Michał Żebrowski: Gwiazda i gazda
Złoty chłopiec dojrzał. Wie, czego chce, i osiąga cele - żona spoza branży, wymarzony górski dom, własny, komercyjny teatr i upragnione postacie czarnych charakterów. Właśnie zagrał złego zbójnika w nowym filmie o Janosiku. Czuł się świetnie, bo z wyboru jest góralem. A górale, wiadomo, uparci. Jak on. Michał Żebrowski w nowych rolach.
Dla "miastowego" dziecka to musiał być ciekawy, nieznany świat.
Byłem nim zafascynowany. Płaczem wymuszałem, żeby górale zabierali mnie do pracy. Na hale i do obejścia. Interesowało mnie wszystko - koszenie łąk, oporządzanie krów i koni. Jako brzdąc wiedziałem, co to pawąz czy ostrewka...
Ja, ceper z Mazowsza, nie mam pojęcia, o czym Pan mówi.
Pawąz to drąg do przyciskania siana, aby nie spadło podczas zwózki z pola, ostrewka to stojak ułatwiający układanie i suszenie siana na polu.
Zazwyczaj szybko wyrasta się z dziecięcych fascynacji.
Przylgnąłem do tej kultury i ludzi. Jeździłem w góry przez wiele lat. Jako nastolatek patrzyłem na bajeczne krajobrazy i myślałem, że kiedyś dobrze by było postawić tu dom. Potem miałem przerwę. Studiowałem, robiłem tzw. karierę, nie miałem czasu na wyjazdy. Po latach tak się życie ułożyło, że w jednym z najpiękniejszych zakątków Podhala zbudowałem dom. A jak go stawiałem, ludzie się pukali w głowę: wszyscy stamtąd wyjeżdżają, a pan jedzie? Odpowiadałem: no właśnie o to mi chodzi...
Pana dom jest bardzo... góralski.
Trafiłem na świetnego architekta. To było zrządzenie losu, a może jeszcze coś więcej. Projekt był bardzo przemyślany, spędziliśmy nad nim wiele godzin. Fantastycznie wpisuje się w krajobraz. Dokładnie o taki efekt mi chodziło.
Planował Pan, że w tym domu odbędzie się Pana ślub?
Wiedziałem, że tak będzie. To też jest część planu. Kiedy miałem 12 lat, zobaczyłem, jak sąsiadka wychodziła za mąż. Górale w odświętnych strojach wyszli z lasu, grając na instrumentach. Spojrzałem na orszak weselny i pomyślałem, że ja też tutaj będę miał własny ślub. Czekałem na to wydarzenie dwadzieścia pięć lat, ale warto było.
Jak w filmie - happy end.
To nie sprawa szczęścia, lecz stara prawda, którą głoszą zarówno Japończycy, jak i górale: konsekwencja, konsekwencja i jeszcze raz konsekwencja.
Dobre motto dotyczące Pana udziału w filmie Janosik. Prawdziwa historia.
Rzeczywiście, Agnieszka Holland i jej córka Kasia Adamik rozpoczęły zdjęcia osiem lat temu. Gdy dowiedziałem się o projekcie, zadzwoniłem do Agnieszki: "Jeżeli ma pani choć rolę klamki, to ją chętnie zagram". Wtedy Agnieszka zaproponowała mi rolę Huncagi. "Pan zazwyczaj grywał szlachetnych bohaterów - mówi - to może u mnie odwrotnie, zagra pan zdrajcę?". Pojechałem do Bratysławy, przeczytałem scenariusz i... kurczę, to była najlepiej napisana rola w filmie. Gdy dostałem kostium, wytarzałem się w ziemi, wychapałem nożyczkami włosy i zapuściłem brodę. I jeszcze dodatkowy bonus - plan znajdował się niedaleko mojego górskiego domu, więc czułem się jak u siebie.
Polacy kochają serial o Janosiku z Markiem Perepeczką. Trudno będzie przebić dawny hit.
Myślę, że ludziom spodoba się ta opowieść, bo jest w niej zdrada i wierność, małość i wzniosłość, skąpstwo i hojność, a także miłość, zbrodnia... Wszystko! Potem się okazało, że Amerykanie się wycofali z projektu i produkcja stanęła na ponad sześć lat. To cud, że Agnieszce i Kasi udało się ukończyć film. Chociaż wydaje mi się, że ta przerwa posłużyła, a już szczególnie odtwórcy Janosika. Vasek Jiracek na początku był debiutantem - delikatny, zahukany - to było widać. Teraz przyjechał na plan pewny siebie mężczyzna, który wszystkich rozstawiał po kątach. Takiej siły potrzeba było do roli Janosika.
Co najmniej dwie wymarzone role w filmie dostał Pan od kobiet. To dobry moment, aby wytknąć Panu pewną szowinistyczną wypowiedź.
Wiem, wiem... Powiedziałem, że reżyserka to jest pomieszczenie dla reżysera. Biję się w piersi, byłem męskim szowinistą. Ale już nie jestem. Dawno wyplułem te słowa. Magda Piekorz poprzez Pręgi i potem Senność zmieniła moje podejście do kobiet reżyserów. Dzięki niej zagrałem pierwszą współczesną rolę filmową, wydaje mi się całkiem udaną. To Magda mi pokazała, co znaczy brak kompromisów.
Na przykład?
Na przykład trudno sobie wyobrazić Pręgi bez sceny, w której główny bohater wbija sobie gwoździe w ręce. A nam chcieli ten film przemontować i scenę wyrzucić. Byliśmy gotowi zerwać kontrakt, wycofać nazwiska. Producent na szczęście ustąpił.
W Senności, też Magdy Piekorz, po raz pierwszy zagrał Pan jednoznacznie czarny charakter.
Sam sobie wybrałem rolę, bo dostałem taki przywilej. Granie sukinsyna zawsze jest emocjonujące. Aktor odgrzebuje w sobie brzydkie strony. Normalnie stroimy się w piórka. Aktorstwo pozwala być sobą. Anna Polony uważa nawet, że to w życiu się gra, a na scenie jest się sobą. Dobrze powiedziane.
Pan też tak uważa?
Oczywiście, nie wszyscy zasługują na szczerość, a niby z jakiej racji... A pani jest zawsze szczera?
Anna Stefopulos
Fragment artykułu pochodzi z wrześniowego wydania magazynu Twój STYL. Więcej przeczytasz na www.styl24.pl.