Monika Mrozowska: Mam apetyt na więcej

Propagatorka zdrowego odżywiania i kreatorka smaków, które niejednego mogą zaskoczyć. Twardo stąpa po ziemi, choć nie brak jej entuzjazmu i pasji, by spełniać się w roli kochającej mamy. O tym, jak spędzać więcej czasu z przyjaciółmi i sprawić, by w oczach ukochanego pojawił się żar namiętności, rozmawiam z Moniką Mrozowską, aktorką i autorką książek z bardzo smacznymi przepisami.

Monika Mrozowska
Monika MrozowskaArtur ZawadzkiEast News

Czy pani zdaniem przez żołądek można trafić do serca partnera? Lub zapytam inaczej: czy istnieją dania, które łagodzą obyczaje?

Monika Mrozowska: - Wydaje mi się, że do serca prowadzi trochę bardziej skomplikowana droga niż przez żołądek, ale... na pewno gotowanie dla osoby, którą kochamy, jest najlepszym i najprostszym sposobem na pokazanie tego, co do niej czujemy. Nawet poranne przygotowanie kawy już jest wyraźnym sygnałem: "myślę o tobie".

Nie trzeba kupować specjalnych prezentów, żeby powiedzieć bliskiej osobie jak nam na niej zależy. Takie drobne gesty też są ważne.

- Ostatnio przygotowałam dla znajomych duży słój domowego musli z suszonymi owocami i orzechami. Byli zachwyceni, a ja wiedziałam, że dzięki temu od czasu do czasu pomyślą o mnie przy śniadaniu. Można też samodzielnie upiec kruche ciasteczka lub przygotować domowy peeling, którego wykonanie jest bardzo proste. Jego podstawowy składnik - olej koksowy - nadaje się nie tylko do jedzenia. Nałożony na skórę pomaga wzmacniać barierę lipidową i doskonale nawilża. W mojej książce "Słodko, zdrowo, świątecznie" można znaleźć przepis m.in. na peeling czekoladowy, który prócz właściwości kosmetycznych jest też pysznym afrodyzjakiem. Myślę, że zakochane pary będą umiały wykorzystać go nie tylko w celach pielęgnacyjnych, bo jego skład jest w pełni jadalny...

We wspomnianej książce znalazło się ponad pięćdziesiąt przepisów na zdrowe, ale jakże  smaczne desery na każdą okazję. Jakie desery lubi pani najbardziej? I bez jakich składników nie wyobraża sobie pani słodkiej przekąski?

- Lubię proste rzeczy. Teraz akurat zajadam się powidłami śliwkowymi z odrobiną goździków. Przygotowałam je na całą zimę, ale znikają w szybkim tempie. Moimi ulubionymi ciastami zawsze były sernik i szarlotka. Tę ostatnią stosunkowo łatwo przygotować w zdrowej wersji. Wystarczy białą mąkę pszenną wymienić na orkiszową, cukier na miód i dodać słodkie jabłka. Z sernikiem jest trudniej, ale ja robię przepyszny na syropie z agawy i nikt nie narzeka, że jest za mało słodki.

Gdyby miała pani doradzać młodej parze w kwestii deseru na przyjęcie weselne, co by to było? Klasyczny tort czy modne ciasteczka typu cupcake?

- Przekonywałabym ich, by zamówili taki tort, jaki lubią najbardziej, albo taki, który im się dobrze kojarzy. Żeby nie zwracali uwagi na modę, tylko na to, co im smakuje. Osobiście postawiłabym na bezę. Z koszmarnie dużą ilością owoców i sosem malinowym...

Miałam przyjemność wypróbować kilka pani przepisów i nieraz, czytając składniki, zastanawiałam się, jak z połączenia cukinii z mąką gryczaną może powstać piernik. Oczywiście przepis wychodził i smakował obłędnie. Skąd czerpie pani pomysły na takie oryginalne receptury? I to pytanie nie tylko o słodkości, ale także o dania na obiad czy ciepłą kolację?

- Inspiruję się wszystkim. Podróżami, książkami, zdjęciami, lubię też słuchać, jak ludzie opowiadają o jedzeniu. Wpływ na to, jak wygląda moja kuchnia, mają także pory roku. Latem jest w niej więcej warzyw, owoców, surowizny. Teraz królują zupy, rośliny strączkowe, kasze...

Pani kuchnia jest wyjątkowa, bo od ponad 15 lat nie ma w niej mięsa. Czy teraz łatwiej jest gotować bezmięsnie niż kilka lat temu?

- Oczywiście, że tak, bo przede wszystkim nikogo to już nie dziwi. Nawet osoby, które jedzą mięso, chętnie sięgają po przepisy wegetariańskie, by nieco urozmaicić swój jadłospis. W internecie jest sporo blogów i forów, na których można znaleźć wiele cennych porad i inspiracji. Restauracje roślinne, wegetariańskie, to już nie budzące zdziwienie punkty kulinarne, ale miejsca, w których spotykamy się i spędzamy miło czas, próbując nowych smaków. Poza tym ilość produktów wege jest nieporównywalnie większa niż 15 lat temu. Widzę to też po moich przepisach, kiedyś gotowałam inaczej. Niby też bez mięsa, ale inaczej. Teraz w mojej kuchni jest zdecydowanie więcej potraw jednogarnkowych. Kasz z warzywami, gęstych zup z roślinami strączkowymi, od czasu do czasu muszę też moim dzieciom upiec orkiszową pizzę i ulepić pierogi.

"Na zdrowiu nie oszczędzamy" - takie hasło w kontekście prawidłowego odżywiania pojawia się nadzwyczaj często. Niemniej ekologiczna kuchnia kojarzy się z artykułami z wyższej półki, na które nie wszystkich stać. Ekonomiczne gotowanie i baczenie na to, by nie marnować żywności, to kolejne wyzwania, jakie stają przed nami. Czy w najnowszej książce "Ekonomiczna, ekologiczna kuchnia" znajdziemy rozwiązania choć na kilka tych problemów?

- Starałam się przekazać myśl, która towarzyszy mi codziennie podczas gotowania (do innych obszarów życia dopiero uczę się ją wprowadzać) - "jak najmniej marnować". Nie marnować czasu na zakupy, czasu na gotowanie... nie wyrzucać produktów, z których jeszcze coś możemy zrobić, nie wydawać zbyt dużo. A przy okazji dążyć do tego, by mieć więcej czasu na celebrację przygotowanych posiłków, więcej czasu dla rodziny, dla przyjaciół, dla siebie.

Jakie produkty można znaleźć w pani lodówce i spiżarce. Czy tylko zdrowe?

- W większości tak, choć czasami ulegam moim dzieciom, a ponieważ nie chcę kojarzyć się im z terrorem zdrowego odżywiania, zdarza się, że wrzucę do koszyka coś niezdrowego. Najgorsze są te dyskusje przy kasach poprzedzonych regałami uginającymi się od: gum, cukierków, wafelków, batoników, napojów gazowanych itp. I te ciągłe pytania: "Mamo, mogę?", na które ja odpowiadam jak zdarta płyta: "Nie, nie możesz". Całe szczęście uwielbiają moje makarony, zupy, domową pizzę, więc udaje nam się osiągnąć kompromis.

Czy dzieci pomagają pani w kuchni? A może zajmują się tylko konsumpcją lub ewentualnym krytykowaniem, gdy coś nie wyjdzie tak, jak powinno?

- Jagoda najbardziej lubi pomagać, moja najstarsza córka nie za bardzo, a Józek ledwo sięga do blatu kuchennego. Za to oceniać, krytykować i chwalić lubi cała trójka. A ja uwielbiam dla nich gotować. Poza tym nawet jak padam ze zmęczenia i jest już bardzo późno, zdecydowanie za późno na kolację, to jak słyszę to słodkie: "Mamo, prosimy, zrób nam naleśniki", to serce mi mięknie i biegnę do kuchni.

Miłość do wegetarianizmu przywiozła pani z Grecji. A czy inne kraje też miały tak znaczący wpływ na pani życie?

- Oczywiście, że tak. Począwszy od rodzinnego, czyli Polski. Uwielbiam naszą kuchnię, ale tę... barową. Leniwe, barszcz, naleśniki z serem, pierogi... Kuchnię włoską kocham za makarony, pizze, rozmaite sery. W Tajlandii na okrągło jadłam pad thai. Po przyjeździe z RPA wszystkim znajomym gotowałam czakalakę. W tym roku w Chorwacji przynajmniej raz dziennie musiałam zjeść buraka ze szpinakiem i serem. Podróżowanie w ogóle zmienia życie, dosłownie i w przenośni poszerza horyzonty.

Monika Mrozowska w swoim żywiole
Monika Mrozowska w swoim żywioleEast News

Gdyby mogła pani zmienić swoje życie, zrobiłaby pani coś inaczej? Podjęła inną decyzję? A może niczego pani nie żałuje?

- Nic bym nie zmieniła, bo jestem już na tyle duża, żeby wiedzieć, że nawet negatywne doświadczenia są potrzebne - budują nasz charakter, czegoś uczą i bardzo często wbrew pozorom mogą być początkiem czegoś pozytywnego. Może zmieniłabym dosłownie jedną rzecz i chodziła cieplej ubrana w zimie. Do tej pory zachodzę w głowę, po co ja tak marzłam?

Jak chciałaby pani spędzić kolejne 10 lat?

- Mam wiele planów, ale nie chcę o nich mówić, bo wolę działać, niż tylko snuć opowieści o marzeniach. Czuję, że każdy rok niesie ze sobą coś nowego, ciekawego. A ja lubię wyzwania i prywatne, i zawodowe. Moje dzieci stają się coraz większe, a to powoduje, że ja mam coraz więcej czasu dla siebie, już nie muszę być gotowa na ich zawołanie przez okrągłą dobę. To powoduje, że otwierają się przede mną nowe możliwości, mogę być odrobinę bardziej niezależna. Dlatego wiem, że kolejne lata będą wyjątkowe.

Czy czuje się pani osobą spełnioną?

- Jestem zadowolona z tego, co mam. Ale to nie oznacza, że nie mam apetytu na więcej.

Rozmawiała: Justyna Abdank-Kozubska

Magazyn Wesele
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas