Na szczęście mogę zawsze wcisnąć czerwony guzik
Olśniewa urodą i rewelacyjną figurą. Na swoim koncie ma role kobiet bardzo łagodnych i wyrachowanych, ale zawsze panujących nad emocjami. I taka chyba jest w rzeczywistości. O sobie mówi: jestem silna, zbudowałam sobie mocną bazę.
Dziś to ona ocenia popisy innych. Wraz z Agnieszką Chylińską i Kubą Wojewódzkim tworzą barwne, sędziowskie trio w programie "Mam talent!". A już za chwilę zobaczymy ją u boku Piotra Adamczyka w remake'u komedii "Och, Karol". Na ekrany wchodzi z końcem stycznia i zapowiada się hitem sezonu.
Lubi pani być jurorem w "Mam talent!"? To łatwe czy trudne zajęcie?
Małgorzata Foremniak: - To jest trudne i bardzo wyczerpujące zadanie. Choćby dlatego, że to jest program rozrywkowy, my nie tylko oceniamy występujących, ale jednocześnie musimy stworzyć fajną atmosferę dla widzów. Musi być ciekawie, intrygująco, zaskakująco.
Poza tym w programie są ogromne emocje. Na scenę wchodzi człowiek w strachu, stresie, zmęczony długim wyczekiwaniem na swoją kolej. I stara się pokazać jakiś kawałek siebie, często mając na to zaledwie kilkanaście sekund. My tak naprawdę nic o tych ludziach nie wiemy, kim są, co ich pchnęło do przyjścia do programu. Ale musimy ich ocenić i często powiedzieć, że to co robią, naszym zdaniem się nie nadaje. Dla mnie to jest bardzo trudne, bo czuję jednak za tych ludzi jakąś odpowiedzialność.
Jak pani znosi takie skrajne emocje przy wystawianiu ocen?
- Na szczęście, to przecież nie jest egzamin maturalny, od którego zależy całe życie. Uczestnicy programu jednak wiedzą, że nikt tu nie będzie się z nimi pieścił, że albo dostaną superpochwały, albo zostaną mniej, czy bardziej zdeptani. Dlatego, kiedy zdarza mi się, że nie wiem, co powiedzieć, bo bardzo nie chcę kogoś zranić, mówię sobie: "Foremniak, to jest program rozrywkowy, i wszyscy wiedzą, jak on wygląda i co ich tutaj może spotkać, więc się uspokój".
- Na szczęście mam swój czerwony guzik, zawsze mogę go wcisnąć. I w ten sposób powiedzieć "nie" i nie tłumaczyć się z tego. Nie wszystko musi mi się podobać, a czasem naprawdę szkoda komentarza. Tak naprawdę najgorsze jest dla mnie odczytywanie wyników końcowych. Bo jurorzy zżywają się z uczestnikami. Niektóre osoby bardzo dobrze się pamięta i przeżywa się razem z nimi ich wielkie rozczarowanie, kiedy odpadają z programu.
Pracując przy takim programie, człowiek uczy się czegoś o sobie?
- Jest taka cienka granica, gdy się kogoś ocenia. Może się np. zdarzyć, że nasze ego zbyt przy tej okazji urośnie, zaczniemy się wymądrzać, jakbyśmy byli nie wiadomo kim. Trzeba zachować nad sobą kontrolę.
Zdarzają się sytuacje, że czegoś pani nie mówi, żeby komuś nie zrobić przykrości?
- Zawsze największe dylematy mam w przypadku dzieci. Zresztą wszyscy troje mamy. Bywa, że jestem zła na rodziców, że wysyłają dzieci do takich programów. Oczywiście zdarzają się przypadki dzieci rzeczywiście wyjątkowych, utalentowanych. Ale bardzo często te dzieciaki są do programu wypychane na siłę, przez ambitną mamusię i tatusia, trenera, nauczyciela muzyki. Takie dziecko dźwiga ogromny bagaż cudzych oczekiwań i z czymś takim wychodzi na scenę. A przecież ma delikatną, kruchą psychikę... Jest mi też ciężko mówić przykre rzeczy ludziom starszym, którzy zresztą często pokazują coś uroczego, co jednak nie nadaje się do programu.
Aktorstwo to dla pani zawód czy coś więcej?
- Dla mnie to sposób na życie. Dzięki aktorstwu poznaję świat, ludzi, ono mnie rozwija, kształtuje. Myślę, że niewiele jest takich zawodów, które potrafią dostarczyć tyle materiału do przemyśleń i analizy. I mnie to bardzo odpowiada.
Zawsze chciała pani być aktorką ?
- Od dziecka interesowały mnie rzeczy związane ze sztuką, z tworzeniem: taniec, malowanie. Zawsze chciałam pisać. Ale moim prawdziwym marzeniem było śpiewanie. Uwielbiałam np. słuchać Barbry Streisand, byłam nią zafascynowana. Wyobrażałam sobie, że też tak jak ona, stoję na scenie w światłach reflektorów i wydobywam z siebie głos tak potężny, że wszyscy zamierają. Ale, niestety, to już mi się raczej nie uda. Sądzę, że mogę sobie ponucić przy goleniu, ale to chyba kres moich możliwości. Do programu "Jak oni śpiewają" się nie nadaję.
Rzeczy, których pani jeszcze nie zrealizowała?
- Mnóstwo jest takich rzeczy. Chciałabym np. podszlifować języki. I więcej podróżować. To jest naprawdę fajne i przyjemne zajęcie, za każdym razem wielka niewiadoma. Podróż jest jak nowy rozdział z wielkiej książki o życiu.
Co tak panią w podróżowaniu pociąga?
- Proszę nie oczekiwać ode mnie wielkich sformułowań, bo wielkie sformułowanie najczęściej kryją w sobie fałsz. Dla mnie życie jest proste i należy je odpowiednio "konsumować". Lubię ruszać w podróż do kraju, którego nie znam i w którym nie znam żadnych ludzi, gdzie wszystko jest dla mnie nowe i muszę sama to odkryć. To jest właśnie jak czytanie książki. Największą frajdą jest poznawanie smaków, zapachów, nowych miejsc.
Na szczęście wciąż jest wiele takich, w których nie byłam. Np. chętnie pojechałabym na Antarktydę, chciałabym zobaczyć świat lodowców, bo podobno jest zjawiskowy.
Miała pani szczęśliwe dzieciństwo? Jak panią ukształtowało?
- Moi rodzice przekazali mi takie wartości jak odpowiedzialność, uczciwość, honor. Zbudowali mój kręgosłup, dzięki nim mam zasady, których nie przekraczam. A to sprawia, że jestem bardzo silna i zarazem wolna. Mieszkałam w bardzo małej miejscowości, mam dwójkę rodzeństwa i wciąż wspominam, jak po szkole biegaliśmy po podwórku, graliśmy w zbijaka, wspinaliśmy się na starą gruszę. Byłam typem chłopczycy i trzeba było siłą zaganiać mnie do łóżka, bo wolałam wieczorem biegać po polach i lasach.
- No i były pobyty na wsi. Wakacje zawsze spędzałam u moich dziadków. Dzięki temu do dziś mam w głowie wspomnienia prawdziwych zapachów, takich których wielu ludzi może już nie pamiętać, a nawet nie znać. Zapach pieczonego chleba, prawdziwego mleka, sera, siana, miodu i akacji, które kwitną w czerwcu, kawy zbożowej podawanej w czasie żniw. To jest piękny świat, który bardzo czule wspominam.
Przekazała pani te wartości swoim dzieciom?
- Z dziećmi mamy bardzo przyjacielskie relacje. Uważam, że każdy ma prawo do swoich racji, do swojego świata. Ale jako rodzina tworzymy zespół i trzeba wypracować sobie jakieś wspólne przestrzenie. Zostawiam moim dzieciom bardzo wiele swobody, bo mam do nich wiele zaufania. Ale jeśli je zawiodą, to ich wolność zostaje nieco ograniczona. W taki sposób uczę ich odpowiedzialności. Generalnie łatwo mnie przekonać do swoich racji, ale trzeba mieć konkretny argument.
- Wiem, że w plotkarskiej prasie mówi się wciąż o moich drakońskich dietach i treningach. Powiem tak: jestem osobą, która dba o siebie. A dla mnie dbanie o siebie to przede wszystkim unikanie niezdrowej, konserwowanej żywności. Staram się jeść prosto i naturalnie, tak jak moim zdaniem powinien się odżywiać każdy człowiek. Nie jem wszystkiego, co mi wpadnie w ręce, wybieram tylko zdrowe produkty. No i ćwiczę! Moim zdaniem ludzie wymyślają różne sposoby, aby schudnąć i nie wiedzą, dlaczego im to nie wychodzi i wciąż tak źle wyglądają. Ale mało komu chce się zrobić rano choćby parę pompek i brzuszków.
- Od dziecka byłam osobą bardzo ruchliwą i zawsze lubiłam ćwiczyć. Po prostu nie wyobrażam sobie życia bez ruchu, dlatego ćwiczę w domu i często można mnie spotkać na siłowni.
Co pani lubi robić, żeby się zrelaksować? Chodzić na zakupy?
- O, nie, nie (śmiech). Nie znoszę chodzić na zakupy, szczególnie ubraniowe. Ograniczam to jak mogę, jestem chora, kiedy muszę pójść np. do wielkiej galerii handlowej. Marzyłabym, żeby mi to wszystko ktoś przywiózł do domu, zostawił i powiedział: wybierz sobie, co chcesz. Ale to tylko w teorii, w rzeczywistości lubię żyć prosto. Oczywiście lubię się ładnie ubrać i umalować, jak każda kobieta. Wokół mnie i tak jest za dużo ludzi, a każda osoba wnosi swój świat. Więc kiedy mam czas dla siebie, to wolę, jak obok jest mało osób.
- Nie potrafię też odreagować stresów na imprezach, w ogóle nie znajduję w tym przyjemności. Lubię się spotykać ze znajomymi, porozmawiać w mniejszym gronie, z ludźmi, którzy mają podobne potrzeby.
W jaki sposób wybiera pani przyjaciół?
- Mam niewielu przyjaciół, jeszcze z lat studiów. Raczej dobieram ludzi intuicyjnie. Życie samo pokazuje, czy można na kimś polegać, można mu zaufać. Długo się przyglądam nowo poznanej osobie. Nie tylko słucham, ale i patrzę, jak się zachowuje. I albo się na człowieka otwieram, albo go bliżej do siebie nie dopuszczam.
Jakie obawy i lęki ma Małgorzata Foremniak?
- Najbardziej boję się odejścia bliskich. Takich nagłych, zaskakujących cięć w naszym życiu. To one przynoszą największy ból.
Obym takich doświadczeń miała jak najmniej. Na ból utraty bliskiej osoby chyba nie można się wcześniej przygotować. Oczywiście z wiekiem uodporniłam się na wiele rzeczy, dojrzałam. Teraz czuję, że każdą chwilę życia przeżywam na sto procent. Wydaje mi się, że stałam się silną kobietą, że mam w samej sobie taką mocną bazę.
Rozmawiał Bartłomiej Indyka