Joss Stone: jestem normalną nastolatką

Joss Stone to nowa nadzieja brytyjskiej muzyki. Jej debiutancką płytę "The Soul Sessions", z interpretacjami klasycznych przebojów soulowych, obwołano jedną z bardziej spektakularnych premier początku XXI wieku.

fot./ Robyn Beck
fot./ Robyn BeckAFP

Druga płyta Joss, zatytułowana "Mind, Body & Soul" ukazała się jesienią 2004 roku i zawiera autorski materiał wokalistki, nagrany z pomocą wielu znakomitości ze świata soulu. Z tej okazji młoda wokalistka, przez niektórych nazywana "nową Janis Joplin", opowiedziała o swoim niesamowitym głosie, występie przed Jamesem Brownem i doskonałym narzeczonym.

Śpiewasz głębokim, dojrzałym głosem, który przeczy twojemu wiekowi. Skąd on się bierze?

Nie mam pojęcia. Wiele osób zadaje mi to pytanie: Skąd bierze się u ciebie taka barwa głosu? Skąd pochodzą te wszystkie emocje? Nie wiem, zawsze byłam bardzo uczuciową dziewczyną. Kiedy śpiewam i naprawdę mocno się wczuwam, to nie mogę tego powstrzymać, po prostu samo tak się dzieje.

Ludziom się wydaje: Ona jest naprawdę młoda, więc jak to się dzieje!? Przecież nie mogła tyle przeżyć, co Aretha [Franklin]! Ludzie zapominają, jak sami byli nastolatkami, kiedy emocje buzują, kiedy uczyli się nowych rzeczy, które czasami ich rozczarowywały. Uczysz się miłości i uczysz się także rozczarowań.

Jakie pytania najczęściej ci zadają?

Zawsze mnie pytają: Co ci się stało? Kim jest ten koleś, który ci złamał serce? Albo Jak to możliwe, że jesteś taka młoda? czy dlaczego śpiewasz soul? Nie rozumiem tych pytań. A dlaczego nie? Nie zadawaliby mi takich pytań, gdybym była wokalistką pop. Czy kiedykolwiek ktoś pytał Britney Spears: Dlaczego lubisz muzykę pop? Idę o zakład, że nikt tego nie zrobił.

Jak myślisz, czy zadawaliby ci takie pytania, gdybyś miała ciemną skórę?

Nie! Nie wydaje mi się i to wstyd. Nie cierpię tego, jak niektórzy dają się złapać w pułapkę stereotypu. Przecież nie widać mojego głosu, nie widać muzyki. Muzyka nie została komuś dana, ani nie należy do nikogo. Wielu ludzi mówi: Śpiewasz czarną muzykę. A ja nie śpiewam niczyjej muzyki, śpiewam muzykę Pana, On dał ją wszystkim, dał każdemu parę uszu! Ja po prostu tworzę własną muzykę, a nie zabieram czyjąś.

Czy dotarło już do ciebie, jak fenomenalny sukces odniosła płyta "The Soul Sessions"?

Nie za bardzo! Nie nagrywałam wcześniej płyty, nie wiem nawet, ile powinno się sprzedać. Nie wiem, czy to dużo, czy mało? Po prostu nie jestem pewna!

Jak doszło do powstania pierwszego albumu?

"The Soul Sessions" nie był nigdy pomyślany jako mój album. Nie chciałam zrobić pierwszej płyty z przeróbkami! Pisałam swój materiał, kiedy w połowie drogi ludzie zaczęli mówić: Powinniśmy zrobić EP-kę z pięcioma utworami, samymi przeróbkami. Nie byłam specjalnie zadowolona, ale mi wyjaśnili: To będzie po to, by przedstawić ludziom twój głos.

Płytka nie pojawiła się w stacjach radiowych, ale ludzie po prostu zaczęli ją kupować... Nie mam pojęcia dlaczego! Więc przypuszczam, że jestem szczęściarą (śmiech).

Jaki jest twój ulubiony moment w ostatnich miesiącach?

Myślę, że najlepszą rzeczą, jaką zrobiłam, było zaśpiewanie "It's a Man's Man's Word" dla Jamesa Browna. O Boże, w życiu nigdy się tak nie bałam! Zaśpiewałam "...Man's Word", jedną z moich ulubionych piosenek z czasów dzieciństwa. Chciałam to zrobić w programie "Star For a Night" ["Zostań gwiazdą"], ale musiałam zaśpiewać to akurat przed samym Jamesem Brownem! Tak bardzo nie chciałam zepsuć jego utworu!

Ale na szczęście podobało mu się moje wykonanie, a kiedy go później spotkałam, powiedział mi, że złapał mojego całusa - ponieważ ja mu go posłałam!

więcej >>

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas