Lubimy swoją muzykę

O muzyce Voo Voo rozmawiamy z Wojciechem Waglewskim, kompozytorem, autorem tekstów, gitarzystą i wokalistą.

fot./ Andrzej Szilagyi
fot./ Andrzej SzilagyiMWMedia

Myślę, że właśnie przez to, że gramy swoje. Kiedy człowiek zabiera się za ten zawód, powinien skoncentrować się na tym, aby znaleźć swój środek wyrazu. Jeśli już to się znajdzie, to rzeczywiście czas się nie ima. Natomiast kiedy pojawiają się mody i schlebianie gustom innych, to czas szybko taką muzykę i zespół pokona. Wychodzimy i gramy to, co jest wynikiem naszych doświadczeń, przemyśleń, spotkań z innymi muzykami.

Mody was nie interesują?

Mamy płyty z nowinkami technicznymi, ale na szczęście nie ma ich dużo, bo takie nowinki zbyt szybko się dewaluują. Z muzyką jest tak, że im bardziej się rozwija, tym głębiej sięga do swoich korzeni. Po czasie okazuje się, że stare rzeczy są znów modne. My troszkę drepczemy po śladach jazzowych i miksujemy to z muzyką rockową, taneczną i to jest aktualne w muzyce światowej. Z cała pewnością nie interesuje nas to, co jest modne w muzyce popowej.

Jesteś muzykiem, któremu nigdy nie skończą sią pomysły?

Każdy z nas jest muzykiem uprawiającym jakieś swoje poletko i gdy się spotykamy razem przy pracy, to wszystko eksploduje. Forma jest taka, że możemy praktycznie grać bez prób. Stworzyliśmy sobie pewien język, w ramach którego opowiadamy sobie wszystko za pomocą instrumentów. Dlatego nigdy nie zabraknie mi na to pomysłów. Jedna z najwspanialszych cech muzyki jest to, że jest bardzo wieloznaczna - za pomocą jednego dźwięku można opowiadać mnóstwo historii. Improwizowanie, zabawa tym co robimy, sprawia, że lubimy swoją robotę.

"21" to chęć zapisania tych improwizacji?

Są tu rzeczy znane, ale zagrane inaczej. Na każdej naszej płycie pojawiają się rzeczy znane i nieznane. Są tam trzy grupy utworów: napisane kiedyś do filmów, te, które chcieliśmy zagrać inaczej, i które nadawały się do aranżacji z orkiestrą. Udało się zaprosić Orkiestrę Kameralną Miasta Tychy "Aukso" pod kierownictwem Marka Mosia, Małgosię Walewską i Tomka Stańkę - artystów, z którymi zawsze chcieliśmy zagrać.

Ostatnio dość często rockowcy grają z orkiestrami. Ale zazwyczaj nie brzmi to zbyt dobrze, bo orkiestra staje się dodatkiem do gry zespołu. U was jest inaczej - orkiestra współbrzmi z zespołem.

Miewaliśmy już muzyczne epizody z orkiestrami i nasze doświadczenia są tutaj spore. Szukaliśmy orkiestry, z którą dałoby się poswingować, nagrać rzeczy transowe, i taka znaleźliśmy. Zanim weszliśmy do studia, zagraliśmy koncert na żywo. Koncerty najlepiej weryfikują muzyków. Rozpoznaliśmy się dokładnie i okazało się, że są takie pokłady energii, która wyzwala się w czasie wspólnego grania, że orkiestra stała się jeszcze jednym członkiem zespołu.

Tomasz Kunert

Tekst pochodzi z gazety

Dzień Dobry
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas