Mistrzowie telewizyjnej gawędy

Żeby występować solo na wizji i nie przynudzać, trzeba być naprawdę dobrym! Jan Miodek, Szymon Kobyliński i Wiktor Zin pokazali w tym fachu wielką klasę. Wspominamy ich z sympatią i szacunkiem.

Jan Miodek
Jan MiodekWłodarskiEast News

Profesor Jan Miodek w czerwcu br. skończył 70 lat. Z końcem roku akademickiego przeszedł na emeryturę, opuszczając fotel dyrektora wrocławskiej polonistyki, którą kierował przez trzy dekady. Sympatią darzyli go pracownicy i studenci, a jeszcze większą - telewidzowie.

Kiedy w 1987 r. pojawił się na antenie program "Ojczyzna polszczyzna", zgromadził przed odbiornikami milionową publiczność. Bo nikt tak pięknie jak profesor Miodek nie opowiadał, nikt nie potrafił z podobną pasją i zaangażowaniem przekazywać wiedzy o ojczystym języku. Żona Teresa twierdzi, że w domu Jan Miodek jest łagodnym i wesołym człowiekiem. Poznali się na studiach, w uczelnianym chórze, dlatego profesor żartuje, że swoje małżeństwo wyśpiewał. Już od dzieciństwa bardzo lubił to robić, ale był wtedy mocno nieśmiały i bał się solowych występów. Niestety, oboje z żoną musieli po studiach porzucić pasje muzyczne, natomiast kontynuuje je syn Marcin, z zawodu germanista. Brał lekcje gry na pianinie, może więc akompaniować rodzicom podczas spotkań świątecznych i towarzyskich.

Z rodzinnych przecieków wynika, że największą słabością profesora jest... kuchnia śląska. "Potrafię ugotować - opowiadała w jednym z wywiadów Teresa Miodek - typowy w regionie męża obiad: z rosołem, modrą kapustą i roladą. Jego mama nie była Ślązaczką, nie przyrządzała moczki na Wigilię, ja też nie przygotowuję tej świątecznej potrawy. Teściowa nauczyła mnie natomiast robić śląskie kluski, w moim domu gotowało się kopytka. Kołocze z posypką, które lubi mąż, są znane w całej Polsce jako ciasto drożdżowe z posypką. Pycha!".

Profesor Miodek i jego żona uwielbiają czynny wypoczynek. Dużo wędrowali po polskich górach, a sam językoznawca zawsze do pracy chodził pieszo. Oboje też lubią podróże, zjeździli razem pół świata. Jedyny problem w zwiedzaniu mają taki, że profesor nie znosi upałów.

Skąd u Jana Miodka talent i zamiłowanie do telewizyjnej gawędy? - Zawsze, już od dziecka, byłem namiętnym słuchaczem radia - wyznał "Gazecie Wrocławskiej". Ponieważ interesował się sportem i jako uczeń marzył o dziennikarstwie sportowym, jego mistrzami słowa w tej dziedzinie byli radiowcy: Bohdan Tomaszewski i Bogdan Tuszyński oraz Jan Ciszewski - tak radiowy w poetyce swoich transmisji. Ponadto Miodek zakochał się w audycjach Lucjana Kydryńskiego. - Usłyszałem go, jak zapowiadał w radiu "Rewię piosenek" ze swoim pięknym "er". A potem podziwiałem w telewizji, gdy prowadził koncerty, festiwale opolskie, sopockie...- wspominał profesor i podkreślał: - Dla mnie Lucjan Kydryński to konferansjer wszechczasów!

Biorąc przykład z Kydryńskiego, Miodek prowadził uroczystości na Uniwersytecie Wrocławskim, a potem Festiwal Muzyki Wiedeńskiej i inne koncerty. Czasem udziela się jako śpiewak w zespole Macieja Sygita, występował też z Jerzym Skoczylasem i z Tercetem Egzotycznym.

Szymon Kobyliński
Szymon KobylińskiEast News

Ilustrowane gawędy Szymona Kobylińskiego zamieniały się w pasjonujące lekcje historii. Ten brodaty ilustrator książek, satyryk i historyk słynął z tego, że przed kamerą, za pomocą kilku kresek ołówkiem, potrafił wręcz wyczarować postać lub sytuację. Uwielbiał barwnie opowiadać o naszych dziejach i chwilach narodowej chwały, a pogawędki te potrafił ozdobić ciekawą anegdotą, dzięki czemu zapadały w pamięci widzów.

Dużą popularność zdobył jego cykl programów, w którym przybliżał twórczość słynnych polskich malarzy, jednocześnie parodiując ich z dużym smakiem i humorem. Dzięki temu widzowie dowiedzieli się np., że Jan Matejko nadawał malowanym przez siebie postaciom własne reumatyczne dłonie, a jako model dla królowych i księżniczek zawsze występowała jego żona.

Artysta miał też swoje słabości, a jedną z nich był nałóg palenia fajki. Choć na ekranie tryskał dowcipem i zadziwiał energią, w domu uchodził za osobę bardzo spokojną. Przyszłą żonę Danutę poznał na studiach w warszawskiej ASP: Państwo Kobylińscy słynęli z miłości do zwierząt. W ich domu hasały psy i koty. Ulubienicą artysty stała się oswojona sikorka. Podobno bardzo hałasowała, gdy przychodzili goście. - Mańka, zamknij dziób! - uciszał ją wtedy gospodarz.

Syn Danuty i Szymona Kobylińskich, Maciej odziedziczył talent po rodzicach. Pracuje jako scenograf teatralny i filmowy. Scenografem jest również wnuk rysownika, Max. Natomiast wnuczka Weronika zajmuje się z sukcesami fotografią.

Wiktor Zin
Wiktor ZinEast News

Profesor Wiktor Zin intrygował telewidzów kresowym akcentem. Opowiadając w programie "Piórkiem i węglem" o dawnych zamkach i mieszczańskich kamienicach, o zabytkach kultury ludowej i pięknych pejzażach, równocześnie, w kilka minut, wyczarowywał na ekranie rysunkowe arcydzieła. Profesor pochodził z Hrubieszowa, gdzie dziadek i ojciec prowadzili warsztat malarsko-pozłotniczy. Po wojnie, na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej, zakochał się w studentce Aleksandrze - miłości swego życia. Doczekali się dwojga dzieci: syna Szymona i córki Moniki.

Zin był pracoholikiem, angażował się w dziesiątki przedsięwzięć, zadziwiał energią. Z tego też powodu życie z nim pod jednym dachem nie było najłatwiejsze. Wstawał już o czwartej rano! Mając 80 lat, jeszcze prowadził zajęcia ze studentami. Ciekawostka: w jego gabinecie zawsze wisiał krzyż i mimo nacisków władz w okresie PRL nigdy go nie zdjął. Wiktora Zina i Szymona Kobylińskiego nie ma już z nami, wspominamy ich z łezką w oku. Jan Miodek odpoczywa na emeryturze, ale jeszcze możemy go zobaczyć na antenie. Doceniając klasę mistrzów, czekamy na ich następców...

Sławomir Koper

Tina
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas