Żona ma do mnie dużo cierpliwości
Sławę zdobył rolą w Krótkim filmie o zabijaniu, na piedestał twardzieli wprowadziła go rola policjanta Szajby z serialu Fala zbrodni. Urodził się 47 lat temu w Ostrowcu Świętokrzyskim, ale od lat mieszka w Gdańsku.

W szkole uchodził pan za buntownika: czarne stroje, farbowane włosy. Ile z tego zostało do dziś? Mirosław Baka: - Bliższe było mi określenie kontestator, a nie buntownik. Był to burzliwy okres w naszych dziejach, po raz kolejny otworzyliśmy się na Zachód i zaczęły pojawiać się różne trendy, choć ja pozostałem outsiderem. Do dziś staram się być sobą. To, co sobą prezentuję, wystarcza mi za wszystkie mody i trendy.
Zanim dostał się pan na studia, pracował jako sanitariusz w pogotowiu. To była szkoła życia? - Tak, niewątpliwie tak. Te kilka miesięcy jazdy karetką pogotowia ratunkowego zostanie na zawsze w mojej pamięci. Zbliżyło mnie to do ludzi w chwilach ich wielkiego nieszczęścia albo radości. Przed laty uważałem, że ludzie decydujący się na aktorstwo powinni najpierw przez pół roku pojeździć karetką.
Podobno dodało to panu dobrych kilka lat... - Wiele razy zetknąłem się ze śmiercią - śmiercią ludzi starych, młodych, dzieci. Jedno z nich umarło mi na rękach. Nie zapomnę tej tragedii do końca życia. Nie zapomnę też kobiety, która rodziła w karetce. Odebrałem szczęśliwie poród.
Jest pan impulsywny? - Bywam. Długo noszę w sobie problemy, zadrażnienia, ale przychodzi moment, że wybucham jak wulkan i wszystko dookoła zamienia się w gruzowisko. Koledzy wiedzą, że potrafię być niebezpieczny. Mam naturę introwertyczną, ale jak coś długo mnie podgryza, muszę dać upust emocjom, bo inaczej bym zwariował.
A co na to pana żona? - Nie jestem łatwym partnerem, bo mojej pracy towarzyszy wiele stresów. Nie wychodzę z teatru jako przyjemny facet. Żona ma do mnie dużo cierpliwości, zrozumienia, zwłaszcza w chwilach trudnych. Sama jest aktorką i wie, czym to pachnie. Jestem jej wdzięczny, że potrafi przymknąć oko na moje słabości.
Rozmawiał: B. Kuncewicz