Zdrowotne zawirowania Beaty Tadli
Beata Tadla w swojej autobiografii "Czego oczy nie widzą" przyznała, że kilka lat temu przeszła udar mózgu. Nie był on jednak groźny, a jego ślady szybko zniknęły.
Pewnego dnia dziennikarka obudziła się nad ranem i uświadomiła sobie, że widzi tylko jednym okiem. Przez drugie odbierała szary, rozmazany obraz. Uznała, że to przez wczesną pobudkę i że wszystko niedługo wróci do normy. Jednak dolegliwości nie ustępowały. Kompresy, krople i inne domowe sposoby nie pomagały. Postanowiła, że wieczorem wybierze się do lekarza. Wcześniej musiała pojawić się na dyżurze w kanale informacyjnym.
Tuż przed wejściem na wizję, zasiadła w fotelu charakteryzatorskim. W połowie tworzenia makijażu zaczęła odczuwać mrowienie w lewej ręce, chwile później zupełnie straciła w niej czucie. Później poczuła mrowienie na lewej stronie twarzy. Wpadła w panikę. Koleżanki wezwały pogotowie. Prezenterka trafiła na oddział neurologiczny.
- Byłam wożona na badania, wkładana do ciasnych komór, prześwietlana, podłączana do przeróżnych aparatów. Diagnoz: udar. Nóż! Nie pamiętam, ale chyba wtedy jednak zaklęłam. Nie był to, na szczęście, groźny udar, zostawił po sobie drobne ślady, które całkowicie zniknęły po kilku tygodniach. Jednak to nie dolegliwości fizyczne zapamiętam z tamtej lekcji. Przeważył strach, że to koniec mojej dziennikarskiej pracy, że choroba zabierze mi coś, co tak bardzo kocham - pisze w swojej książce Tadla.
Obiecała sobie, że nauczy się odpoczywać, przestanie się tak mocno wszystkim przejmować, zacznie się zdrowo odżywiać i uprawiać sport.
- Konsekwentna pozostałam w dwóch ostatnich zobowiązaniach, z resztą ciągle się mierzę - stwierdza była gwiazda TVN24 i "Wiadomości".