Wielkanoc kiedyś i dziś – dawne zwyczaje, które odeszły w zapomnienie
Wielkanoc w Polsce to mazurki, święconka i lany poniedziałek. Wiadomo. Ale jeszcze kilka dekad temu święta wyglądały zupełnie inaczej, zwłaszcza na wsiach i w mniejszych miastach. Nasze babcie i prababcie miały swoje rytuały, które dziś wydają się egzotyczne, a czasem wręcz zaskakujące. Jakie wielkanocne zwyczaje odeszły w zapomnienie, a które wciąż gdzieś przemykają między współczesnym pędem a nostalgią za dawnymi czasami?

Spis treści:
Dawniej: post na serio. Dziś: symboliczna wstrzemięźliwość
Kiedyś Wielki Post traktowano poważnie. Przez 40 dni mięso, tłuszcz i nabiał były surowo zakazane, a w niektórych domach nawet nie wolno było gotować na zwykłym ogniu - używano specjalnych "postnych" palenisk. Żur na wodzie, śledź pod każdą postacią i razowy chleb to była codzienność.
- Dzisiaj to ludzie sobie trochę ułatwiają - śmieje się pani Maria, 87-letnia mieszkanka Małopolski. - Mówią, że nie jedzą słodyczy, ale kawałek ciasta w niedzielę to już nie grzech. A my? My jedliśmy śledzia i suchy chleb, a jak ktoś złamał post, to się mówiło, że nie wytrzymał pokusy. Inne czasy.
Dziś dla wielu post to bardziej eksperyment dietetyczny niż duchowe wyrzeczenie - rezygnacja z czekolady albo fast foodów. Nasze prababcie pewnie patrzyłyby na to z lekkim niedowierzaniem.
Palma na szczęście
Dziś Niedziela Palmowa to po prostu moment, kiedy idziemy do kościoła z kolorową palmą, kupioną na straganie. Kiedyś było inaczej - palmę robiło się własnoręcznie, a potem... używało jej w całkiem nieoczekiwany sposób. Po powrocie z kościoła domownicy lekko uderzali się nią po plecach i nogach - wierząc, że to przyniesie zdrowie i pomyślność.
- Jak byliśmy dziećmi, to babcia zawsze nas tą palmą smagała po rękach - wspomina pani Maria. - Mówiła: "To na zdrowie, żebyś silny był!". A potem sama brała palmę i stukała nią w róg stołu, żeby "odpędzić złe".
Dzieci biegały po wsi, smagając dorosłych gałązkami i wykrzykując: "Nie ja biję, palma bije!" - za co dostawały drobne upominki albo słodkości. A jeśli jakaś panna marzyła o szybkim zamążpójściu, miała prosty sposób na przyciągnięcie przyszłego męża - wystarczyło połknąć bazie z poświęconej palmy. Dziś ta metoda mogłaby trafić co najwyżej do poradnika z kategorii "nie próbujcie tego w domu".

Święcenie pól, domów i zwierząt
Dziś święcimy koszyczki, ale jeszcze sto lat temu w Wielką Sobotę święcono niemal wszystko - od pól, przez domy, po zwierzęta gospodarskie. Gospodarze wynosili kawałki poświęconych potraw na skraj pól, wierząc, że dzięki temu plony będą obfite, a kury będą lepiej się niosły. W niektórych wsiach zakopywano skorupki z poświęconych jaj, żeby ziemia była żyzna.
Dodatkowo wodą święconą kropiono całe obejście - od progów domu, przez stodołę, aż po studnię. Dziś te rytuały niemal zanikły, ale wciąż można spotkać starsze osoby, które przed Wielkanocą skrapiają wodą święconą mieszkanie "na wszelki wypadek".
Wielkanocne "randki" przy studni
Śmigus-Dyngus, czyli tradycyjne oblewanie wodą, dzisiaj kojarzy się głównie z niewinną zabawą. Ale dawniej było inaczej - to była niemal matrymonialna loteria. Jeśli dziewczyna została solidnie oblana, mogła być pewna, że ma wzięcie. Jeśli nikt nie wylał na nią ani kropli - cóż, mogło to być dość bolesne dla jej dumy.
- Pamiętam, jak mój starszy brat oblał wodą sąsiadkę, bo mu się podobała - śmieje się pani Maria. - A ona udawała, że się złości, ale na drugi dzień przyszła w nowej sukience. No i co? Za rok było wesele - dodaje.
W niektórych wsiach obowiązywał zwyczaj czerpania wody ze studni o świcie. Wierzono, że taka woda ma magiczną moc - umycie się nią miało zapewnić urodę i zdrowie na cały rok. Dziś zamiast wiader i studni mamy plastikowe butelki i zabawki na wodę, ale symbolika pozostaje - chodzi o radość, śmiech i odrobinę szaleństwa.

Wielkanoc kiedyś i dziś
Dzisiaj wiele dawnych zwyczajów funkcjonuje już tylko jako wspomnienie babć i dziadków, ale niektóre rzeczy się nie zmieniły - nadal lubimy wracać do domowych wypieków, ręcznie robionych ozdób i tradycyjnych przepisów. Coraz częściej staramy się odłożyć telefon na bok i naprawdę spędzić czas z bliskimi.
- Wiesz, co się nie zmienia? - mówi pani Maria. - To, że Wielkanoc zawsze smakuje najlepiej, jak jest rodzina przy stole. I jak mazurek jest domowy, a nie ze sklepu - i my się z tym zgadzamy.