Nie chcę drugiej szansy
Pięć milionów pokochało Julię Pietruchę (21) w roli Blondynki! SHOW sprawdza, czy po sukcesie woda sodowa uderza do głowy.
Nie chcesz zapeszyć?
Nie, nie! Chodzi o to, że teraz dla mnie fascynujący jest sam proces tworzenia muzyki. Czas pokaże, czy coś z tej płyty będzie. Zespół założyliśmy niedawno. Moi koledzy grają, a ja śpiewam. Oscylujemy w klimatach elvisowskiego rock'and'rolla, pomieszanego z brytyjskim punk-rockiem, czyli psychobilly.
Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego serial "Blondynka" odniósł taki sukces?
- Wspaniała realizacja i scenariusz. Poza tym świetni aktorzy, cudowne plenery...
Plus twoja świeżość i talent?
- O tym nie mogę mówić (śmiech). Nie postrzegam "Blondynki" jak mojego sukcesu. To była naprawdę ciężka praca wielu ludzi.
Nie dostałaś się do Akademii Teatralnej. Mocno przezywałaś tę porażkę?
- Nie nazwałabym tego porażką. Jeśli coś mi nie wychodzi, czuję się zmotywowana do poszukiwania alternatywnych dróg.
Podobno chcesz zdawać do szkoły aktorskiej w Londynie?
- Pomysły często mi się zmieniają. Nie jestem "sfokusowana" tylko na aktorstwo. Nie mam takiej filozofii życiowej, żeby sobie wyznaczać cele i piąć się do nich jak po drabinie.
Masz zaledwie 21 lat. Jak sobie radzisz w świecie show-biznesu?- Staram się mieć dystans. Nie wiem, czy aktorstwo jest rolą przeznaczoną mi do końca życia. Może to zaledwie chwilowa fascynacja? Mając świadomość, że wszystko może się nagle zmienić, studiuję psychologię i śpiewam w zespole.
Rodzina cię wspiera?
- Jasne. Mama, siostry, przyjaciele... Każdy człowiek tego potrzebuje. Ja jeszcze nie grałam ról, które wymagałyby ode mnie dużego nakładu emocjonalnego. Ale słyszałam, że w takich sytuacjach aktorzy mają trudności z wyjściem z roli, zatracają się w graniu. Dlatego dla aktora rodzina i dom są niezbędne, by złapać dystans.
Jak udało ci się okiełznać zwierzęta na planie "Blondynki"?
- Nie jest prawda to, co pisały niektóre gazety, że przed serialem nie miałam do czynienia ze zwierzętami i w życiu nie widziałam krowy.
A co jest prawdą?
- Lubię zwierzęta i chyba mam do nich dobre podejście. W moim rodzinnym domu zawsze były koty, teraz są cztery persy i jeden dachowiec. Natomiast przed serialem nie jeździłam konno i nie umiałam wydoić krowy. A dziś potrafię i jedno, i drugie. Najtrudniej było mi przełamać strach przed dużymi zwierzętami.
Miałaś doradców, którzy ci pomagali?
- Oczywiście. Na planie był doświadczony weterynarz i treserzy.
Co to znaczy?
- Po prostu nie mam skłonności do nadmiernego poświęcania się dla wszystkich.
Jakie są twoje siostry?
- Jestem siostrą środkową. Najstarsza Natalia przecierała nam szlaki. Dzięki niej miałam już pootwierane niektóre drzwi i dostałam więcej luzu. Kiedy miałam 12-14 lat, trzymałyśmy się blisko. Miałam poczucie, że Natalia ciągnie mnie do góry. Zagrała w kilku reklamach, ale nie chce być aktorką. Studiuje filozofię.
- Natomiast Gabrysia ma 17 lat, niedawno była jeszcze takim szkrabem. Ona dopiero wchodzi w życie i ma oczywiście najłatwiej. Jest najbardziej przebojowa z nas trzech. Gra już w kilku serialach: w "Plebanii", "Ojcu Mateuszu", "M jak miłość"...
Dzieciństwo kojarzy ci się...
- ... z wakacjami nad morzem.
A czasy licealne? Skończyłaś prestiżowe warszawskie liceum im. Stefana Batorego.
- Poznałam tam ludzi, którzy w dużej mierze ukształtowali mój sposób myślenia o świecie.
Co jest dla ciebie naprawdę ważne?
- Szczerość, moralna odpowiedzialność za swoje czyny i poszanowanie dla tradycji. Ludzie czasem nie chcą ponosić konsekwencji tego, co zrobili, albo czego nie zrobili. Chcą jak najszybciej zapomnieć. Nie przyznawać się nawet przed samym sobą. Wydaje im się, że wszystko jest proste, że mogą mieć tysiące szans. A ja na przykład lubię, jak nie dostaję drugiej szansy.
Jesteś masochistką?
- Nie, po prostu chcę mieć możliwość zastanowienia się dłużej nad tym, co zrobiłam źle. Wolę zatrzymać się i wyciągnąć wnioski. Tylko wtedy będę się zmieniać. Trudno na to znaleźć czas. W dobie internetu nie da się już zawrócić rzeki kijem. Nie jestem w stanie pojąć tego, że ludzie przenieśli swoje zycie do internetu. Na przykład ta grupa, która na Facebooku protestowała przeciwko pochówkowi pary prezydenckiej na Wawelu... I jeszcze ten przycisk: "Lubię to!". Wystarczy kliknąć, by wyrazić swoją dezaprobatę wobec miejsca pochówku. Oczywiście mamy demokrację i każdy może się wypowiadać, jak chce, ale dla mnie to po prostu było niegrzeczne.
Jesteś bardzo oldschoolową dziewczyną.
- Mam po prostu zdrowy rozsadek. Wydaje mi się, że o pewnych kwestiach trzeba mówić, inaczej dobrniemy do europejskich standardów.
Przepraszam, nie rozumiem.
- Byłam na wakacjach w Europie Zachodniej i zrozumiałam, że tam już nie istnieje podział na kobiety i mężczyzn. Mężczyźni nie puszczają przodem pań w drzwiach...
...nie płacą też rachunku za kawę na randce, bo twierdzą, że są feministami.
- A kiedy dolewają sobie wina, nie pytają cie, czy też byś miała ochotę. Zastanawiam się, czy to brak kultury, czy też do takiej sytuacji doprowadziło nas źle rozumiane równouprawnienie.
Serial zmienił twoje życie?
- Ostatnio poszłam do teatru Syrena, żeby zobaczyć przedstawienie "Królowa Śniegu", w którym grałam Gerdę, gdy miałam 11 lat. Niektóre dzieciaki bardzo chciały siedzieć obok mnie. "Super!", powiedziałam. "Będziemy sobie razem patrzeć!". I tak siedziałam w jednym rzędzie z ośmiolatkami, wzruszona utworami, które kiedyś sama śpiewałam.
Było naprawdę fajnie.
Iwona Zgliczyńska
Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu o gwiazdach "SHOW". W sprzedaży od 7 czerwca.