Małgorzata Rozenek-Majdan: Dziecko to największa wartość w życiu
- Dziecko to największa wartość w życiu - mówi Małgorzata Rozenek-Majdan. Gwiazda ma już dwóch synów, którym w przyjściu na świat pomogła metoda in vitro. We wtorek odbędzie się premiera książki poświęconej temu tematowi.
Paulina Persa, PAP Life: - Właśnie ukazała się pani książka "In vitro. Rozmowy intymne". Choć o tym trudnym temacie mówi pani głośno, nie wierzę, że w środku nie ma pani lęków ani obaw, a w domu nie pojawiają się łzy...
Małgorzata Rozenek-Majdan: - Ależ oczywiście, że się pojawiają. W ogóle sama droga do leczenia niepłodności nie jest łatwa ani przyjemna. Dlatego niezwykle ważne jest wsparcie bliskich, które na szczęście mam. Jednak pewnego rodzaju niemoc, która towarzyszy samej procedurze, naprawdę nie wpływa dobrze. Oprócz tego rozhuśtane emocje przez chociażby stymulację hormonalną czy przede wszystkim zawiedzione nadzieje, bo każda procedura rozpoczyna się ogromną wiarą w to, że tym razem się uda.
- Pamiętam bardzo dokładnie momenty, kiedy dowiedziałam się, że się udało, ale też te - ponieważ niestety to są te ostatnie wspomnienia - kiedy się nie udało. Zderzenie się z życiem, z rzeczywistością potrafi być bardzo trudne. Ale jestem taką osobą, która stara się nie skupiać na negatywnych emocjach, bo w moim przypadku działałoby to bardzo destabilizująco, więc po kilku dniach smutku natychmiast staram się zmienić sposób myślenia. Bardzo mi pomaga w tym mąż.
Czego obawia się pani najbardziej?
- Momentu, w którym będę musiała zdecydować, że to już jest koniec, bo przecież nie można próbować w nieskończoność.
W staraniu się o dziecko czas bywa kluczowy.
- Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak jest ważny, dopóki nie zaczęłam leczenia. Dlatego namawiam wszystkie kobiety do tego, żeby nie zwlekały z tą decyzją. Nawet nie o macierzyństwie, bo rozumiem, że ludzie potrzebują mieć stabilną sytuację zawodową. Natomiast jeżeli już im się od kilku miesięcy nie udaje, żeby natychmiast skierowali swoje kroki do kliniki leczenia niepłodności, bo bardzo często jest tak, że w leczeniu niepłodności to nie są kwestie miesięczne - to bardzo często są kwestie dłuższego czasu. A czas, zwłaszcza w przypadku kobiety, jest niezwykle działający na niekorzyść.
- Czas postrzega się, jako wroga kobiety w przypadku walorów estetycznych, ale to w ogóle nie jest tutaj ważne. Ważne jest zdrowie. Chodzi to, że płodność u kobiet po 35. roku życia dramatycznie spada. Nie jest to sprawiedliwe, bo mężczyzna tak naprawdę do siedmedziesiątki może zostać tatą. Jeżeli się to jeszcze połączy z problemami natury biologicznej, to robi się kombinacja trudna do przejścia. Plus stres z obawy, że znowu się nie uda.
Pani synowie o tym, że urodzili się dzięki metodzie in vitro, dowiedzieli się przypadkiem - powiedziała im pani o tym, kiedy przyjeżdżaliście akurat obok takiej kliniki.
- Tak, to było bardzo spontaniczne.
Stwierdziła pani, że to ten moment, żeby im powiedzieć, skąd się wzięli? W ogóle taki był plan, żeby im powiedzieć? Czy uznała pani, że i tak dowiedzą się z gazet, więc lepiej, żeby to wyszło od pani? A może planowała pani im tego nie mówić?
- Właśnie od początku wiedzieliśmy, że powiemy chłopcom - jak tylko będą mieli wystarczającą świadomość, żeby tę wiedzę przyswoić. Bardzo mi zależało, żeby zdjąć odium wstydu z tego tematu, żeby nie robić z tego problemu. Czasem jest tak, że coś, co staramy się jakoś ukryć albo coś, o czym nie mówimy powoduje, że narasta wokół tego jakaś dziwna atmosfera. Nam zależało na tym, żeby mówić o tym normalnie.
- Także mam ogromną wdzięczność do lekarzy, bo dzięki nim Tadzio i Stasio są ze mną. Jestem matką szaleńczo zakochaną w swoich synach, mam z nimi bardzo dobrą i bliską relację. Moi synowie są źródłem mojej ogromnej radości. Oczywiście, też i stresu, bo jak każda mama się denerwuję i przeżywam. Dziecko to jest dla mnie naprawdę największa wartość w życiu.