Jak powstawały "Dnie i noce"

Nikt właściwie nie wierzył, że można dobrze zekranizować kultową powieść Marii Dąbrowskiej. Jerzy Antczak udowodnił, że jest to realne. Mimo że utrudnił sobie zadanie…

fot. Stanisław Loth
fot. Stanisław LothPolfilmEast News

Stosunki w małżeństwie Jadwigi Barańskiej i Jerzego Antczaka w sprawach filmowych przypominały nieco relacje pomiędzy Barbarą i Bogumiłem Niechcicami. I dobrze, bo nie byłoby ekranizacji "Nocy i Dni", gdyby nie upór żony reżysera. Usłyszała, jak w radiu powieść czytał Gustaw Holoubek, i nakłoniła męża, aby pomyślał o jej sfilmowaniu. Antczak przeczytał na nowo powieść i zapalił się do pomysłu małżonki.

Nie było to jednak łatwe zadanie, musiał pokonać wiele barier biurokratycznych, zresztą sam scenariusz stanowił poważny problem. Cztery potężne tomy (z czego dwa rozbite na dwie części) należało skrócić do czterech godzin kinowego filmu. Jednocześnie powstawał 12-odcinkowy serial telewizyjny. Obydwa wyjątkowe pod każdym względem...

Rolą Barbary Jadwiga Barańska wykreowała arcydzieło sztuki aktorskiej. Potrafiła nadać postaci Barbary sympatyczne rysy, pomimo że Maria Dąbrowska raczej nie przepadała za swoją bohaterką. Gdyby nie Barańska, Barbara w filmie Antczaka zapewne pozostałaby zgryźliwą zołzą, która zamęczała męża swymi obsesjami.

- Czytając "Noce i dnie" - mówiła aktorka - zauważyłam, że pisarka uwielbiała Bogumiła, a nie lubiła Barbary. Dlatego też i Jerzy początkowo widział ją na planie niemal jako heterę, bezzębną, z papierosem w ustach. Wtedy powiedziałam: "Jurek, jeżeli rzeczywiście tak chcesz ją przedstawić, to beze mnie!"

Reżyser uległ presji żony i pozwolił jej mówić własnym głosem. Dzięki temu pani Niechcicowa "kochała Bogumiła nawet wtedy, gdy go nie kochała". Paliła też wprawdzie dużo papierosów (w obowiązkowej długiej lufce), lecz robiła to w sposób tak sympatyczny, że widz wiedział, że robiła to tylko po to, aby rozładować emocje. Scenariusz powstawał przez prawie trzy lata, w tym czasie kompletowano obsadę. Nie było to łatwe, film wymagał kilkudziesięciu aktorów oraz kilkuset statystów.

Zdjęcia realizowano przez dwa i pół roku. Szczęśliwie przez tak długi czas nikt z obsady nie zachorował. Dworek w Serbinowie stanął na terenie PGR Seroczyn w pobliżu Warszawy. Aby dodać mu autentyczności, posadzono nawet kilkaset starych wierzb i wykopano staw. Wydzierżawiono też część pól uprawnych.

Niektóre sceny zostały zrealizowane w Pogorzeli koło Mińska Mazowieckiego, natomiast ujęcia niszczenia Kalińca (Kalisza) nakręcono na przeznaczonych do wyburzenia fragmentach krakowskiego Kazimierza. Jadwiga Barańska wpłynęła także na scenę z nenufarami - słynny epizod z Józefem Tolibowskim (Karol Strasburger),- który w białym garniturze i kapeluszu wszedł do stawu, aby zerwać nenufary i złożyć je u stóp ukochanej Barbary. W powieści był to zaledwie krótki fragment, natomiast w ekranizacji scena ta pojawiała się wielokrotnie, będąc wyrazem marzeń pani Niechcicowej o idealnej miłości.

Jerzy Antczak chciał znaleźć prawdziwy staw i naturalne kwiaty, a zbliżał się koniec realizacji filmu. Aktorzy rozjechali się do domów, zbliżała się jesień. Tymczasem filmowcy wciąż nie mogli znaleźć odpowiedniego miejsca. Wreszcie pomógł przypadek - reżyser osobiście trafił nad staw, który wydawał się wręcz stworzony do tej sceny. Błyskawicznie ściągnięto aktorów, pogoda dopisywała. Nieoczekiwanie kłopoty zaczął sprawiać Karol Strasburger.

"Wchodzi do wody - wspomina reżyser - i zaczyna brnąć przez grząskie dno, aby dostać się do najpiękniejszych kwiatów. Zrywa je i układa w bukiet. Nagle... odrzuca kwiaty ze wstrętem i zaczyna wykonywać jakieś dziwne figury, jakby trzepała nim choroba św. Wita, po czym szybko zaczyna iść w stronę brzegu. Kiedy stanął na twardym gruncie, zobaczyłem, że gwałtownie rozpina rozporek. Konsternacja - czyżby Strasburger zwariował? Podbiegam do niego: - Co się stało? Przychylił się do mnie i jęknął cicho: - Pijawki dostały mi się za wysoko!"

Aktor odmówił ponownego wejścia do stawu i zdesperowany reżyser musiał pożyczyć od miejscowej straży pożarnej specjalne gumowe buty sięgające aż do bioder. Co prawda Karol Strasburger narzekał, że mu popsują figurę, jednak w końcu wszedł do stawu, zerwał kwiaty i położył je u stóp Jadwigi Barańskiej. Gdy podczas montażu dołożono do tego jeszcze przepiękną muzykę Waldemara Kazaneckiego, ta najbardziej romantyczna scena w dziejach polskiego kina była gotowa.

Premiera "Nocy i dni" zakończyła się sukcesem, już po 40 minutach widzowie bili brawo. Film nominowano do Oscara. Wielkim powodzeniem cieszył się również serial telewizyjny. W tym roku podczas festiwalu w Gdyni "Noce i dnie" wygrały plebiscyt na najlepszy polski film ostatniego czterdziestolecia. A wszystko to dzięki uporowi i zdecydowaniu Jadwigi Barańskiej. I jak tu nie wierzyć w kobiecą intuicję?

Sławomir Koper

fot. Stanisław Loth
fot. Stanisław LothPolfilmEast News
Tina
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas