Joe Biden nie chce wspominać tragicznej historii. Do dziś prywatny dramat rozdziera jego serce
Joe Biden wszedł do polityki, gdy miał 29 lat. Od tego czasu starał się być niezwykle profesjonalny, a co za tym idzie, nie chwalił się nadmiernie życiem prywatnym. Obecny prezydent USA jednak ma niezwykle ciekawą, a miejscami tragiczną, historię życia. O jakich momentach w życiorysie Joe Bidena mówi się w mediach niezwykle rzadko?
Spis treści:
Niełatwe początki Joe Bidena. Polityka to jego świat
Joe Biden od 20 stycznia 2021 roku pełni funkcję prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Jak to w polityce, ma swoich przeciwników i zwolenników, a przyszło mu zasiadać w prezydenckim fotelu w niełatwych czasach.
Wojna w Ukrainie również jest i dla niego swego rodzaju egzaminem. Nic więc dziwnego w tym, że prezydent USA jest obecnie jedną z najbaczniej obserwowanych osób światowej polityki.
I choć od tylu lat obecny jest w mediach, a działalność polityczną rozpoczął niezwykle wcześnie, bo w wieku 29 lat, to stara się nie wypowiadać o swoim życiu prywatnym.
Historie, które wydarzyły się w jego życiu, są jednak tragiczne i trudno dziwić się temu, że prezydent nie jest chętny do rozmów o nich.
Jeden dzień, który zmienił życie Joe Bidena
Jill Biden nie jest pierwszą żoną Joe Bidena. Była nią Neilia Hunter, z którą doczekał się trójki dzieci: Naomi Christiny, Huntera i Josepha Robinette’a "Beau"
Byli szczęśliwą rodziną. Neilia wspierała Joe Bidena, gdy ten piął się po szczeblach kariery w polityce. Jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło.
Neilia Hunter jechała 18 grudnia 1972 roku samochodem z trójką dzieci. Żona Bidena jechała z ich pociechami wybrać drzewko bożonarodzeniowe. Wówczas doszło do tragicznego wypadku, w którym zginęła Neilia Hunter i Naomi Christina.
Dwuletni Robert i trzyletni "Beau" trafili do szpitala, a Joe niespodziewanie stał się wdowcem, samotnie wychowującym dwóch synów.
Był to dla niego taki szok, że jak wyznał po latach, miewał w tamtym momencie myśli samobójcze.
"Pomyślałem o tym, jak by to było po prostu pojechać na Delaware Memorial Bridge, skoczyć i zakończyć to wszystko" - wyznał w wywiadzie dla CNN.
Z pomocą jednak przyszli rodzina i przyjaciele. Osobą, która pomogła mu najbardziej, była jego siostra, Valerie, która wprowadziła się do mężczyzny na cztery lata i pomagała prowadzić mu dom i wychowywać dzieci, tak by Joe Biden nie zaprzepaścił swojej kariery politycznej.
Joe Biden został senatorem w styczniu 1973 roku, świeżo po utracie córki i żony i codziennie dojeżdżał do pracy do Waszyngtonu z Delaware.
Nie chciał wprowadzać kolejnych zmian w życiu swoich synów, wiec przeprowadzka nie wchodziła w grę.
Dwa lata po śmierci najukochańszych osób w życiu Bidena były dla niego niezwykle trudnym okresem. Ale potem pojawił się promyk nadziei na zmianę.
Promyk imieniem Jill. To ona dała szczęście Joe Bidenowi
Joe Biden namawiany przez bliskich, dwa i pół roku po tragicznym wypadku poszedł na randkę w ciemno. Wybranką okazała się Jill Jacobs, początkująca modelka i studentka języka angielskiego.
Między nimi zaiskrzyło niemal od razu, a na ślub nie trzeba było długo czekać, bo para pobrała się w 1977 roku.
Jill Biden nigdy nie starała się zastąpić chłopcom matki, ale była dla nich ogromnym wsparciem w trakcie ich dorastania. To właśnie synowie Bidena zasugerowali, żeby ich ojciec poprosił Jill o rękę.
Tak też się stało, a w 1981 roku rodzina powiększyła się o córkę Jill i Joego.
Na świat przyszła Ashley Blazar Biden, która stała się oczkiem w głowie rodziców i przyrodnich braci, to oni także wybrali dla niej imię.
Od momentu poznania Jill w życiu Joe Bidena znów zaczęło wszystko układać się na nowo, a dzieci napawały go dumą.
"Beau" został prokuratorem generalnym Delaware, a Ashley wykazywała od początku zacięcie do prac społecznych i tak została działaczką na rzecz sprawiedliwości społecznej i pracownik socjalny.
Cios, który rozerwał serce Jill i Joego. Nikt się tego nie spodziewał
Kiedy życie rodzinne i zawodowe Joe Bidena znów po ogromnej tragedii wyglądało na unormowane i szczęśliwe, w 2015 roku wydarzyło się coś, co rozerwało ponownie jego serce.
30 maja 2015 roku zmarł Beau Biden. Już w 2001 roku mężczyzna borykał się z problemami zdrowotnymi i zdiagnozowano u niego sztywniejące zapalenie stawów kręgosłupa. Stało się to po powrocie ze służby wojskowej.
Jednak to diagnoza z 2010 roku przeraziła całą rodzinę Bidenów. Okazało się, że doznał udaru mózgu, a w 2013 roku zdiagnozowano u niego glejaka wielopostaciowego, który jest agresywnym nowotworem mózgu.
Walka z nowotworem była długa, lecz w 2015 roku Beau Biden zmarł. Był on cenionym politykiem, który nie bał się służyć w wojsku podczas najtrudniejszych misji, jak ta w Iraku.
Prywatnie był mężem i ojcem dwójki dzieci.
Pogrążona w żałobie rodzina wydała wówczas oświadczenie:
"Z rozdartym sercem informujemy, że nasz mąż, brat i syn odszedł po walce z chorobą, którą toczył z taką samą odwagą i siłą, z jaką przeżywał każdy swój dzień".
Joe Biden dziś. Tragedie ukształtowały go jako człowieka
Mimo tak potężnych ciosów, jakie Joe Biden otrzymał od życia, stara się dziś czerpać z niego pełnymi garściami.
Docenia swoją żonę, która trwa u jego boku, wspierając go w trakcie jego prezydentury i gdy może odpocząć od pracy, zamienia się w cieszącego się życiem Amerykanina.
Prywatnie kocha zwierzęta, zwłaszcza psy i jest fanem motoryzacji, czym zaraził go jego ojciec. Jest też praktykującym katolikiem. Nie pije i nie pali, ale jego słabością są... lody.
Utrata dwójki dzieci i pierwszej żony uświadomiły Joe Bidenowi, jak ważne jest cieszenie się z małych, codziennych rzeczy i docenianie każdego dnia.