Pan Bóg pogroził im palcem
Kochali się i byli ze sobą przez wiele lat. Ale coś ich blokowało. Straszliwy wypadek otworzył im oczy na prawdziwą miłość.
Poznali się na studiach w łódzkiej filmówce. Ona dostała się za piątym podejściem, on miał za sobą rok studiów w Warszawie, potem wyjechał do Niemiec. Po powrocie rozpoczął studia w Łodzi. Podobno zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, ale od początku w tej miłości było wiele przyjaźni. Jemu imponowała jej silna osobowość i perfekcjonizm, bo pani Dorota była na egzaminach jedną z najlepiej przygotowanych studentek. Lubili razem pracować na zajęciach, wspólnie przygotowywać etiudy, rozumieli się bez słów.
Byli razem, ale nie decydowali się na ślub
Po studiach założyli firmę producencką Pierrot, która zajęła się przygotowywaniem przedstawień teatralnych. Jeździli z nimi po Polsce. Przebywali ze sobą właściwie na okrągło. Kiedy poczuli się znużeni tym stanem, postanowili na próbę zamieszkać osobno, choć nadal razem pracowali.
Jednak rozłąka przekonała ich, że nie potrafią bez siebie żyć. Postanowili wiec zbudować dom. Jednak tak intensywnie pracowali, że choć dom powstał i teoretycznie razem zamieszkali, jednak rzadko udawało się im spędzać czas we dwoje.
- Rozmijamy się. Chyba tylko raz byliśmy razem na wakacjach. Mamy tak mało czasu dla siebie... - opowiadała wówczas pani Dorota o swojej relacji z partnerem.
I zażartowała, że nie mają nawet czasu na ślub, choć może kiedyś przyjdzie taka chwila... I przyszła. Ale najpierw zdarzył się straszliwy wypadek. 21 stycznia 2003 roku lancia, w której jechał m.in. Radosław Pazura, a którą prowadził Waldemar Goszcz, miała czołowe zderzenie. Kierowca zginął, a pan Radosław trafił do szpitala. Nie miał dobrych rokowań. Rodzina liczyła się z najgorszym. Ale po kilku operacjach, pod troskliwą opieką pani Doroty, powrócił do świata żywych.
- Doświadczyłam strachu, bólu, rozpaczy. Wypadek potrafi zmienić człowieka o 180 stopni. Radek zmieniać się nie musiał, bo zawsze był dobrym człowiekiem, ale te przeżycia potwierdziły, że nasza wspólna droga życiowa jest słuszna - mówi pani Dorota.
Radosław Pazura uznał, że dostał ponownie dar życia i nie chciał tracić ani minuty. Obydwoje odnaleźli nie tylko siebie, ale i Boga. Przeżyli silne nawrócenie.
- Cierpienie mnie przebudziło. Od wypadku staram się żyć z Bogiem, wciąż odczytuję jego obecność - mówi pan Radosław.
Kiedy wyzdrowiał wzięli ślub. Obrączki nałożyli sobie we Frascatti pod Rzymem. Uciekli od ciekawskich spojrzeń, od błysku fleszy.
- Mogliśmy się skupić i właściwie przeżyć sakrament. Na ołtarzu położyliśmy zeszyty z postanowieniami na nowe życie - opowiada pan Radosław.
Choć zawsze marzyli o dziecku, dopiero teraz zaczęli naprawdę się o nie starać. Urządzili pokoik dziecięcy. Jednak okazało się, że nic, co najważniejsze w ich życiu, nie jest im dane od razu. Na przytulenie ukochanej istotki przyszło im jeszcze trochę poczekać.
Dziecko, dom, miłość, a potem dopiero praca
Trzy lata nadziei, prób i rozczarowań. Najlepsi lekarze, pielgrzymki, sakramenty. Modliły się za nich siostry Klaryski. Już wątpili, kiedy okazało się, że pani Dorota jest w ciąży. Klara Maria urodziła się w styczniu 2007 roku, dokładnie cztery lata po wypadku.
- Nosi imię w podzięce dla świętej Klary i Maryi - tłumaczy pan Radosław.
Pierwsze lata Klara spędziła z mamą. Teraz pani Dorota pracuje z mężem i bardzo szanują swój związek. Kupili apartament w Gdyni, by móc oddychać morskim powietrzem, pamiętają o urodzinach, rocznicach, uroczystych kolacjach i celebrują miłość.
- To obłuda, że życie na kocią łapę jest dobre. To sakrament małżeństwa pozwala na rozwój miłości. Przez lata żyliśmy w pustce, bojąc się posiadania dziecka, a teraz wiem, że rodzicielstwo to cud - mówi z wiarą pan Radosław.
SK