Joanna Kulig: Opatrzność czuwa nade mną
Nie wyobraża sobie życia bez Kościoła i jest wdzięczna Bogu za to, że na jej drodze postawił męża. Swoje wiejskie pochodzenie uważa za wielki potencjał. – Opieram się na wartościach chrześcijańskich – podkreśla Joanna Kulig.
W dzieciństwie co niedziela musiała zdążyć na mszę świętą na 10 rano. Bo w maleńkiej Muszynce koło Krynicy Zdrój, rodzinnej wiosce aktorki, niedzielna eucharystia odbywała się tylko raz. A Joanna śpiewała psalmy.
W kościelnych ławkach zasiadała cała rodzina: mama, tata, dwie młodsze siostry oraz dwóch starszych braci. Nie sądzili, że kiedyś Joanna, która chętnie występowała na lokalnych festynach, dożynkach, apelach, będzie znaną na świecie aktorką. Rodzice wychowywali ją w wierze.
- Gdy byłam dzieckiem, kościół stanowił dla mnie centrum wszechświata: życie kręciło się wokół parafii. Należałam do Dziewczęcej Służby Maryjnej. Zbierałyśmy datki na misje i ubrania dla ubogich. Czytałyśmy prasę katolicką, na mszę przygotowywałyśmy śpiewy, w Boże Ciało szłyśmy w procesji. Dlatego bardzo dobrze wspominam swoją parafię. Myślę, że to dzięki temu potrafiłam w dorosłym życiu oprzeć się na wartościach chrześcijańskich i przejść dojrzałą transformację wiary - opowiadała w jednym z wywiadów.
Byłam pewna od początku
Joannie, która jako szesnastolatka wygrała "Szansę na sukces" w odcinku poświęconym Grzegorzowi Turnauowi, a w wielkim finale zajęła trzecie miejsce, przysłowiowa woda sodowa nie uderzyła do głowy. Nie zmieniły jej także kolejne, coraz bardziej imponujące osiągnięcia filmowe, łącznie z Europejską Nagrodą Filmową, którą otrzymała w zeszłym roku za rolę w "Zimnej wojnie".
- Zawsze będę zwyczajną Aśką z Muszynki. Korzenie to mój wielki potencjał - podkreśla aktorka. Bardzo często odwiedza rodzinne strony. - Taka jest, jaka była. Nic się nie zmieniła. Ona jest bardzo sympatyczną osobą - podkreślają mieszkańcy wioski. Szczególnie dumni są Kuligowie.
Aktorka bliskich zawsze stawiała na pierwszym miejscu. Kiedy jej brat Piotr poważnie zachorował i zapadł w śpiączkę, Asia szukała dla niego najlepszych specjalistów i pomagała finansowo. Nie miała też nigdy wątpliwości, że chce założyć własną rodzinę. Swojego męża, Macieja Bochniaka, scenarzystę, reżysera i fotografa poznała 13 lat temu na planie filmu "Środa, czwartek rano". Dla Joanny to była pierwsza główna rola. Maciej zatrudniony był jako mikrofoniarz. Od razu zwrócili na siebie uwagę.
- Jestem osobą wierzącą, dlatego myślę, że Opatrzność nad nami czuwała, że się odnaleźliśmy, że trwamy przy sobie - mówiła. W grudniu 2009 roku powiedzieli sobie: "Tak". - Wszyscy się dziwili, że tak wcześnie się pobraliśmy. Ale ja byłam pewna od początku. Zdecydowaliśmy się na ślub, bo dla nas to ważny rytuał - podkreślała. W ich małżeństwie nie ma cichych dni. Oboje mają podobne charaktery i wolą dążyć do zgody niż do konfliktów. - Jesteśmy z Maćkiem bardzo szczęśliwi.
Naturalnie chciałabym jak najwięcej grać, śpiewać, spełniać się zawodowo. Ale jeżeli nie będzie kolejnych propozycji, raczej się nie załamię. Kino to nie wszystko - zapewniała zaraz po ślubie. Już na początku małżeństwa była gotowa na dziecko. Jednak na to, by zostać mamą, musiała czekać długie dziewięć lat. Niekiedy przychodziły chwile załamania i zwątpienia. Czas płynął nieubłaganie, a maleństwo się nie pojawiało. Właśnie wtedy wiara pomagała jej przetrwać najboleśniejsze momenty.
Spełniło się największe marzenie
Kiedy w minionym roku okazało się, że zostanie matką, radość Joanny nie miała granic. - Dziecko to jedno z moich największych pragnień - podkreślała. Aktorka w ostatnich miesiącach ciąży wyjechała do Ameryki. "Zimna wojna" nominowana była do Oscara, a Asia wymieniana jako potencjalna kandydatka do tej nagrody za główną rolę kobiecą. Statuetki nie zdobyła, ale to nie miało dla niej większego znaczenia. W lutym w Los Angeles na świat przyszedł synek aktorki, Jaś. Rodzice spędzili z nim w Hollywood pierwszy miesiąc jego życia, a potem wrócili do Polski.
Joanna nie do końca dobrze czuła się za oceanem. Bardzo brakowało jej bliskich, przede wszystkim mamy i sióstr, języka ojczystego oraz kościoła. Źle wspominała zwłaszcza pierwszego listopada, który spędziła w minionym roku w USA. - Było mi smutno, bo nie mogłam iść na groby. Pomyślałam, że poproszę koleżankę, żeby mi przywiozła znicze. Tutejsze Halloween to coś innego - wyznała.
Synek przewartościował życie małżonków. Joanna jednak nie mogła całkowicie poświęcić się maleństwu. Niedawno z Francji przyszła propozycja zagrania w serialu. Aktorka zabrała Jasia ze sobą i pojechała nad Sekwanę. - Bycie mamą i praca na planie to prawdziwe wyzwanie. Ale daję radę - podkreśla. Serial jest przewidziany na osiem odcinków, więc dni zdjęciowych nie będzie dużo.
Asia tęskni za mężem i nie może doczekać się powrotu do Polski. - Maciek jest doskonałym organizatorem. Mam poczucie, że to on opiekuje się naszym domem. Jestem bardzo wdzięczna Bogu, za to, że on stanął na mojej drodze - mówi.