż dla nas szokujące. Wszystko zostało jednak przedstawione bardzo subtelnie, nie ma tam wulgarności.
Spodziewałaś się, że wywołasz aż taki skandal?
- Czułam, że będzie to zaskakujące. Do lirycznej piosenki nakręciłam obraz nietypowy. Jedni skupili się na tym, że gram osobę duchowną, inni na miłości homoseksualnej. A ja po prostu opowiadam o ludziach. O tolerancji i szacunku dla odmienności.
Dlaczego akurat zakonnica?
- Bo uważam, że każda kobieta, każdy człowiek zasługuje na szacunek, bez względu na to, jaką drogę życiową wybiera. W mediach często widzimy pełne przemocy, a nieraz niemal pornograficzne obrazy i przyjmujemy je jako naturalne, a mój teledysk, w którym nie było nagości, tak bardzo zaszokował. To mnie zastanawia...
Zgorszył się m.in. były naczelny "Playboya". A w internecie pisali "Fajkowska by takiego teledysku nie nakręciła".
- O, to jeszcze nic! Byli tacy, którzy pisali, że trzeba by mnie spalić na stosie.
Obawiasz się jak ludzie przyjmą twoją muzykę?
- Jeśli człowiek miałby się bać krytyki, nie powinien wychodzić z domu. Zawsze jesteśmy za wysocy albo za niscy, za grubi albo za chudzi. Muzyka była w moim życiu od zawsze. Praca nad płytą trwała rok. Mam więc nadzieję, że się spodoba.
Śpiewasz o rozstaniu, cierpieniu, utracie miłości - znasz to z autopsji?
- Nie chciałabym, żeby się zrobiło bardzo dramatycznie. Ale rzeczywiście śpiewam o emocjach, które znam. Niektóre utwory są nostalgiczne, a niektóre z przymrużeniem oka. Oprócz ballad jest też mocniejsza elektronika.
Nie kusiło cię, żeby pójść drogą na skróty?
- Mnie interesują działania artystyczne. Na bywanie nie mam czasu. Jestem w obsadzie dwóch sztuk teatralnych, z którymi jeździmy po Polsce ("Old Love" i "Podobno Marian"). Teraz pracujemy nad trzecią. Jak widzisz, nie mam czasu iść drogą na skróty.
Jak widzisz siebie za 10 lat?
- Będę miała rodzinę. Nie wiem, gdzie będę mieszkać. Ostatni rok pokazał, że mogę robić rzeczy, o których nawet nie myślałam.
Justyna Kasprzak