Trzeba słuchać kobiet!
Twierdzi, że "słaba płeć" jest tą silniejszą. Podziwia swoją partnerkę. Ceni rady mądrych kobiet. Mężczyzna marzeń? Tak, tylko dlaczego pięcioletnia córka jurora "Mam talent" nazywa go podrywaczem?
W tej edycji programu "Mam talent" zasłynął pan wyznaniem: "Lubię kobiety na bosaka"...
Bo je uwielbiam! Bosa kobieta jest bardzo, bardzo interesująca. Szczerze mówiąc, uważam, że mężczyźni często nie zasługują na kobiety. One są wyjątkowe, piękne, zjawiskowe, mądre. Wiem, mam w głowie wyidealizowany obraz. Ale myślę, że wielokrotnie my, mężczyźni, nie jesteśmy warci kobiecej miłości i nie stajemy na wysokości zadania.
A pan?
Ja się bardzo staram!
Jaka jest pana partnerka?
Cudowna! Bardzo odpowiedzialna. Porządkuje wszystko wokół siebie i mnie. Dosłownie i w przenośni. Wydaje mi się, że jest silniejsza ode mnie. To mnie w niej fascynuje.
Pana typ to rozważna czy romantyczna?
Zależy od sytuacji. Kobieta niejedno ma imię. Uważam, że każda jest gdzieś w głębi duszy romantyczką, ale też potrafi twardo stąpać po ziemi i być odpowiedzialna dużo bardziej niż mężczyzna.
To dobrze, gdy kobieta przejmuje inicjatywę?
Pewnie! Myślę, że to panie są mistrzyniami ceremonii. To one mówią, kiedy mamy ruszyć do akcji. To one nas wybierają. A nam się tylko wydaje, że jesteśmy łowcami, myśliwymi. Tak naprawdę jest odwrotnie.
"Trzeba się słuchać kobiet" - to pana słowa.
Pamiętam, że oglądałem program o milionerze. Wygrał wielkie pieniądze na loterii i po dwóch latach został zaproszony do telewizji. Dziennikarze zapytali, jak mu się żyje. Odparł, że dużo gorzej niż kiedyś. Okazało się, że pieniądze nie dały mu szczęścia. A moment, w którym został milionerem, zapoczątkował najgorszy okres w jego życiu. Dziennikarz zapytał go więc: "Co by pan doradził kolejnym, którzy wygrają?". Odpowiedział: "Żeby sobie znaleźli mądre kobiety". Gdyby one rządziły światem, byłoby dużo łatwiej żyć.
Najcenniejsze rady, które pan od nich usłyszał?
Żeby być bardziej na luzie, więcej się uśmiechać. Żebym był mniej spięty i nie bał się okazywać swoich emocji. Myślę, że to ważne rady, które pomagają mi w życiu. Bo przecież ono i tak jest poważne, więc trzeba je lekko "rozluźnić". I uśmiechnąć się - to dobry pomysł.
"Ja odnalazłem swój ideał!” Z tancerką Niną Tyrką jest związany od siedmiu lat. Uchodzą za wyjątkowo szczęśliwą parę. Razem wychowują pięcioletnią córkę Carmen.
Jak wygląda pana dzień?
Moje dni są bardzo podobne do siebie - praca, praca i jeszcze raz praca. Wstaję o 7.30, jemy śniadanie i następuje najważniejszy moment dnia: odwiezienie córki Carmen do przedszkola. To chwila, którą uwielbiam. Daje mi mnóstwo radości.
Dlaczego?
Możemy wtedy porozmawiać, jesteśmy przez ten czas dla siebie w stu procentach. Uwielbiam pożegnanie, kiedy zostawiam ją w przedszkolu. Przytulamy się i życzymy sobie miłego dnia. Później idę do pracy, nadzoruję moje szkoły. Mam mnóstwo zajęć. W dużej mierze zajmuję się marketingiem, który bardzo mnie fascynuje.
Potem mam próby do kolejnych produkcji z udziałem tancerzy, pracujemy razem nad pomysłami. I tak każdego dnia. Byle do osiemnastej. Wieczory staram się spędzać w domu. Walczę o wolne popołudnia, to jest czas dla moich bliskich. Czas, żeby nacieszyć się nimi i wewnętrznie uspokoić. Porozmawiać z Niną i córką.
Jakie pytania zadaje panu Carmen?
Oj, tych pytań jest całe mnóstwo! Ona poznaje teraz świat i jest bardzo dociekliwa. Pyta na przykład: "Tato, dlaczego pada deszcz?" albo "Dlaczego niebo jest niebieskie, a trawa zielona?". Łapię się na tym, że na wiele pytań nie mam jasnej odpowiedzi! Ale w miarę możliwości staram się pokazywać jej świat i uczyć tego, co dzieje się wokół.
Pięć lat to trudny wiek?
Najcudowniejszy! Carmen teraz ma dla nas czas, jest ciągle z nami. Bardzo lubi z nami przebywać. Cenię te chwile, które spędzamy razem. Bo wiem, że później o czas z córką będę musiał walczyć.
Bo ważniejsze będą koleżanki i własne sprawy?
No właśnie! A potem imprezy, studia. Wiem, że Carmen będzie miała już wkrótce swoje życie, potem swoją rodzinę. Dlatego teraz muszę się nacieszyć każdym dniem z nią.
Czy córka już tańczy?
Tak, w przedszkolu. Kilka razy przyprowadziłem ją do mojej szkoły tańca, ale jeszcze się krępuje, wstydzi. Nie chcę zbyt mocno na nią naciskać.
„Córka to moje oczko w głowie”, przyznaje. A o swojej partnerce Ninie mówi: „Cudowna”.
Ale taniec ma przecież we krwi.
No tak. Zobaczymy, czy będzie chciała poświęcić się tej pasji. Wydaje mi się, że najważniejsze, to nie wywierać na niej zbyt dużej presji.
Kiedy najlepiej zapisać dziecko na taniec?
Każdy wiek jest dobry, zwłaszcza jeśli chodzi o dziewczynki. To jedna z tych aktywności ruchowych, która jest przez nie łatwo akceptowana i niesie wiele pozytywnych skutków: dziewczynki nabierają sprawności, siły, pewności siebie, wdzięku, zapewnia im to prawidłowy rozwój psychosomatyczny. Dzięki tańcowi nie tylko będą miały ładniejszą sylwetkę, będzie im łatwiej iść przez życie.
Teraz rodzice nagminnie wypisują dzieciom zwolnienie z wychowania fizycznego.
I wyrządzają im wielką krzywdę. W wielu przypadkach nie do nadrobienia! Jeśli już uważamy, że w szkole, do której chodzi nasze dziecko, WF jest fatalny, to przynajmniej zapiszmy je na jakieś pozaszkolne zajęcia ruchowe. Bo przecież w zdrowym ciele zdrowy duch.
Carmen ogląda tatę w telewizji?
Tak, śmieje się ze mnie strasznie! Jest bardzo spostrzegawcza.
Z czego się śmieje?
Według niej ostatnio robię głupie miny i dziwnie się zachowuję. A gdy w którymś z odcinków poszedłem tańczyć z Małgosią Foremniak, śmiała się i powiedziała: "Tata, ty podrywaczu!". Śmiałem się z tego godzinę! Moja córka ma wyczucie sytuacji i cięty język. A ma dopiero pięć lat! Ciekawe, co będzie dalej. Jedno jest pewne - będzie pilnowała ojca.
Co jeszcze wprawia pana w dobry nastrój?
Przyjaciele, fajne spotkania, ciekawe wywiady. Staram się cieszyć każdą chwilą, bo wiem, że życie szybko ucieka. Mam takie zadanie, które usiłuję wypełniać codziennie - cieszyć się małymi rzeczami. To one przynoszą radość. Staram się znajdować je każdego dnia.
Co pana denerwuje?
Na przykład to, że czasem czegoś nie wiem, że nie daję rady. Wkurza mnie nieuczciwość innych i moja słabość w pewnych sprawach. A przede wszystkim nielojalność. Tak, ona często mnie rozbija.
Przeklina pan?
Zdarza się, ale uważam, że to są emocje, a życie bez nich byłoby nudne. Przeklinam jednak dużo mniej niż kiedyś. Idę w dobrym kierunku (śmiech).
Dalej walczy pan z pracoholizmem?
Walczę, walczę. Myślę, że jest dużo lepiej, ale jeszcze sporo pracy przede mną. Często się z tego śmiejemy, mówimy, że w sumie to dobrze, że ktoś jest pracoholikiem. Ale prawda jest taka, że to jest coś groźnego. Można zatracić siebie, jeśli nie złapiesz w pewnym momencie równowagi, a to nie jest takie proste.
Jest coś, czego pan żałuje?
Wielu rzeczy. Zazwyczaj ludzie mówią w wywiadach, że niczego w życiu nie żałują i że wszystko zrobiliby tak samo. Ja tak nie uważam. Bo jest całkiem sporo rzeczy, które bym zrobił zupełnie inaczej. Pozostawię je oczywiście dla siebie (śmiech). Ale powiem tyle: mam nadzieję, że one mnie czegoś nauczyły. Liczę, że ta nauka, momentami bardzo bolesna, zaprocentuje w przyszłości.
Czy po tylu latach taniec i choreografia wciąż dają panu satysfakcję?
To moja wielka radość. Najchętniej zajmowałbym się tylko choreografią. Uwielbiam robić coś ciekawego z ludźmi, kompletować zespoły i tworzyć coś oryginalnego, niezwykłego.
Podobno drugą pana pasją są podróże?
To moja niespełniona miłość! Uważam, że każdy wyjazd wzbogaca i daje mnóstwo siły. Każda wyprawa to też kolejne doświadczenia. Z każdej wracamy mądrzejsi. Żałuję, że nie mam czasu, by wyjeżdżać na dłużej. Mam nadzieję, że za kilka lat znajdę go trochę więcej i zacznę się delektować światem.
Z plecakiem czy walizką?
I tak, i tak. Każdy rodzaj podróży jest fajny. I każdy ma swoje plusy i minusy. Lubię spać w luksusowych hotelach, zwiedzać najpiękniejsze stolice świata, ale też uwielbiam wyprawy blisko natury. Wtedy przemierzam świat z plecakiem.
Jest pan człowiekiem sukcesu?
Trudno mi to oceniać. Jestem człowiekiem pracy. Ciężkiej pracy. Jeżeli sukces do mnie przyszedł, to nie ot, tak sobie. To była konsekwencja wielu lat starań i harówki. A sukces? On dla każdego oznacza co innego.
Szczęśliwym?
Momentami jestem. Ale gdybym powiedział, że jestem szczęśliwy cały czas, to bym skłamał. Są w moim życiu momenty szczęścia i mam nadzieję, że potrafię je zauważać i celebrować. Bo życie trzeba celebrować!
Justyna Kasprzak