Renata Kim na Twitterze o sytuacji w „Newsweeku”
„Teraz mogę już przyznać, że to ja byłam osobą, która zawiadamiała HR i związki zawodowe o sytuacji w Newsweeku” - napisała na Twitterze dziennikarka, Renata Kim. Jej tweet jest reakcją na zmiany personalne i aferę mobbingową, która kilka tygodni temu wybuchała w redakcji tygodnika.
"Jestem wdzięczna nowemu naczelnemu za to, że nas wysłuchał i zrozumiał. Teraz mogę już przyznać, że to ja byłam osobą, która zawiadamiała HR i związki zawodowe o sytuacji w Newsweeku" - napisała w niedzielę na Twitterze Renata Kim.
Słowa dziennikarki odnoszą się do wydarzeń, do jakich w ostatnich tygodniach doszło w redakcji "Newsweeka". Pod koniec maja Tomasz Lis przestał pełnić funkcję redaktora naczelnego tytułu. "Jest czas powitań i czas pożegnań. Serdecznie dziękuję moim koleżankom i kolegom z Newsweeka za dziesięcioletnią wspólną pracę, fascynującą przygodę w niezwykłych czasach. Newsweek jest w doskonałych rękach i ma przed sobą świetną przyszłość." - napisał wtedy na Twitterze.
Zobacz również: Czym jest mobbing i jak się przed nim bronić
Płacz i ataki paniki
Na temat przyczyny tej decyzji krążyło wiele plotek. W połowie czerwca w "Wirtualnej Polsce" ukazał się artykuł Szymona Jadczaka, w którym dziennikarz pisze o skargach pracowników "Newsweeka", według relacji których Tomasz Lis miał dopuszczać się mobbingu wobec podwładnych. "Oszczędzałam siły, zwłaszcza że i tak często po rozmowie z szefem z trudem powstrzymywałam łzy. Albo płakałam" - mówiła jedna z kobiet. "Raz na szczególnie okropnym kolegium miałam atak paniki, ale bałam się prosić o pomoc, więc wyszłam z sali. Zajęła się mną koleżanka z sekretariatu".
Po publikacji głos zabrali związkowcy z Komisji Dziennikarek i Dziennikarzy przy OZZ Inicjatywa Pracownicza. "O niedopuszczalnych zachowaniach byłego już naczelnego "Newsweeka" związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej w RASP słyszeli już wcześniej. Jak mówi w tekście przewodniczący komisji zakładowej Marcin Terlik, w ubiegłym roku otrzymaliśmy pismo z opisem negatywnych zachowań, których wobec podwładnych miał się dopuszczać Lis, a które nosiły znamiona mobbingu. Związkowcy z Inicjatywy zachęcali autora pisma do zgłoszenia sprawy władzom firmy, oferując wsparcie i udział w procedurze. Kilkanaście dni temu, jeszcze przed publikacją artykułu, zwrócił się do kilku osób z kierownictwa związku z podziękowaniami za nasze wsparcie" - napisali w oświadczeniu.
Zobacz więcej: Aborcja w innym stanie? Pracodawca zapłaci za podróż
Renata Kim zabiera głos w sprawie nadużyć w "Newsweeku"
Dotychczas pracownicy redakcji "Newsweeka" wypowiadali się anonimowo. Teraz głos publicznie, za pośrednictwem Twittera, zabrała Renata Kim, pisząc że była ona jedną z osób, które zgłaszały nadużycia.
Renata Kim od lat jest związana z "Newsweekiem". W pracy dziennikarskiej zajmuje się głównie sprawami społecznymi. Jest również autorką książki "Dlaczego nikt nie widzi, że umieram", w której zajmowała się problemem przemocy psychicznej w związkach. (Rozmowę o książce można przeczytać TUTAJ)
W swoim wpisie Renata Kim podziękowała również nowemu naczelnemu tygodnika, Tomaszowi Sekielskiemu, za to, że "wysłuchał i zrozumiał".
Sekielski: Nie będę udawał, że Tomek był moim ulubionym szefem
W niedzielę, 3 lipca, na stronie internetowej tygodnika ukazał się pierwszy wstępniak Tomasza Sekielskiego jako redaktora naczelnego "Newsweeka". Pisał w nim o kierunku, w jakim chce zmierzać redakcja w obliczu afery.
"Nie zamierzam udawać, że nic się nie stało, że nie pojawiły się publikacje stawiające w bardzo złym świetle mojego poprzednika oraz poniekąd całą redakcję "Newsweeka". (...). Nie będę jednak udawał, że Tomek był moim ulubionym szefem. Jego styl zarządzania redakcją opierał się raczej na używaniu kija niż marchewki. (...). Był genialnym dziennikarzem, perfekcjonistą, któremu wiele się wybacza. Wtedy, w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku, błędnie wydawało nam się, że taka jest norma, że tak muszą wyglądać relacje w redakcji, że tak funkcjonują media.
Na szczęście czasy się zmieniają, tyle tylko, że nie zmienił się Tomek. Nadal jako redaktor naczelny zachowywał się jak autokrata, a jego drapieżny styl zarządzania sprawił ból konkretnym osobom" - napisał.
Tomasz Sekielski odniósł się również do rozmów, które odbył z pracownikami. "W ostatnich dniach od ludzi pracujących w "Newsweeku" usłyszałem wiele historii świadczących o tym, że w redakcji panowała "toksyczna atmosfera" - dokładnie tego słowa używali. Jedni czuli się zastraszani, drudzy mówią o złym traktowaniu i niewłaściwych zachowaniach byłego szefa, ale są i tacy, którzy nie doświadczyli niczego złego ze strony Tomasza Lisa. Każdy przypadek jest inny i tym trudniej pisać o tej sprawie tak, by uniknąć niesprawiedliwych uproszczeń" - napisał, jednocześnie apelując o nieferowanie pochopnych wyroków.