Siedem największych przygód i skandali zespołu Lady Pank
Kłótnie o pieniądze, zakochane fanki, areszt i… wszechobecny alkohol. Koncertowe życie muzyków pełne było przeróżnych awantur.
Mówią, że polscy artyści, nawet rockmeni, są w porównaniu z zachodnimi grzeczni, jak baranki. Historia zespołu Lady Pank przeczy temu przekonaniu.
Muzyk kierowcą tira
W ponurych latach 80. mało który zespół z Polski miał szansę na podbój Ameryki. A Lady Pank ją dostał. W swą pierwszą trasę po USA wyruszył w 1985 r. Nagrał też płytę po angielsku, w ogóle nie znając tego języka! Muzycy nauczyli się tekstów na pamięć, a wymowy ze słuchu.
Trzy lata później wyruszyli w drugą trasę po Ameryce, a tam... pokłócili się o pieniądze do tego stopnia, że basista postanowił ich opuścić i zostać w USA na stałe. Zatrudnił się tam jako... kierowca tira. Na szczęście po powrocie do kraju Lady Pank znalazł następcę.
Bitwa na torty
W latach 80. głośno było o aferze w katowickim Hotelu Olimpijskim. Muzycy po koncercie urządzili imprezę w pokoju. - Nagle pojawił się elegancki biznesmen z teczką. Zaprosiliśmy go. Był w siódmym niebie, ale wkrótce zmorzony alkoholem, usnął. Wtedy zaczęło się rzucanie tortami - wspominał Janusz Panasewicz.
A nad ranem wybuchła afera. - Przyszła pani sprzątaczka i gdy zobaczyła ten tort, który był także na ścianach, powiedziała, że ona tego sprzątać nie będzie za żadne pieniądze, a w ogóle to idzie to zgłosić do recepcji. Wtedy biznesmen się obudził. Powiedzieliśmy mu: "Widzisz, jaki jesteś? To my cię ugościliśmy, poczęstowaliśmy, czym tylko chciałeś, a zobacz, jak się odwdzięczyłeś - urządziłeś zadymę i ochlastałeś cały pokój tortem".
Facet był przerażony. Mówił: "Panowie, nie wiem, co mi się stało, to wszystko przez wódkę. Ale ja za to zapłacę". Tak też się stało.
Z lokalu do aresztu
Ale na ogół muzycy Lady Pank sami ponosili konsekwencje swoich wybryków, z aresztem włącznie. Taka przygoda zdarzyła się Pawłowi Mścisławskiemu. Po koncercie w Wałbrzychu zszedł z perkusistą do hotelowej restauracji na kolację. Niestety, szef lokalu ich nie wpuścił. Mówił, że nie ma miejsc, a jednocześnie znalazł stolik dla Niemca, który podjechał pod lokal mercedesem.
Mścisławski postanowił bronić honoru Polaka i... siłą sforsował szklane drzwi. Wezwano milicjantów. - Przyznałem, że to ja jestem sprawcą całego zamieszania - wspomina Mścisławski. Za karę wylądował w areszcie, ale po 24 godzinach został zwolniony. Za drzwi zapłacił zespół.
Pod okiem psychiatry
Największy skandal wywołał w 1986 r. lider zespołu, Jan Borysewicz, który - pijany - zdjął spodnie w czasie koncertu z okazji... Dnia Dziecka. Milicja go ściągnęła ze sceny, a potem władze zawiesiły działalność zespołu, Borysewicza zaś wysłano na obserwację psychiatryczną i skazano na 3 miesiące więzienia.
Kary nie odbył, bo władze ogłosiły w kraju amnestię. Dochodził potem do siebie w swoim domu w Pruszkowie, wspierany przez fanki, które przez całą dobę wystawały przed posesją, na płocie zaś wieszały maskotki i bukiety.
Nie dla emerytów
Kolejny raz Borysewicz "popisał się" w 2004 r. podczas imprezy w Sulęcinie z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej. Widząc, że pierwsze ławki są zajęte przez notabli i gości zagranicznych, a zwyczajni ludzie stoją za barierkami, rzucił do mikrofonu: "Wy tam w tych garniturach, wypier... z tych ławek! Dla emerytów nie gramy". Politycy wyszli. Potem się okazało, że muzyk jeszcze przed występem potykał się o kable...
Długie urodziny
Kilka lat temu Borysewicz zadeklarował, że kończy z alkoholem. Podjął decyzję, gdy spostrzegł, że świętuje urodziny przez 3 miesiące, niczym królowa Elżbieta II, która przyszła na świat w kwietniu, a urodziny obchodzi aż do pierwszego weekendu czerwca. Póki co, muzyk dotrzymuje słowa.
Tylko nie Madonna
Lady Pank to jedyny polski zespół, który pogardził występem u boku Madonny, amerykańskiej królowej popu. W USA nie chciał zagrać przed jej koncertem, nie był też zainteresowany udziałem w teledysku piosenkarki "La isla bonita", choć podobno jej menadżerowi na tym zależało.